Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni Klezmer Galicji zawsze zagra siebie

Joanna Weryńska
Leopolda Kozłowskiego niemal codziennie można spotkać w restauracji Klezmer Hois przy ul. Miodowej na Kazimierzu
Leopolda Kozłowskiego niemal codziennie można spotkać w restauracji Klezmer Hois przy ul. Miodowej na Kazimierzu Robert Szwedowski
Spotkać go można na krakowskim Kazimierzu. Siedzi zawsze w tym samym fotelu w restauracji Klezmer Hois.

Zajada się gęsimi pipkami, których smak pamięta z dzieciństwa, i podpisuje płyty turystom, którzy przyjechali do Krakowa po obejrzeniu filmu ,,The Last Klezmer". Bo Leopold Kozłowski, zwany Ostatnim Klezmerem Galicji, jest żywą legendą. Człowiekiem, który w swoich opowieściach, podobnie jak w granej przez siebie żydowskiej muzyce, zachował wspomnienia świata i ludzi, których już nie ma.

Od lat życie Leopolda Kozłowskiego prosiło się o opisanie. W końcu zdecydował się to zrobić Jacek Cygan. Tak powstała książka pt. ,,Klezmer", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Austeria. Dziś o godz. 18 odbędzie się spotkanie autorskie poświęcone tomowi, od którego nie sposób się oderwać. Dzięki niemu możemy odbyć niezwykłą podróż w czasie, w której jak w życiu śmiech przeplata się ze łzami.

- Znam Leopolda od ponad 20 lat i mam honor czuć się jego przyjacielem. Nieraz występowałem z nim na scenie - opowiada Jacek Cygan. Pamiętam, jak po koncercie w Kopenhadze podeszła do Leopolda jakaś pani i wskazując palcem na mnie zapytała go, co w jego zespole robi ten goj, i na dodatek Cygan. Leopold odpowiedział jej, że po prostu jest. I tak już zostało do dziś, tyle że tym razem zatrudnił mnie jeszcze do napisania książki o sobie.

Jacek Cygan nieraz siedział do późna przy stole z panem Leopoldem i popijając paschalną śliwowicę, słuchał jego historii. - Opowieści Leopolda to prawdziwa muzyka duszy - mówi autor biografii, który jest znanym tekściarzem.

- To była moja spowiedź i cieszę się, że znalazłem takiego spowiednika, jak Jaceniek. Te wspomnienia nie mogły pójść z dymem, bo wystarczy, że z dymem poszedł mój naród - wyjaśnia Ostatni Klezmer Galicji.
Dzięki owej spowiedzi wędrujemy po życiu Kozłowskiego. Najpierw trafiamy do Przemyślan pod Lwowem, gdzie pan Leopold się urodził. Widzimy, jak namawia kolegów ze szkoły, żeby wybrali się z nim po jabłka do sadu proboszcza. Słono musieli to odpokutować, bo organista wszystkim wymierzył solidne lanie. Nie zraziło to jednak Leopolda.

Rezolutnie wydał swojej paczce komendę - ,,Choć nas bolą dupy, chodźmy dzielić łupy". Niczym drogocenną broszkę babci wpina Cygan w te wspomnienia pierwsze miłosne zauroczenia swojego bohatera. Widzimy go, jak idąc kilka metrów z tyłu, niesie za koleżanką do szkoły jej tornister, dając w ten sposób jej do zrozumienia, że darzy ją sympatią.

Nagle tę sielankę przerywa wybuch II wojny światowej. Ojciec Leopolda zostaje rozstrzelany, a on wraz z matką i bratem trafia do Przymusowego Obozu Pracy w Jatktorowie. Szybko orientuje się, że jedyną przepustką do życia w obozie będzie dla niego i jego rodziny muzyka. Stara się za wszelką cenę przekonać esesmanów, że jest dla nich cenny. Upokorzony przygrywa im podczas ich dzikich orgii.

Mimo to, traci matkę i brata, słowem wszystkich, których kocha. Zostaje mu tylko muzyka. Z tymi tragicznymi wydarzeniami z przeszłości przeplatają się współczesne, jak moment, gdy pan Leopold nie mógł się zdecydować, czy przyjąć propozycję udziału w filmie Stevena Spielberga "Lista Schindlera" i prosił Cygana o radę - Jaceńku, dzwonią do mnie z Ameryki.

Chcą mnie zaangażować do jakiegoś filmu. Mam to brać? - Ty to bierz - doradził mu przyjaciel, a Spielberg dał mu tylko jedną aktorską radę - Ty nie graj, ty bądź sobą. I pan Leopold, jak zawsze, zagrał siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska