Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słoneczna Toskania inspiruje do pisania kasowych bestsellerów

Joanna Weryńska
Marlena de Blasi twierdzi, że nie zakochała się we Włoszech, tylko w poznanym tam Fernando
Marlena de Blasi twierdzi, że nie zakochała się we Włoszech, tylko w poznanym tam Fernando archiwum marleny de Blasi
Jak napisać książkę, która stanie się murowanym bestsellerem wydawniczym na całym świecie? Przepis jest prosty. Wystarczy wyjechać do Italii i zamieszkać w jakimś uroczym zakątku tego kraju, najlepiej w Toskanii.

Kolejnym krokiem jest zakochanie się w przystojnym Włochu i opisanie tego w powieści. Nie będzie to literatura wysokich lotów, ale wszyscy chętnie zanurzą się w tej sympatycznej i słonecznej lekturze. Świadczą o tym ogromne nakłady książek takich autorów jak Frances Mayes, Ferenc Mate czy Marlena de Blasi.

Wszyscy troje odkryli uroki Toskanii, kiedy przybyli tam z Nowego Jorku. Pisarze uciekali z Ameryki z różnych powodów. Na przykład z miłości, tak jak to uczyniła Marlena de Blasi, która ostatnio odwiedziła Kraków promując swoją nową, trzecią już z włoskiej serii powieść, zatytułowaną "Tysiąc dni w Orvieto". Właśnie do tego średniowiecznego miasteczka w Umbrii amerykańska pisarka i jej włoski mąż Fernando przeprowadzili się, by znaleźć dla siebie dom. Opowieść o tym jest kontynuacją "Tysiąca dni w Wenecji" i "Tysiąca dni w Toskanii", gdzie de Blasi opisuje nie tylko Italię, ale i historię własnej miłości.

- Nie zakochałam się we Włoszech, zakochałam się w Fernando. Chciałam po prostu opisać to, co mi się przydarzyło, żeby ktoś uwierzył, że coś takiego w ogóle wydarzyć się mogło - wyjaśnia pisarka.
Tak czy inaczej powieść odniosła spektakularny sukces, który zaszokował nawet samą autorkę. Pozytywnie, gdyż powiększył znacznie liczbę zer na jej koncie bankowym. Dziś de Blasi ma świadomość, że stała się produktem marketingowym, lecz to jej nie przeszkadza.

- Gdy ukazało się "Sto dni w Orvieto", wszyscy dowiedzieli się, gdzie mieszkamy. Zdarzało się, że moi czytelnicy zmieniali trasy swoich podróży po to tylko, by zahaczyć o to miasteczko lub też decydowali się wręcz na coś w rodzaju pielgrzymki do nas. Zupełnie jakbyśmy byli jakimś zabytkiem - opowiada autorka, dodając, że owo zainteresowanie jej twórczością cieszy nie tylko ją, ale i jej włoskich sąsiadów.
Właściciel sklepu spożywczego, znajdującego się w pobliżu jej domu, ma nawet zwyczaj, gdy tylko ktoś dzwoni do drzwi domu pisarki, zakładać biały elegancki fartuch. A jeśli domownicy są akurat poza domem, częstuje gości winem. Ot prawdziwa idylla, jak w książkach pisarki.

Oczywiście autorka zarzeka się, że jej powieści są całkiem inne od tych napisanych przez cały tabun zafascynowanych Italią cudzoziemców. Jak mówi, dla niej Włochy są tylko tłem. - Równie dobrze mogłabym pisać swoje powieści w Krakowie - mówi.

Tyle że ich fabuła łudząco przypomina schemat znany już choćby z książek koleżanki po fachu, Frances Mayes - autorki bestsellera "Pod słońcem Toskanii". I tu poznajemy dzieje życia kobiety, która po przykrych osobistych przejściach, zaczyna wszystko od nowa. Kupuje stary dom na toskańskiej wsi, remontuje go i rozkoszuje się leniwie płynącym czasem włoskiej prowincji.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że tylko panie ulegają urokliwym włoskim krajobrazom. Żywym dowodem na to jest pochodzący z Węgier, ale mieszkający niegdyś w Nowym Jorku, Ferenc Mate. I on uciekł z metropolii, by wyremontować starą, toskańską ruinę. No i oczywiście to opisać.

Tak jak de Blasi opisała swoje miłosne perypetie, on dołożył gratis sporą dozę humoru, no i przepisów kulinarnych. Dzięki temu czytelnik może dowiedzieć się na przykład jak poskromić niepokorny traktor i jak upichcić sos do pasty. Smacznie, prawda? I nic nie szkodzi, że czasem od tej słodyczy trochę mdli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska