Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupsk: Za miesiąc pracy dostają 272 złote

Robert Gębuś
Prace społecznie użyteczne mają aktywizować bezrobotnych
Prace społecznie użyteczne mają aktywizować bezrobotnych
Pracę społecznie użyteczną za 272 zł miesięcznie proponuje bezrobotnym Powiatowy Urząd Pracy w Słupsku. Dla osób, które się znajdują na liście petentów opieki społecznej i korzystają z różnych form pomocy, to sposób na podreperowanie skromnego budżetu. Mogą jednak pracować tylko 40 godzin miesięcznie, za 6,80 zł za godzinę.

- Gdybym dostała chociaż pół etatu, to wzięłabym go z pocałowaniem w rękę. A tak to tylko kpina z ludzi - nie kryje złości Grażyna Waluda, którą w marcu urząd pracy skierował do obierania ziemniaków w ośrodku pomocy społecznej. - Pracuję tam od trzech miesięcy, po dwie godziny dziennie.

Wychodzi zaledwie 272 złote za miesiąc. Do takiej pracy zmusza ludzi strach przed skreśleniem z ewidencji osób bezrobotnych. Chyba tylko o to chodzi, żeby w ten sposób urząd pracy poprawił sobie statystyki. Ludzie się boją, że stracą ubezpieczenie i będą musieli płacić za lekarza. To nie praca społeczna, tylko czyn społeczny - dodaje zdenerwowana.

- Ludzi, których wysyłamy do prac społecznie użytecznych, wybieramy z listy przesłanej przez opiekę społeczną. Za tych, którzy z tej pracy rezygnują, ubezpieczenie zapłaci opieka - zapewnia Marcin Horbowy, rzecznik prasowy Urzędu Pracy w Słupsku. - Lepsza taka praca niż żadna- dodaje.

W tym roku Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Słupsku przekazał do PUP listę 211 mężczyzn i 210 kobiet, które urząd może skierować do prac społecznie użytecznych.

- Większość osób korzystających z opieki jest zainteresowana tego typu pracą, chociaż nie brakuje i tych, którzy z niej rezygnują- mówi Katarzyna Białkowska-Dymek, specjalista ds. aktywizacji zawodowej w MOPR. - Osoba, która może być skierowana do takiej pracy, musi korzystać z pomocy ośrodka i nie mieć prawa do zasiłku.

Tymczasem rzecznik PUP, Marcin Horbowy podkreśla, że takie zajęcia mają przede wszystkim zaktywizować długotrwale bezrobotnych.

- To ludzie przeważnie bez wykształcenia i kwalifikacji - mówi Horbowy. - Dlatego wysyłamy ich do takich zajęć jak na przykład sprzątanie czy odśnieżanie. Ma to pomóc w powrocie do pracy osobom, które nie pracowały od 10 czy 15 lat.

Grażyna Waluda, jak twierdzi, dopóki miała siłę, pracowała zawodowo.

- Prowadziłam zakład prywatny zajmujący się wymianą sprzętu przeciwpożarowego, później jeździłam na truskawki do Niemiec - mówi.
Nie kryje jednak, że długo pozostawała "na łasce" opieki społecznej".

- Przez sześć lat pobierałam formę zapomogi, około 300 złotych miesięcznie - wyjaśnia. - Mam 52 lata, nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy. Z wykształcenia jestem stolarzem meblowym. Skończyłam technikum, ale nie mam matury.

Grażyna Waluda, która samotnie wychowuje dorastającą córkę, żeby dostać pracę, zmieniła zawód.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki