Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia ciąży nad Łemkowszczyzną

Marek Lubaś-Harny
Wierzę, że kiedy się bliżej poznamy, dogadamy się - mówi Stefan Kłapyk
Wierzę, że kiedy się bliżej poznamy, dogadamy się - mówi Stefan Kłapyk Marek Lubaś-Harny
XXVIII Łemkowska Watra, która rozpoczyna się dzisiaj, znowu utonęła w cieniach przeszłości. Zamiast łączyć, znów dzieli ludzi. I nie chodzi tu o wiarę ani politykę, ale o historię, i to nawet nie tę jeszcze świeżą sprzed ponad sześćdziesięciu lat, lecz tę sprzed ponad dwóch wieków.

Przed trzema laty, w przeddzień XXV Łemkowskiej Watry, Łemkowie postawili w Zdyni Dzwon Pokoju. Przewodniczący Zjednoczenia Łemków Stefan Hładyk mówił wtedy: - Jutro zadzwoni tu w imię pojednania, oby na zawsze. Sześćdziesiąta rocznica Akcji "Wisła" to dobra okazja, aby ostatecznie zamknąć nieszczęsny okres naszej historii.

Okazuje się, że historii tak łatwo zamknąć się nie da. XXVIII Łemkowska Watra rozpoczyna się dzisiaj znowu w cieniu przeszłości. I to o wiele dalszej. Powinna być świętem śpiewu, tańca, rusińskiej kultury i tradycji. Okazją do spotkania rozproszonych po świecie Łemków. Dla Polaków lekcją wiedzy o sąsiadach, od których różni ich język i termin świętowania Bożego Narodzenia. Co więcej? Spojrzenie na minione dzieje. To właśnie ono wydaje się dzisiaj dzielić bardziej niż wiara czy polityka. Ostatnio Polaków i Rusinów z Beskidu Niskiego poróżniła postać Kazimierza Pułaskiego. Kiedy pojawił się projekt postawienia mu pomnika w Wysowej, miejscu walk konfederatów barskich, wybuchła afera. Zjednoczenie Łemków skierowało do wojewody małopolskiego protest.

Symbol niezgody
- Jestem zdumiony, że tak odległa historia wciąż budzi tyle kontrowersji - mówi Antoni Bara, jeden z inicjatorów budowy pomnika Pułaskiego. - Chcieliśmy w ten sposób uczcić konfederatów barskich, którzy wzniecili pierwsze powstanie narodowe, sprzeciwiając się carskiej niewoli. Pułaski miał być jedynie symbolem, bo jest znany, zresztą bardziej w Stanach Zjednoczonych niż w Polsce.

Bara roztacza wizję przedsięwzięcia. W październiku tego roku zaplanowano w Wysowej konferencję popularnonaukową poświęconą konfederatom barskim i ich walkom w Beskidzie Niskim. Kulminacyjnym punktem miało być odsłonięcie pomnika Pułaskiego, wraz z tablicą upamiętniającą wszystkich 170 poległych tu konfederatów. Przewidziano też imprezy towarzyszące, jak młodzieżowy rajd z Bardiowskich Kupeli na Słowacji do Wysowej, występ Jacka Kowalskiego i wieczór pieśni konfederackich.

- Program uzgodniliśmy już w marcu z wójtem gminy Uście Gorlickie - mówi Antoni Bara. - Wojewoda małopolski Stanisław Kracik przyjął patronat honorowy. Chcieliśmy zaprosić attaché wojskowego Stanów Zjednoczonych i Alexsa Storożyńskiego, szefa Fundacji Kościuszkowskiej. Niespodziewanie na przeszkodzie stanęła niezrozumiała dla mnie postawa działaczy łemkowskich.

W swym proteście, skierowanym do wojewody, Zjednoczenie Łemków argumentowało:
"Izby, Szubieniczny Wierch oraz Wysowa wiążą się tragicznie dla naszej społeczności z pobytem w tych miejscach konfederatów barskich pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego. W Izbach koło szańców konfederaci wieszali na szubienicy ówczesnych Rusinów, a współczesnych Łemków. W Wysowej zaś konfederaci ciężko dawali się we znaki miejscowym Łemkom, czego wyrazem były gwałty, uciążliwa i grabieżcza aprowizacja w ciągu dwóch lat oraz spalenie cerkwi".

Stanowisko Zjednoczenia Łemków podzielili prawosławny arcybiskup przemyski i nowosądecki Adam oraz metropolita przemysko-warszawski obrządku greckokatolickiego Jan Martyniak. - Przecież konfederaci nie najechali Łemków, tylko uciekali przed Rosjanami - mówi Bara. - Nie zaprzeczam, że jacyś Rusini ponieśli śmierć z rąk powstańców. Tak się dzieje na wojnie. A co do cerkwi w Wysowej, słyszałem też wersję, że dwa lata po odejściu konfederatów spłonęła od pioruna.
Historia i mit
Wśród Łemków z pokolenia na pokolenie przekazywana jest wieść o konfederackich gwałtach. Gdzie kończy się historyczna prawda, a zaczyna legenda, trudno dziś rozstrzygnąć. Jednym z twórców męczeńskiego mitu był długoletni proboszcz w Izbach a jednocześnie łemkowski pisarz Wołodymyr Chylak, który prześladowania Rusinów przez wojsko Pułaskiego opisał w powieści "Szubieniczny Wierch". Na ile poniosła go pisarska fantazja?

Stefan Hładyk nie chce się jeszcze raz wypowiadać. - Wokół tej sprawy już za dużo powstało hałasu - mówi. - Swoje stanowisko wyraziliśmy. Niestety, nieraz przekonywaliśmy się, że nasze słowa bywają wykorzystywane przeciw nam, a nawet przeinaczane. Prawdę mówiąc, trochę trudno się dziwić oburzeniu Polaków, kiedy słyszą takie głosy jak wypowiedź jednego z łemkowskich działaczy, który porównał Pułaskiego do Stepana Bandery. Wiceprzewodniczący Zjednoczenia Łemków Stefan Kłapyk rozkłada ręce. - Mogę to skomentować tylko tak, że ten pan wypowiedział się prywatnie, we własnym imieniu. I powiedział o dwa słowa za dużo - wyjaśnia Kłapyk.

Jednak w sprawie pomnika Kłapyk zgadza się ze stanowiskiem zarządu. - Jaka była prawda, niech rozstrzygają historycy, jednak w naszej tradycji konfederaci barscy nie kojarzą się dobrze. W cerkwi w Wysowej zachował się napis na belce, że poprzednia cerkiew została spalona właśnie przez nich. Nie mamy powodu nie wierzyć temu, co zostało zapisane w cerkwi. Czy podpalono ją z zemsty czy w trakcie działań zbrojnych, nie wiem. Myślę jednak, że nasze uczucia należy uszanować.

Nazwisko Bandery w tym kontekście pojawiło się nieprzypadkowo. Zdarzające się ostatnio próby gloryfikacji przywódcy UPA ranią z kolei uczucia Polaków. Na zeszłorocznej Łemkowskiej Watrze ktoś nawet paradował podobno w koszulce z podobizną Bandery. Takie incydenty dolewają oliwy do ognia.

Widmo Bandery
Dwa tygodnie temu na biurko wojewody małopolskiego trafiło dziwne pismo. "My, grupa Łemków, dumnych ze swojej odrębności ETNICZNEJ oraz bycia OBYWATELAMI Rzeczypospolitej Polskiej, zwracamy się z apelem o nadzór nad organizacją i przebiegiem XXVII Łemkowskiej Watry w Zdyni (…), imprezy finansowanej również ze środków publicznych. Podczas tej imprezy w latach poprzednich, za przyzwoleniem i przy cichym poparciu organizatorów, tj. Zjednoczenia Łemków, miały miejsce akcenty propagujące nacjonalizm ukraiński. Wielu uczestników BEZ żadnych przeszkód nosiło na koszulkach podobizny Stefana Bandery (…), słyszane były często antypolskie okrzyki oraz wypowiedzi. Nie zgadzamy się, aby podczas imprezy będącej świętem naszej Grupy Etnicznej dochodziło do gloryfikowania osób i organizacji, które odpowiadają za śmierć setek tysięcy ludzi (przede wszystkim Polaków)".

Charakterystyczne, że pismo nie zostało podpisane. Co do samego incydentu, to w zeszłym roku został opisany jeden taki przypadek. Wymieniony z imienia i nazwiska przybysz ze Lwowa miał pojawić się w koszulce z podobizną Bandery i nawet wypowiadać się publicznie, że to ukraiński bohater. - Chciałbym zobaczyć tych Łemków, co to napisali - mówi Stefan Kłapyk. - W sprawie rzekomej gloryfikacji Bandery było prowadzone prokuratorskie śledztwo. Zostało umorzone. Nie wykluczam, że wśród kilku tysięcy ludzi, którzy przewinęli się przez Watrę, mógł być ktoś, kto włożył taką koszulkę i pobiegł do dziennikarzy. Jednak twierdzenie, że za naszą zgodą są gloryfikowane postawy nacjonalistyczne, to zwykłe oszczerstwo. Tak nie było, nie jest i nie będzie. Nie ma żadnej dokumentacji tego przypadku. A jeśli ktoś rzeczywiście był świadkiem takiego zachowania, dlaczego nie przyszedł do biura Watry czy do naszej ochrony, tylko napisał w gazecie? Jesteśmy już tym ciągłym jątrzeniem zmęczeni.

Rachunki krzywd
- Byłem na trzech Łemkowskich Watrach i najbardziej mnie uderzyło, że tam wciąż odbywa się rozdrapywanie ran - mówi Antoni Bara. - Nie pochwalam Akcji "Wisła". Jednak wtedy nie tylko Łemkowie cierpieli. W Wysowej wzorcowe gospodarstwo górskie, jedno z najnowocześniejszych w Europie, miał Polak doktor Łopaciński. Zabrano mu wszystko, kazano wynosić się w ciągu jednego dnia. Takie to były czasy.

Łemkowie jednak przypominają, że ich krzywdy, mimo wielu obietnic, nie zostały naprawione. Wciąż dobijają się o zwrot bezprawnie zabranych w roku 1947 lasów, gruntów, gospodarstw. Po roku 1956 pozwolono Łemkom powrócić na ziemie ojców. Jednak swoje dawne domy musieli sobie… kupić. Jeśli, oczywiście, ktoś chciał je im sprzedać. Mieli nadzieję, że po roku 1990 coś się zmieni. - Od dwudziestu lat chodzimy, stukamy, prosimy - mówi Kłapyk. - W roku 2001 już się wydawało, że klimat się zmienił. Niestety, na krótko.

Trzydzieści dwie sprawy o zwrot majątków leśnych udało się w następnych latach szczęśliwie zakończyć. Pierwszym, który odzyskał rodzinny las, był przewodniczący Hładyk. Później znów coś się zacięło.
- Nie słyszałem, aby w ciągu ostatnich pięciu lat ktoś coś odzyskał - mówi Stefan Kłapyk. - Wszystkie sprawy utknęły na różnych szczeblach. Nikt nie mówi, że nie, ale postępowania się przeciągają, kolejne odwołania trwają latami. Mnie się wydaje, ze to jest cyniczna gra. Większość wnioskodawców to ludzie już sędziwi. Kiedy odejdą, wszystkie procedury trzeba będzie zacząć od początku, a przede wszystkim przeprowadzić postępowanie spadkowe. Ten proceder pozwala w majestacie prawa konserwować dotychczasowy stan.

Tymczasem w Wysowej i innych łemkowskich kiedyś wsiach kupują nieruchomości ludzie z zewnątrz. Antoni Bara nie kryje, że również tak zrobił. - Rozumiem Łemków, szanuję ich tradycje i kulturę - zapewnia. - Sam pochodzę z Krygu, tutejsze trudne dzieje znam od dziecka. Pan Stanisław Hübner, malarz z Gorlic, współautor pomysłu zbudowania pomnika Pułaskiego, to kustosz Łemkowszczyzny. Od lat utrwala pędzlem łemkowskie chyże, cerkiewki, kapliczki. Wielu z nich już nie ma, pozostały tylko na jego akwarelach.

Nikt nie udokumentował łemkowskiej przeszłości tych okolic tak jak on. Jestem jednak zdania, że przede wszystkim trzeba patrzeć w przyszłość. Myślałem, że na emeryturze osiądę w Wysowej i coś jeszcze dla niej zrobię. Zarówno dla Polaków, jak i dla Łemków. Ta miejscowość ma potencjał, tylko trzeba ludzi do niej przyciągnąć. Postać Pułaskiego, tak czczona za oceanem, mogłaby być magnesem. Dogadałem się z miejscową władzą. Nie sądziłem, że trzeba chodzić i pytać każdego, czy się zgodzi, żeby w Polsce postawić pomnik polskiemu bohaterowi. Wojewoda małopolski jednak cofnął zgodę na postawienie pomnika w planowanym miejscu. W piśmie do prawosławnego arcybiskupa Adama poinformował, że rozważa inną lokalizację.
Światełko w tunelu
- Nie mamy nic przeciwko pomnikowi Pułaskiego, lecz nie w Wysowej - mówi Stefan Kłapyk. - Można go postawić niedaleko, w Kobylance, gdzie konfederaci też walczyli. Wierzę, że kiedy się bliżej poznamy, dogadamy się. Bo dogadać się można. Kto chce się przekonać, iż to możliwe, niech jedzie do Łosia.
Łosie to wieś maziarzy, słynnych niegdyś w całej Polsce i daleko poza jej granicami. Dziś przypomina o tym "Zagroda Maziarska" - Oddział Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach. W kilku wykupionych z prywatnych rąk budynkach, położonych tuż za murem miejscowej cerkwi, powstała jedyna w swoim rodzaju ekspozycja dokumentująca ten zaginiony zawód, w którym wyspecjalizowali się miejscowi Rusini. A także ich codzienne życie.

- Z inicjatywą utworzenia zagrody wystąpiło Zjednoczenie Łemków, ale decydujące było wsparcie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego - wyjaśnia kierownik oddziału Emil Kania, Polak.
- Przyjeżdżają wycieczki i otwierają oczy ze zdumienia, że Łemkowie nie tylko owce paśli po górach - mówi przewodniczka Anna Kłapyk. Pochodzi z łemkowskiej Klimkówki. Jej rodziców także wypędzono z ojcowizny podczas Akcji "Wisła".

- Tu, w Łosiu, na łąkach, założono obóz, spędzono trzy wioski: Klimkówkę, Kunkową i Leszczyny - opowiada. - Kazano ludziom spakować się w ciągu trzech godzin. Czego nie zdołali zabrać z sobą, przepadło. Przez cztery dni trzymali ich w błocie pod gołym niebem, a potem popędzili do Gorlic. Kto nie został aresztowany i umieszczony w obozie w Jaworznie, był pakowany do pociągu i wywożony na zachód, w obce strony. Jej matka Anna Bazylewicz wspomina: - Ja i mąż byliśmy młodzi, nie mieliśmy jeszcze prawie nic, to i niewiele straciliśmy. Ale dla naszych rodziców to była tragedia.
Dziś ma 88 lat i na świat spogląda pogodnie. Było, minęło...

- Kobiety mają może inne podejście - mówi Anna Kłapyk. - Ja to nawet z mężem o tych sprawach staram się nie rozmawiać, żeby się nie pokłócić. Co mnie cieszy, to ta "Zagroda Maziarska". Odkryłam w niej swoje nowe powołanie. Dzisiejsi młodzi mało co wiedzą. Kiedy pokazuję im kołowrotek, dziwią się, że kiedyś ludzie sami robili sobie ubrania. Nie rozumieją, kto to był druciarz, w głowach im się nie mieści, że rozbitego garnka się nie wyrzucało, tylko oddawało do drutowania. A przecież powinni coś wiedzieć. Emil Kania to z kolei przykład Polaka zakochanego w łemkowskiej kulturze. Ożenił się z łemkowską dziewczyną, więc może dlatego. Jednak nie trzeba chyba koniecznie się żenić, żeby się nawzajem lepiej rozumieć. Może jest mimo wszystko szansa, aby każda kolejna Łemkowska Watra coraz mniej dzieliła, a coraz bardziej łączyła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska