Sumienie kazało mi odejść

Tadeusz Bartoś, do 2007 r. dominikanin, filozof, profesor Akademii Humanis- tycznej im. Aleksandra Gieysztora
Tadeusz Bartoś
Tadeusz Bartoś Monika Bajkowska
Lepiej opuścić Kościół, niż być hipokrytą. Księża w Polsce są często zagrożeni demoralizacją - mówi Tadeusz Bartoś

Odejść z kapłaństwa z powodów sumienia - czy takie postawienie sprawy nie jest sprzeczne wewnętrznie? Przecież kapłan składał przysięgę, że do śmierci pozostanie na służbie kościelnej. Odchodząc, nie dotrzymuje więc zobowiązania.

Co jednak począć, kiedy młody kapłan z czasem spostrzega, że to nie tak miało być? I nie o przykrości w życiu kapłańskim mu chodzi, nie o krzyż i ofiarę, lecz o niesprawiedliwość, demoralizację, którą przynosi życie w środowisku duchownych.

Co począć, gdy kapłan zauważa, że organizacja życia księży raczej jest poniżającym godność ubezwłasnowolnieniem, ex definitione niemoralnym, aniżeli życiem wolnych dzieci Bożych, czy - używając świeckiej terminologii - wolnych obywateli? Co ma zrobić duchowny, gdy widzi nieadekwatność prawa kościelnego, które zachowało feudalną strukturę zależności, nieobecną w Europie od ponad stulecia? "Złe prawo nie jest prawem, lecz bezprawiem" - pisał Tomasz z Akwinu.

Nie wprowadzono w Kościele zmian, które wyznaczają standardy cywilizowanego świata: umowy o pracę, prawa do rozwiązania umowy, dwustronności zobowiązań, niezależności władzy sądowniczej. Maskując te niesprawiedliwości nauką o powołaniu kapłańskim, jakby mogło ono tłumaczyć nadużycie władzy. Złe prawo należałoby zwalczać, a nie tłumaczyć, że tak być musi.

Ani tak być nie musi, ani Jezus tak nie uczył. Teologia współczesna (w Polsce mało znana) skutecznie tego dowodzi.

Postawione tu pytania nie były dla mnie li tylko teorią: osobiście musiałem sobie na nie odpowiedzieć. Moja odpowiedź brzmiała: należy odjeść i jeśli to możliwe, zwracać publicznie uwagę na nadużycia, jakie mają miejsce w ukrytym przed oczyma świeckich świecie duchownych.
Już w seminarium kleryk ma spełniać oczekiwania przełożonych, ma być pobożnym i gorliwym wedle szablonu.

Wszystko to na pokaz, dokładnie odwrotnie, niż nauczał Jezus. Młodzieniec o silnym charakterze, wygłaszający własne poglądy w przeciętnym seminarium się nie ostoi.
Dobra parafia lub zła parafia - to w języku duchownych parafia bogata lub biedna. Trzeba wyrobić sobie znajomości, dojścia do biskupa, odpowiednio to później wynagradzać stosownymi daninami na kurię, wspierać, nie krytykować, by być proboszczem na dobrej parafii. Kto tego nie wie, głupi jest i skończy na wsi zapadłej. Te frazy nie są wytworem mojej fantazji, przytaczam tylko świat pewnie nieznany czytelnikowi.

Ksiądz zobowiązany jest głosić naukę moralną Kościoła. Nie wolno mu mówić, co sam sądzi. To deprawuje, pozbawia podmiotowości etycznej. Powstaje świat zależności emocjonalnych, światopoglądowych. Jakby własna wrażliwość była niczym wobec prawdy kościelnej: zaufaj Kościołowi, Kościół ma rację, bo Kościół jest od Boga, nawet jak czegoś pojąć nie potrafisz - słyszy duchowny od początku swej formacji.

Wszystko to piszę świadom łatwej możliwości oskarżenia mnie przez krytyków: sam wystąpił i teraz szuka usprawiedliwień, krytykuje stan duchowny, bo samemu krzyża Pańskiego nosić mu się nie chciało. Jak się bronić przed takimi zarzutami? Może jest dokładnie odwrotnie: najpierw zrozumiałem, co zrozumiałem, a później podjąłem decyzję.

Są pewne dowody takiej kolejności przebiegu wypadków, w postaci tekstów publikowanych już od wielu lat przeze mnie, choćby tych zebranych w książce "Wolność, równość, katolicyzm" (W.A.B. 2007) czy w innych moich książkach. Podjąłem decyzję po wielu latach namysłu. Odmawiam służenia w Kościele, z którego obecnym sposobem funkcjonowania fundamentalnie się nie zgadzam. Lepiej odejść z kapłaństwa, niż być hipokrytą.

Wielu jednak nie odejdzie, choć myśli podobnie. Słowa krytyczne przeze mnie tu formułowane sami wypowiadają, dosadniej niekiedy. Lecz nie odejdą. Nie chciałbym nigdy jednak być ich sędzią czy oskarżycielem. Niektórzy wyznają, że trzyma ich wiara. Wierzę im. Są także cynicy, choć bardzo pobożni. "Głupi jesteś, gdzie ci będzie lepiej, wszystko masz, mieszkanie, samochód, co chcesz, robić możesz" - mówił mi kolega duchowny karcącym tonem, gdy podjąłem decyzję o odejściu.

Są też tacy, którzy nie odejdą, choć wiedzą, że powinni, ale się boją, bo nie mają gdzie pójść, nie mają siły psychicznej, a mają swoje lata, do tego system kościelny ich ubezwłasnowolnił, wiedzą, że w chwili odejścia nie otrzymają znikąd pomocy, duchowej, emocjonalnej czy finansowej.
Ja sam odszedłem. Nie po to jednak, by innych potępiać, chciałem jedynie spróbować iść za głosem własnego sumienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sumienie kazało mi odejść - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl