Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zatańczyli historię, która rozegrała się nie tylko na Alexanderplatz

Stefan Drajewski
Prapremiera spektaklu Pauliny Wycichowskiej „Alexanderplatz” odbyła się w Święto Niepodległości w Poznaniu
Prapremiera spektaklu Pauliny Wycichowskiej „Alexanderplatz” odbyła się w Święto Niepodległości w Poznaniu Sławomir Seidler
Dawno w teatrze tańca nie widziałem tak dużo tańca. A wydawało się, że trudno będzie przełożyć kawałek historii najnowszej Europy Środkowej, do której nie mamy dystansu, na język tańca. Udało się to Paulinie Wycichowskiej.

"Alexanderplatz" opowiada o tym, co się wydarzyło dwadzieścia lat temu w Polsce, Czechosłowacji, na Węgrzech, w Niemczech. Tytułowy Alexanderplatz jest tylko symbolem rozpadu bloku wschodniego.

Jest on dlatego tak ważny, bo mur oddzielający świat Wschodu i Zachodu runął na końcu, był ostatnim akordem wielkiej zmiany. Autorka spektaklu dwadzieścia lat temu była dzieckiem i może dzięki temu ma nieco większy dystans do tamtych wydarzeń, niż ci, którzy byli świadomymi ich uczestnikami. Pokazała, że można mówić o historii nie używając słów-pałek, nie używając w ogóle słów, bez patosu, zadęcia, wytykania sobie, kto ważniejszy, kto był pierwszy...

W tym spektaklu historia domowa w subtelny sposób miesza się z wielką historią. Małe dramaty i radości wpisują się w kontekst zawirowań dziejowych, które zapoczątkował polski Okrągły Stół. Nie mogło go zabraknąć w spektaklu. Ale Paulina Wycichowska poszła dalej, przypomniała, że stół w zaciszu domu pełni podobne funkcje, jednoczy najbliższych. Ale przy stole może się też spotkać kat i ofiara. Stół w tym przedstawieniu jest stale obecny (czasami tylko zamienia się w słup ogłoszeniowy z twarzami zaginionych, tych, którzy nie wrócili do domu), podobnie jak symboliczna wieża telewizyjna znana wszystkim odwiedzającym Alexanderplatz w Berlinie. Niemi świadkowie historii, a właściwie jej uczestnicy. W zbudowaniu tej poetyckiej opowieści pomógł niewątpliwie Franz Dittrich, który zaprojekował oszczędną i symboliczną scenografię oraz bardzo skromne aczkolwiek wymowne kostiumy. Nie bez znaczenia w budowaniu napięć i emocji okazały się światła, które wyreżyserował Arkadiusz Kuczyński.

Paulina Wycichowska wykorzystała do swojej choreografii dwie kompozycje Jana A.P. Kaczmarka: "Kantata o Wolności" i "Oratorium 1956". Tym samym wpisała się swoimi przemyśleniami w szerszą perspektywę historii. Muzyka Kaczmarka swoją monumentalnością "kłóciła się" czasami z prywatnością rozgrywających się historii. Na pewno była wyzwaniem dla choreografa. Ale i w tym względzie udało się Paulinie Wychcichowskiej znaleźć taki ruch, który w naturalny sposób wypływał z muzyki. Kiedy wydawał się za ładny, za giętki, za poetycki, choreografka przełamywała go, a czasami nawet odkształcała.

Autorka spektaklu znakomicie dobrała tancerzy. Było ich zaledwie jedenastu na dużej scenie, a wydawało się, że na Alexanderplatz panuje tłum. Z tego tłumu kreacje stworzyli Karina Adamczak-Kasprzak i Andrzej Adamczak. Oni nie tylko tańczyli, ale przede wszystkim tworzyli - w zależności od sytuacji - postaci, bardzo wyraziste, przekonujące i prawdziwe. O historii można pisać książki naukowe, powieści, kręcić filmy, wystawiać sztuki w teatrze. Paulina Wycichowska dowiodła, że historię można również wytańczyć.

Paulina Wycichowska odwołując się do przeszłości sprzed dwudziestu lat stawia pytanie, co z tą wolnością zrobiliśmy, czym dziś jest wolność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski