18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Śniadek krytykuje Kaczyńskiego: Wywołał niepotrzebny spór

Redakcja
R. Kwiatek
Janusz Śniadek ostro krytykuje Jarosława Kaczyńskiego. Ma mu za złe, że w czasie zjazdu Solidarności wprowadził w swoim przemówieniu wątek sporu historycznego. - Spór wokół Sierpnia '80 i uczestnictwa w nim braci Kaczyńskich zepchnął na plan dalszy sprawy istotne dla człowieka pracy - twierdzi przewodniczący "Solidarności".

- Topnieje jak lód zawartość polskich portfeli. Spór wokół Sierpnia '80 i uczestnictwa w nim braci Kaczyńskich zepchnął na plan dalszy sprawy istotne dla człowieka pracy. Spór historyczny służy przysłonięciu rządowej polityki drenowania kieszeni obywateli, podniesienia stawek VAT i zamrożenia płac budżetówki - twierdzi Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ Solidarność.

Jednocześnie lider Solidarności przyznał, że porażką rocznicowego zjazdu "S" było zaakcentowanie sporu historycznego i konflikt wokół przeszłości. Nie krył w rozmowie z nami, że ma pretensję do Jarosława Kaczyńskiego o wprowadzenie wątku sporu historycznego podczas zjazdu związku z okazji 30 rocznicy Sierpnia '80.

Zdaniem Śniadka, spór toczony wokół tego, co działo się w Sierpniu, jest dalszym ciągiem politycznej kłótni między dwiema szkołami politycznego myślenia - tej wywodzącej się z lewicowego, trockistowskiego nurtu i tej narodowo-katolickiej.

- Niech badają to historycy - powiedział Janusz Śniadek.
Przewodniczący Solidarności twierdzi, że Jarosław Kaczyński niepotrzebnie skierował uwagę na tematy polityczne podczas zjazdu, gdyż dyskusja, jaka rozpętała się na zjeździe po wystąpieniu lidera PiS, przysłoniła przesłanie Sierpnia i sam rocznicowy zjazd.

- Wątek personalny zawarty w wystąpieniu Kaczyńskiego spowodował, że wszystko inne zostało przysłonięte tym konfliktem. To był błąd. Trwa antyzwiązkowa krucjata. Podkreślanie różnic, ściąganie na plan pierwszy waśni osłabia związek - uważa Śniadek, którego zdaniem Solidarność jest jedną z dwóch (obok Kościoła) wolnych od wpływów rządzących instytucji.

- Podnoszenie sporu historycznego jest zrozumiałe, ale nie przy okazji uroczystości rocznicowych. Gorszą te kłótnie elit politycznych, często ludzi Solidarności. Tego przeciętny obywatel nie rozumie i nie musi rozumieć. U tych, którzy tyle mówią o szacunku dla człowieka, dla ludzi pracy, tego szacunku nie widzę. Nie widzę też szacunku dla człowieka, który zginął - dodaje Śniadek.

W rozmowie z nami Janusz Śniadek przyznał, że po zjeździe "S" musiał tonować skutki wystąpienia lidera PiS.

- Nie chcę, by konflikt był symbolem tamtego zjazdu, by wokół Solidarności toczyć spór. Jest aktualny podział, jaki rysował się w 1980 czy 1981 roku i odżył w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym. Doprowadził do "wojny na górze" i rozpadu OKP, ale Solidarność nie da się podzielić ani zakrzyczeć - przekonywał nas Janusz Śniadek.

Zdaniem lidera "S", debata wokół związku ma przesłonić fakt ubożenia społeczeństwa i fiasko koncepcji rządowych
- Sytuacja sfery budżetowej jest tragiczna, topnieją portfele, stan państwowej kasy jest równie katastrofalny. Rząd ratuje się podnosząc podatek VAT. Te kilkadziesiąt złotych brakujących w kieszeni zwykłych obywateli to będzie dla nich problem. Rząd sięga po wdowi grosz. Może to sumy nieistotne dla ekspertów, dla polityków, ale dla innych brak tych kilkuset groszy w portfelu może stanowić tragiczny problem. I na to nakłada się parawan w postaci konfliktu w związku i wokół historii. Solidarność domaga się poważnych rozmów o poważnych problemach - twierdzi Śniadek.

Jego zdaniem, do reprezentowania ludzi w Solidarności trzeba uzyskać mandat.
- Nie mamy dożywotniego prezydenta, nie mamy dożywotniego premiera czy szefa Solidarności . Związek to demokracja. Jarosław Kaczyński zabrał głos. Po nim poprosiła o to samo Henryka Krzywonos i otrzymała. My też upominamy się o głos - argumentował Śniadek, który też swój mandat będzie potwierdzał w jesiennych wyborach na przewodniczącego związku.

Przypomnijmy, że spór wokół historii związku rozgorzał po tym, jak Jarosław Kaczyński na gdyńskim zjeździe przedstawił swoją wersję strajku z 1980 roku. Jego zdaniem, do stoczni przybyła grupa ludzi o znanych nazwiskach, którzy mieli "plan kompromisu, gdyby go realizować, okazałby się być pozorem i klęską". Przeciwwagą dla tych ludzi miał być Lech Kaczyński. Nazwiska nie padły, ale było oczywiste, że prezes PiS uderzył w doradców MKS, jak Tadeusz Mazowiecki, Bohdan Cywiński, Bronisław Geremek.
- Jarosław Kaczyński nie ma prawa do pierwszej Solidarności, on nie brał z nami udziału w tym wszystkim w przeciwieństwie do swojego brata, Lecha - stwierdziła Henryka Krzywonos.

Z kolei Jarosława Kaczyńskiego wziął w obronę Andrzej Kołodziej, wiceprzewodniczący MKS:
- Wspominając rangę udziału Lecha Kaczyńskiego jako doradcy MKS w Sierpniu 1980 roku miał rację. Następnego dnia po przybyciu na strajk tzw. doradców warszawskich prof. Jadwiga Staniszkis na spotkaniu w hali wydz. W-3 Stoczni Gdańskiej wyjaśniła nam rolę, jaką mają do spełnienia doradcy. Ich zadaniem miało być przekonanie nas do rezygnacji z postulatu zarejestrowania Wolnych Związków Zawodowych.

Jerzy Borowczak ma inne zdanie: - Nie było Lecha Kaczyńskiego na strajku dłużej niż godzinę. Nie odegrał wówczas żadnej roli. Pomagał, ale przed Sierpniem. Uczył nas prawa pracy, pisał odwołania w sprawie zwolnień z pracy. Dopiero kiedy powstało biuro analiz prawnych związku, został jego kierownikiem - mówi Borowczak.

Artur S. Górski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki