Romeo i Julia na wczasach

Konrad Dulkowski
74.5 proc Polaków nie wierzy, by wakacyjna miłość przerodziła się w trwały związek
74.5 proc Polaków nie wierzy, by wakacyjna miłość przerodziła się w trwały związek Marcin Olivia Soto/POLSKA
Marzymy o wakacyjnej miłości, ale większość z nas jej nie przeżyła. Na zlecenie dziennika "Polska" Instytut ARC Rynek i Opinia zapytał Polaków, jak się kochamy latem. No właśnie, jak... - zastanawia się Konrad Dulkowski

Wydawałoby się, że każdy, przynajmniej raz w życiu, przeżył coś, co można nazwać wakacyjną miłością. Jeśli nie ubiegłego lata, to na studiach pod namiotem albo przynajmniej w podstawówce na koloniach. Ale choć większość rodaków uważa wspólny pobyt na wakacjach za okoliczność najbardziej sprzyjającą romansom, to już prawie 60 proc. z nich nigdy takiej miłości nie zaznało.

Czyżbyśmy więc byli narodem pozbawionym fantazji, ludźmi, którzy namiętność czują tylko w odpowiedzialny, racjonalny sposób? Jak kochamy, to tylko ojczyznę, a jak szalejemy, to jedynie po alkoholu? A może nie chcemy się przyznać, że czasami serce bierze górę nad rozsądkiem, a wakacyjny chłopak czy dziewczyna pozostają w pamięci dłużej, niż na to zezwala trzeźwy osąd? Chyba właśnie to ostatnie, bo jednocześnie ponad 63 proc. Polaków przyznaje, że mimo wszystko marzy, by kiedyś i im taka miłość się zdarzyła.

Bo go kocham, Zocha

Marzyć jest o czym. Od lat literatura i film pokazują nam, co tracimy, unikając letnich strzałów Kupidyna. Tadeusz Konwicki w "Kronice wypadków miłosnych" wskrzesza przedwojenne uczucie pary maturzystów, wplatając je w schyłek epoki, która zakończy się wraz z nadejściem woj-ny. A wszystkim, którzy oglądali ekranizację "Kronik…" Wajdy, w pamięć wbiła się scena, w której główny bohater drze się pod oknem ukochanej "Alina, Aliiinaaa!", kończąc zdławionym "o, Jezu..." na widok ojca wy-branki celującego do niego ze strzelby nabitej solą.

Albo "Motyle", film z 1973 roku, przepiękna opowieść o wakacyjnym zadurzeniu 12-letniego Edka w jego rówieśniczce Monice. Chociaż bohaterowie są bardzo smarkaci, to i tutaj uczucie jest ważnym elementem dorastania, rozumienia spraw, które nie należą już tylko do świata dziecięcego. Podobnie w powieści Janusza Domagalika "Koniec wakacji", sfilmowanej także w latach 70., w której miłość nastolatków jest jednym z elementów wchodzenia w dorosłość.

- Moja wakacyjna miłość była dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem - przyznaje 22-letnia Patrycja, studentka kulturoznawstwa. - To było pierwsze tak głębokie zakochanie, przez długi czas sądziłam, że nic równie intensywnego mnie już w życiu nie spotka.

Miała wtedy 15 lat, on miał na imię Rafał i był o rok starszy. Spędzali razem wakacje na koloniach w poniemieckim gospodarstwie na Warmii.

- Omal z nim nie straciłam cnoty - śmieje się Patrycja. A jednak po powrocie wszystko się rozmyło, przestali się spotykać.

- Długo czułam się zraniona - mówi Patrycja. - Nie dlatego, że mnie zostawił, ale byłam rozczarowana tym, że bajka nie jest w stanie trwać w codzienności. Takie pierwsze dorosłe rozczarowanie, zderzenie z prawdziwym życiem.

Drodzy Czytelnicy, czy to nie jest też o Was historia?
"Kochane Lato z Radiem, już nie mogę, więc piszę. Poznałam go w po-ciągu, miał na imię chyba Krzysiek. Lecz nie pamiętam dobrze, jakiej pociąg był relacji. Mam lat 18, a on wy-siadł na jakiejś stacji. Przystojny był jak Linda, więc po nocach szlocham. Pomóżcie mi go znaleźć, bo go ko-cham, Zocha" - śpiewa kabaret OTTO, ale mógłby to być fragment autentycznego listu.

O tym, że letnie uczucie trwa tylko chwilę, jest przekonanych 75 proc. badanych przez ARC Rynek i Opinia.

Naukowcy potwierdzają, że stałe związki zawiązują się raczej jesienią, bo pełna miłość jest wypadkową trzech składników: namiętności, intymności i zaangażowania.

- A w wakacyjnej miłości nie pojawia się zaangażowanie - podkreśla Aleksandra Jodko, seksuolog z SWPS. - Zwykle nawet nie dochodzi do pojawienia się duchowej bliskości, bo nie czujemy potrzeby odsłonięcia się przed drugim człowiekiem. Wakacyjne uczucie bazuje tylko na namiętności. Na więcej zwyczajnie za mało czasu.

Wracamy do siebie, do pracy, zmieniamy otoczenie. W codziennej rzeczywistości to, co wydawało się tak nowe i podniecające, już nie cieszy, a może nawet irytować. Letnie rozluźnienie, chęć ciągłej zabawy - tak, ale na urlopie. Rozrywkowy typ może tylko denerwować, gdy zaczyna bu-rzyć porządek zwykłych dni.

- Poznałem dziewczynę na Pikniku Country w Mrągowie - opowiada Krzysztof, 25-letni pracownik reklamy. - Świetnie się bawiliśmy, była kompletnie szalona, piliśmy piwo do rana, nocą kąpaliśmy się nago w jeziorze.

Ale potem wakacje się skończyły, tymczasem znajoma nie miała ochoty zakończyć znajomości. Tyle że ona studiowała, łatwiej więc mogła zarywać noce, by bawić się w pubach i chodzić na koncerty. Tym bardziej że za większość przyjemności płacił Krzysiek. Bo to on pracował.

- Długo się wahałem, bo w sumie było nam dobrze razem, ale zerwałem z nią, ponieważ nie mogłem znieść tej niekończącej się balangi. To było fajne na wakacjach, potem już nie.

Złapał mnie na lasso!

Dlaczego właśnie w wakacje tak chętnie oddajemy się erotycznym uniesieniom? A kiedy indziej? W ciągu roku musimy wstać wcześnie, by zdążyć do pracy, w której musimy wysiedzieć swoje. Potem zakupy, domowe obowiązki. Na kolację przy świecach nie ma czasu, bo trzeba wcześnie położyć się spać, by rano wstać do pracy... Kółko się zamyka.

- Przeżywanie przygód jest czymś, na co nie mamy czasu podczas tygodnia pracy, a miłość jest przecież przygodą - mówi Aleksandra Jodko.

Słońce, ciepło - owszem, pomagają, bo człowiek dobrze się wtedy czuje, przynajmniej dopóki nie zgrzeje się i nie spoci. Ale najważniejszy jest wolny czas, więc jeśli wakacje wypadałyby w listopadzie, pewnie określenie "jesienna miłość" byłoby synonimem gorącego, lecz płytkiego uczucia wygasającego po skończeniu wakacji.

Właśnie ta namiętność ulotnego uczucia jest fascynująca. A najbardziej interesujące są porywy namiętności prowadzące do szalonych czynów. Romeo i Julia nie wzbudziliby niczyjego zainteresowania, gdyby spokojnie się zaręczyli i stanęli na ślubnym kobiercu, a potem ona urodziłaby mu gromadkę dzieci. Tristan z Izoldą psa z kulawą nogą by nie obeszli, gdyby nie musieli o swoją miłość walczyć. A Kopciuszek nie wzruszyłby żadnej małej dziewczynki, gdyby poderwała księcia już na początku balu.

To właśnie namiętność skłoniła kiedyś Roberta, dziś 35-letniego handlowca, do szalonych wspinaczek po gzymsie - jedynej drodze do pokoju dziewcząt w kolonijnym budynku nad morzem. Miał wówczas 14 lat i był szaleńczo zakochany w o rok starszej Marzenie. Ukradkowo całowali się w krzakach, spędzali ze sobą wieczory w jej łóżku, oddając się pierwszym niewinnym pieszczotom.

I pal licho wycieczki po gzymsie, prawdziwe niebezpieczeństwo stanowił starszy brat Marzeny, który był wychowawcą na tych samych koloniach. Napędzany dziwnym po-czuciem misji pilnował, by nawet na dyskotece żaden chłopak nie zbliżył się zanadto do jego siostry.

- Całowaliśmy się właśnie w łóżku nakryci po głowę, gdy nagle koc się odchylił i zobaczyłem nad sobą twarz "Guzika", bo taką brat miał ksywkę - opowiada Robert. - Boże, życie mi przeleciało przed oczami!

Wyskoczył z łóżka i w nogi! Do drzwi wyjściowych goniony stra-szliwym rykiem wściekłego strażnika czci młodszej siostry. Na zewnątrz już dawno zapadł zmrok i w tej ciemności młody Romeo szukał schronienia.

- Wiałem najszybciej, jak potrafiłem, nic nie widząc, gdy nagle poczułem potężne szarpnięcie za szyję - opowiada Robert. - Przemknęło mi przez głowę tylko "Jezu, złapał mnie na lasso!" i straciłem przytomność.

Ocknął się na trawie, pośrodku kręgu zatroskanych wychowawców i kolonistów. Okazało się, że biegnąc, nadział się na sznur do rozwieszania prania rozciągnięty pomiędzy drzewami.
- Rano "Guzik" złożył wymówienie i wyjechał razem z siostrą. Nawet nie pozwolił nam się pożegnać.

Na haju w karnawale

Miłość to narkotyk - zarówno w przenośni, jak i całkiem dosłownie. Biochemicy odkryli, że za graniczący z manią stan zakochania odpowiedzialne są konkretne związki chemiczne wytwarzane przez ludzki organizm. Np. taka fenyloetyloamina, bliska krewna amfetaminy. Odpowiada za przyśpieszone bicie serca, euforię i niepokój, czyli stan typowy dla zakochanych.

W normalnie rozwijającym się związku z czasem działanie fenyloetyloaminy na mózg słabnie, po prostu, jak do każdego narkotyku, tak i do niej ludzki organizm się przyzwyczaja. I albo pojawiają się następne substancje wprowadzające na kolejny poziom związku, albo partner poszukuje nowych obiektów, które zapewnią mu silniejszy zastrzyk narkotyku. Taki Casanova był zapewne uzależniony od fenyloetyloaminy, poszukiwał wciąż nowych kobiet, które zapewniały mu trwanie miłosnego haju.

- Wakacje to magiczne chwile, w tym czasie wszystko może się zdarzyć - ekscytuje się Krzysztof, lat 27, z Katowic. - To jak karnawał. Poza tym jestem estetą i chyba poligamistą. Kocham kobiety, kocham je wszystkie.

Od 15 lat co roku poznaje nad polskim morzem dziewczynę. Za każdym razem inną, w niektórych latach po dwie. Większość z nich pamięta. W tym roku we Władysławowie zakochał się w Julii.
- Za tydzień planuję ściągnąć ją na Śląsk - mówi. - Tylko najpierw muszę zerwać ze swoją katowicką dziewczyną.

Zadurzenie ma wiele wspólnego z odurzeniem. Chociażby brak zdolności racjonalnego osądu sytuacji. W narkotykowym/miłosnym amoku robimy rzeczy, którymi sami jesteśmy zadziwieni po wakacjach. Dobrze, gdy się ich nie wstydzimy albo nie żałujemy.

Ponad połowa Polaków uznaje, że wakacyjny romans był tylko przelotną znajomością i nie zamierzają jej kontynuować. Ale co trzeci badany przez nas stwierdził, że do dziś żałuje rozstania z wakacyjną miłością. Pytanie tylko, czy owa znajoma lub ów znajomy chcieliby trwania związku?

Im starsi, tym jesteśmy coraz bardziej pragmatyczni. Gdyby Romeo i Julia mieli o 20 lat więcej, pewnie spotykaliby się ukradkiem, a nie przebijali sztyletami i pili truciznę. Choć zamierzamy pozostawać w naszych stałych związkach, nie pogardzimy wakacyjnym romansem. Bo każdy chciałby znowu zażyć zapomnianych emocji związanych z nowym partnerem. Który śmieje się z naszych starych dowcipów, dla którego jesteśmy atrakcyjni i nowi, jak on dla nas.

- Nawet nie poszliśmy do łóżka - opowiada Ewa. - Trzymanie za łapki, jakiś pocałunek w ucho, dmuchnięcie w szyję. Wszystko.

To było na wycieczce do Rzymu. Od początku była wściekła, że pojechała bez swojego chłopaka, a w za-mian musiała znosić towarzystwo buraków o wyżelowanych włosach i wytapetowanych lalek. A potem u jej boku pojawił się ten brunet z wysokim czołem. Nie, żeby coś specjalnego, ale przynajmniej w miarę kumaty i nie tak krzykliwy.

Coś tam w życiu czytał, coś obejrzał, coś przeżył, było o czym po-gadać. Dlatego już pierwszego dnia po przyjeździe wlekli się razem daleko za grupą, przerzucając anegdotami. Potem razem w knajpie przy stole, potem wypad na kawę i wino.

- Na początku traktowałam tę znajomość zupełnie luźno, ale szybko pojawiły się emocje, jakie zwykle towarzyszą polowaniu. To znaczy chęć zdobycia zwierzyny dla siebie: Cholera, czemu tak długo rozmawia z tamtymi dwiema babkami? Jeszcze dzisiaj nie powiedział ani jednego komplementu.

Nie, żeby jej specjalnie zależało. Ale sytuacja jakoś tak nakręcała się sama z siebie. I jeszcze te piękne okoliczności przyrody, opalenizna, z którą każda kobieta czuje się atrakcyjna, dużo wina. Śmiech, luz, taka damsko-męska adrenalina, o której istnieniu zapomina się po paru latach bycia w związku.

W Polsce nie było już tak romantycznie: dorwał skądś numer jej ko-mórki i telefonu do pracy. Zamulał, marudził, nie mógł zrozumieć, że wakacyjne romanse mają to do siebie, że kończą się wraz z trzaśnięciem drzwi, samolotu czy autobusu.

- Kiedy byłam nastolatką, marzyłam, że właśnie ten, poznany w te wa-kacje, chłopiec będzie moim królewiczem już na zawsze - uśmiecha się. - Teraz wiem, że trzeba bardzo uważać, aby nie poplątać sobie życia. Tego prawdziwego, bo urlop trwa chwilę.

Kochany Hussainie…

Jeśli nie chce się zbytnich komplikacji, zawsze można skorzystać z uroków seksturystyki. W egzotycznych kurortach - Egipt, Tunezja, Kuba, Jamajka - czekają przystojniacy gotowi za mały sponsoring spełnić erotyczne marzenia. Monika, 33-letnia singielka, co roku wyjeżdża na Riwierę Turecką.

- Wystarczy wejść do pierwszego z brzegu klubu - opowiada Monika. - Klientela to samotne turystki od 18. do 60. roku życia. Wszystkie otoczone wianuszkiem młodych chłopców.

Żadna kobieta nie zostanie tu samotna, bo chociaż większość mężczyzn woli młode i ładne, to wiadomo, że te starsze są hojniejsze dla swych utrzymanków. Układ jest jasny, chociaż na ogół nikt tego nie mówi wprost. Ty płacisz za drinki, czasami kupujesz jakieś prezenty, a w zamian masz zapewniony serwis seksualny.

Okazji nie trzeba szukać. Kobieta bez męskiego towarzystwa może na-wet w sklepie dostać propozycję szybkiego numerku na zapleczu. A Turcy są rewelacyjni w sztuce adorowania kobiet, każda czuje się wyjątkowa, gdy może pławić się w komplementach i zachwyconych spojrzeniach mężczyzn.

Monika podchodzi do tych wyjazdów czysto zabawowo. Tymczasem co roku z Tunezji czy Egiptu wracają dziewczyny zakochane w swoich egzotycznych narzeczonych. Potem na forach internetowych pytają dramatycznie: "Czy ktoś zna Ahmeda z hotelu X?", nie mogąc uwierzyć, że dla niego była jedyną, ale tylko na tym turnusie. Kolejne posty brzmią już bardziej jednoznacznie: "Uważajcie na tego podrywacza! Byłam w Tunezji kilka razy, zawsze dla niego. Ocknęłam się, gdy uświadomiłam sobie, że ubrałam faceta i go utrzymywałam, a on tymczasem sypiał z innymi".

- Ja z moim Hussainem utrzymuję nadal kontakt, ale nie łudzę się, że jest mi wierny, zresztą ja też sobie pozwalam na przygody - wzrusza ramionami Monika. Dla niej ta znajomość nie wiąże się z żadnymi zobowiązaniami. Ot, miło spędzony czas i odpada niezręczna sytuacja z telefonami i wyjaśnianiem sobie, że to był tylko przelotny romans wakacyjny.

W sumie mamy niejednoznaczny stosunek do wakacyjnych przygód. Z jednej strony, ponad połowa Polaków uznaje, że to zwykle niewinna, romantyczna przygoda, którą należy traktować z przymrużeniem oka. Ale jednocześnie prawie 40 proc. pogardliwie stwierdza, że ludzie dojrzali nie zajmują się takimi głupstwami.

- Jesteśmy mało spontaniczni, jeśli chodzi o miłość - uważa seksuolog Aleksandra Jodko. - Rzadko romansujemy dla samej przyjemności, zwykle cel jest wyższy, chodzi o znalezienie stałego partnera.

Tymczasem tylko 8 proc. ankietowanych przyznaje, że ich wakacyjna miłość zakończyła się stałym związkiem. Tak było w przypadku Kasi.

10 lat temu była w związku z Pawłem. Na urlop w Słowacji Kasia wzięła ze sobą koleżankę Julię, a Paweł przyjechał z kumplem Jackiem. "Ogony" wkrótce też zaczęły się mieć ku sobie i stworzyły parę.

Ale w pewną noc podstępny Amor zrobił małe przetasowanie. Dziewczyny już poszły spać, a chłopcy pili alkohol do późnej nocy. Gdy mocno wstawieni kładli się do łóżek, pomylili pokoje. I Paweł wylądował u Julii, a Jacek u Kasi. Rano było za późno, by to wszystko odkręcać, jednak towarzystwo szybko odnalazło się w nowych rolach. I o ile po powrocie Paweł więcej nie spotkał się z Julią, to Jacek i Kasia są razem do dziś. Trzy lata temu wzięli ślub. Mieszkają razem we Wrocławiu i czekają na dziecko.

Więc może warto zaszaleć na wakacjach? A my i chcielibyśmy, i się boimy. Połowa Polaków twierdzi, że wakacyjna miłość jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale 58 proc. deklaruje, że może i fajnie zakochać się w wakacje, ale to już nie dla nich.

Dla tych pierwszych sezon jeszcze trwa. Dla reszty pozostaje jesień i zima. Według ankietowanych drugą okolicznością sprzyjającą romansom jest wspólna praca.

Współpraca: Marta Paluch, Marcin Zasada, Joanna Weryńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl