Jan Witold Suliga: Człowiek wcale nie musi bać się śmierci

Mira Suchodolska i Mariusz Grabowski
Jan Suliga jest etnografem. Henryk Dederko zaprosił go do swego filmu "Witajcie w mroku" jako konsultanta
Jan Suliga jest etnografem. Henryk Dederko zaprosił go do swego filmu "Witajcie w mroku" jako konsultanta Marcin Obara/POLSKA
O tym, jak ludzie na przestrzeni dziejów oswajali śmierć, jak powinniśmy traktować umieranie i dlaczego nie powinniśmy się go bać z Janem Witoldem Suligą, etnografem i terapeutą, rozmawiają Mira Suchodolska i Mariusz Grabowski.

Nekrofile, wampiry, ludzie z innego kosmosu, ci, co piją krew. Zbieranina dziwnych postaci, które łączy jedno - są skupieni wokół czegoś, co określają jako subkulturę gotów, czyli ludzi zafascynowanych śmiercią i jej najróżniejszymi przejawami. To bohaterowie najnowszego filmu Henryka Dederki "Witajcie w mroku". A wśród nich Pan, obserwator i komentator. Mówi Pan, że z ich strony to jedynie prowokacja, rodzaj artystycznego performance'u. Ja nie odniosłam takiego wrażenia.
Prowokacja jest niewątpliwie w ich strojach, w scenicznym makijażu, w tym, kiedy przebrani w te swoje dziwne ubiory idą między ludzi, do sklepu, wsiadają do tramwaju albo jeżdżą po ulicach karawanem. Jest w tym wszystkim bardzo dużo teatru. Ale jest też niewątpliwie fascynacja swoistego rodzaju pięknem związanym z przemijaniem i samą śmiercią. Oczywiście to nie dla wszystkich musi być równie piękne, odbiór pewnych rzeczy zależy od systemu wartości danego człowieka, od kultury, w której wyrósł. Weźmy taką boginię Kali, wymachującą dziewięcioma rękami, obryzganą krwią, która tańczy po bogu Sziwie. Dla Hindusa jest groźna, ale właśnie piękna, choć w nas może budzić najzwyczajniej obrzydzenie. Ale że jest jednocześnie naga, w grę wchodzi dodatkowy element erotyczny, nasycony nastrojem pożądania, który spychamy w głąb podświadomości, bo tak naprawdę sami chcielibyśmy się znaleźć na miejscu Sziwy.

Każdy człowiek ma prawo godnie przejść na tamten świat. I dobrze byłoby, gdyby miał przewodnika, który go tam poprowadzi. Nawet jeśli jego rola ograniczałaby się tylko do trzymania za rękę

Dla ludzi spoza naszej kultury ciało Chrystusa rozpięte na krzyżu też jest nieco szokujące.
Bo to są przecież zwłoki. Nasi przodkowie tysiąc lat temu także wzdragali się przed przyjęciem chrześcijaństwa właśnie z powodu tego symbolu. Mówili, że nawracający ich misjonarze czczą trupa, że każą im się modlić do martwego człowieka rozpiętego na krzyżu, podczas gdy ich bogowie są przecież żywi. Z drugiej strony, w mitologiach przedchrześcijańskich jest cała masa opowieści o bogach, którzy umierali i zmartwychwstawali. Z tym że bardziej akcentuje się w nich zmartwychwstanie i odrodzenie, choć również nie brak takich, w których występuje fascynacja samą śmiercią. Nie trzeba dużo szukać - mamy szyitów, którzy opłakują śmierć Alego i jest to bardzo krwawe święto, w którego trakcie się biczują, tłuką, przez co z naszego punktu widzenia jest to święto absolutnie masochistyczne. Ale nie bierzemy pod uwagę, że na Bliskim Wschodzie żałoba jest związana nie tylko z bólem duchowym, psychicznym, żałobnik musi wywołać w sobie jeszcze ból fizyczny. Stąd na przykład wdowy obcinały sobie palce, no różne rzeczy się działy.

Wróćmy może do tego wątku śmierci jako zjawiska fizycznego, ale postrzeganego w kategoriach piękna.
Bo nierzadko tak się właśnie dzieje. Człowiek to czyni od samego początku swojego istnienia. Wyrazem piękna śmierci jest chociażby grób. Dalej obrządek pogrzebowy. Ale i również ceremonia przygotowywania ludzi do przechodzenia na drugą stronę. W zasadzie nie ma kultury, gdzie by nie było czegoś takiego. To też ma wymiar estetyczny. Tak samo, jak mają go ubrania żałobne.

Czy owo piękno śmierci jest symboliczne?
Symbole mają nie tylko wymiar znaczeniowy, ale też duchowy i estetyczny. Symbol to nie tylko znak, ale pryzmat świata ducha. To samo dotyczy postaci anioła czy bóstwa. Wiele symboli wiąże się z przejściem na drugą stronę. Weźmy kulturę sarmacką. Sarmackie pogrzeby to były nieprawdopodobne, przepiękne ceremonie, którym nadawano wymiar estetyczny poprzez np. podkreślenie bogactwa kolorów, niezwykłej liturgii, tłumów. Do dziś ludzie zachwycają się portretami trumiennymi, nie wiedząc nawet często, że zachwycają się twarzami zmarłych, bo portret trumienny powstawał przecież po śmierci człowieka, a nie przed, i miał być wyrazem pamięci o nim.

Umiera się samotnie. Nawet jak ludzi zabijają setkami, umiera się samemu. I dobrze jest się do tego wcześniej przygotować. Bo czy chce ktoś, czy nie, kiedyś umrzemy przecież wszyscy

Kiedy wynaleziono dagerotyp, w Anglii i Hiszpanii pojawiła się moda na fotografowanie zmarłych - ubranych w najlepsze ubrania, usadowionych wygodnie w fotelu w salonie, otoczonych wianuszkiem bliskich.
Podobny obyczaj był też w Polsce, w niektórych miejscach jeszcze się utrzymał, z tym że zmarli fotografowani są w trumnie. Dzieje się tak zwłaszcza na wschodzie Polski, choć nie tylko. Estetyczny wymiar mają także klepsydry. Albo majenie, czyli zdobienie drogi, którą się wynosi trumnę z domu. To wciąż żywy zwyczaj w wielu miejscowościach Polski. Zmarły najpierw leży w trumnie, odbywa się przy nim czuwanie i ludzie się modlą. A później, kiedy już trzeba go wynieść z domu, oznacza się drogę zielonymi roślinami, które odnoszą się do śmierci, najczęściej bluszczem.
Można powiedzieć, że zaciekawienie śmiercią i fascynacja, którą wywołuje, choć podszyta lękiem, jest wieczna i nie da się jej wypchnąć z ludzkiego życia?
Oczywiście, zwłaszcza że rozumienie, że śmierć jest czymś więcej niż zaprzestaniem funkcji życiowych organizmu, uczyniło nas tak naprawdę ludźmi. Kiedyś jedynie słuszna filozofia marksistowsko-leninowska utrzymywała, że to wynalezienie narzędzi sprawiło, że jesteśmy czymś więcej niż tylko zwierzętami. Jednak według mnie właśnie zrozumienie, że śmierć jest przejściem w inny wymiar, w świat niewidzialny, było tym momentem, gdy staliśmy się ludźmi.
Gdy zaczęliśmy grzebać swoich zmarłych, narodziliśmy się jako ludzie. To tylko pozornie wygląda na sprzeczność. Zresztą, co tu gadać o ludziach - już neandertalczyk to robił. Jest to więc, szerzej mówiąc, element ewolucji, który pojawia się w momencie, kiedy dana istota staje się samoświadoma.

Już Roman Ingarden twierdził, że tylko istoty rozumne grzebią swoich zmarłych i uczestniczą w kulcie.
Ja bym określił to jeszcze inaczej. Zrozumienie tajemnicy śmierci dokonuje się wtedy, gdy zrozumiem, że drugi człowiek, który niedawno siedział przede mną, umarł, czyli przeszedł na "tamtą" stronę i że ja muszę mu wyprawić pogrzeb. Śmierć to jest odejście czyjegoś ja. Jeden z pierwszych pochówków neandertalczyka został odkryty na Bliskim Wschodzie. Jest to ciało dziewczynki, które położono w grocie, obłożono rogami, aby uchronić je od rozszarpania przez dzikie zwierzęta. Ta dziewczynka, o której mówię, leży w kręgu, jej ciało było wymalowane czerwoną ochrą, która nie tylko odpędza duchy, ale także spełnia funkcję ozdobną i jest symbolem życia. I jej ciało jest obsypane kwiatami. Można to odczytać jako wyraz żalu. Nie znamy wierzeń neandertalczyków (jeśli takowe w ogóle były), ale już sam żal, smutek spowodowany odejściem drugiej istoty jest przecież bardzo wymowny.

Neandertalczyk oswoił śmierć.
W jakiś sposób tak. Takich pochówków znaleziono kilka, w tym również w Europie. Można się zastanawiać, czy neandertalczyk doszedł do tego sam, czy może przejął od homo sapiens, który już pojawił się na arenie dziejów. Tego nie wiemy. Ale i tak świadczy to o tym, że zmarły nie był dla nich obcy, że chcieli go pożegnać, niezależnie od tego, czy wierzyli w zaświaty, czy nie.
Jeśli chodzi o homo sapiens, sprawa jest o tyle prostsza, że dysponujemy bogatym materiałem archeologicznym, z którego jasno wynika, że dość wcześnie pojawiły się wierzenia o innym świecie i życiu po śmierci. I to uczyniło nas ludźmi. Tu się pojawia myślenie nie tylko symboliczne, ale i magiczno-duchowe: ktoś odchodzi do innego świata, którego ja nie widzę - pojawia się więc kwestia wiary. A być może czegoś więcej, również doświadczenia istnienia w tamtym, innym świecie. Pamiętajmy, że opisane przez Moody'ego relacje ludzi, którzy przeszli śmierć kliniczną, pochodzą z różnych kręgów kulturowych. Nic nie stoi na przeszkodzie, by sądzić, iż doświadczenia te były znane naszym praprzodkom i utwierdzały ich w przekonaniu, że jakiś zaświat istnieje.

Czyli na chrześcijan będzie czekał Jezus, a na innych Allach albo inne bóstwo.

Oczywiście jest kwestią dyskusyjną, czy śmierć kliniczna nie jest po prostu reakcją niedotlenionego mózgu, czy w umierającym ciele pojawiają się jakieś procesy chemiczne, które takie doznania powodują. Ale dla mnie jest to kwestia drugorzędna, najważniejsze jest to, że ludzie przeżywają coś, co daje im nie tylko wiarę, że istnieje zaświat, ale też jego "doświadczalną pewność". Trzeba pamiętać, że ludzie tzw. prymitywnych kultur nie znoszą tego określenia, są i zawsze byli bardziej niż my dzisiaj wyczuleni i otwarci na pewne zjawiska i, przede wszystkim, nie negowali ich istnienia.

My żyjemy w świecie betonu, komputerów i w czasach racjonalizmu, bowiem nawet New Age się skończył jakiś czas temu.

Otóż nie! Nie żyjemy w czasach racjonalizmu, bo gdyby tak było, cud w Sokółce nie miałby się prawa zdarzyć. Popatrzcie na sekty - szerzą się na potęgę. A New Age się nie skończył, tylko zmienił formę. Natomiast beton nie ma nic do rzeczy. Czy to drewniana chałupa, czy beton - natura ludzka się nie zmienia, choć czasem zakrywamy twarz maską racjonalności. I niezależnie od czasów, w każdym z nas tkwi tęsknota za czymś więcej, niż my jesteśmy. Wracając do gotów, o których rozmawialiśmy na początku, oni się odwołują do nurtów, które są bardzo stare. Do okultyzmu chociażby. Z tym że w XIX wieku tego typu zainteresowania przekuwały się w literaturę, a tutaj mamy raczej performance. Część z nich jest faktycznie zainteresowana okultyzmem, który istnieje parę tysięcy lat, choć zmienia formy. Co poniektórzy praktykują magię, wampiryzm. Są tam ludzie, którzy próbują przyciągać chmury i deszcz, na podobieństwo wiejskich płanetników, lecz innymi, magicznymi "metodami".

No dobrze, wszystkie te nurty kręcą się wokół tematyki śmierci, ale przecież wśród bohaterów filmu Dederki występują też nekrofile. Czy kobieta, która robi interes, sprzedając im ubrania zdejmowane z nieboszczyków spoczywających w grobach, z zaznaczeniem, że nieprane, to już nie patologia?
Ja nie jestem gotem, mnie takie zachowania nie fascynują. Ale jeśli popatrzę na to jako antropolog kultury, to zacznę zastanawiać się nad wpływem na to zjawisko mediów, zwłaszcza przemysłu filmowego spod znaku rodziny Adamsów, choć nie tylko. I zobaczę w tym dodatkowo element swoistego rodzaju zabawy, gry. Jednak za mojego punktu widzenia jest to o tyle niebezpieczne, że prowadzi do wejścia w swoisty matrix, z którego naprawdę trudno się wydostać. Gdyby zaproponować takiemu twardzielowi od nieboszczyków, aby zrzucił to swoje przebranie, swoją pozę, wpadłby w panikę. A ja wiem, o czym mówię, gdyż znam doskonale takie przypadki z prowadzonej przeze mnie terapii syndromu duchowego uzależnienia.

To tak, jakby alkoholikowi powiedzieć: już ani kropli więcej.
Ale właśnie na tym terapia polega. Nie ma żadnego między: albo jesteś suchy, albo mokry. W tym przypadku problem nie leży w obrazkach czy amuletach, ale w uświadomieniu sobie, że wszystko tkwi w naszej głowie.
Więc czego się ta osoba przestraszyła?
Prawdziwej śmierci. Nie sądzę, aby ci filmowi nekrofile kogokolwiek pochowali. Ale nasza kultura, a raczej popkultura, to gra w śmierć. Podobnie też cała historia ludzkości to jest w jakimś stopniu odnoszenie się do śmierci, próba zmierzenia z nią. Wszystkie religie, jakie kiedykolwiek się pojawiły, włącznie z szamanizmem w jego najpierwotniejszych odmianach, są próbą odpowiedzenia na pytanie: co się dzieje po życiu. W związku z powyższym chodzi nie tyle o to, aby okiełznać śmierć - choć i takie próby bywały, i nie o to, aby ją zaczarować, choć i tego ludzie próbowali - ale o to, aby się na nią przygotować. I tutaj pojawia się właśnie kluczowe pytanie o sens życia. Po co żyjemy, jeśli za chwilę musimy umrzeć. René Girard, francuski antropolog i autor "Kozła ofiarnego", napisał, że śmierć jest skandalem. Miał rację, to jest skandal. To jest kurewski skandal, że my musimy umrzeć. 99,9 proc. ludzi, łącznie z tymi zafascynowanymi śmiercią gotami, się z tym nie zgadza. Ale to jest fakt.

Sztuka, filozofia, religia - wszystko po to, aby uporać się jakoś ze śmiercią?
Trudno mi się wypowiadać o filozofii, bo filozofem nie jestem. Ale jeśli chodzi o duchowe tradycje, to właśnie tak się dzieje. Budda widzi człowieka, który jest stary i chory, umierający. To go poraża, zmusza do opuszczenia domu i szukania ścieżki wyzwolenia z cierpienia i śmierci. A co jest motorem działania Chrystusa? Zaczarowanie śmierci, mówię to w cudzysłowie, poprzez ofiarowanie siebie i zmartwychwstanie, które zapowiada, iż ci, którzy uwierzą w Jezusa, zyskają życie wieczne. Święty Paweł pisze, że w czasie ostatecznym żądło śmierci zostaje wyrwane i śmierć zostaje zabita. O to za każdym razem chodzi - aby zabić śmierć. W taki czy inny sposób.

Z pomocą naszych zmarłych?
Jeśli przyjmiemy, że przodkowie żyją, to czemu nie. A przecież żyją. Gdzieś. Są obecni. Coś im dajemy, aby i oni coś nam dali - wsparli opieką czy radą. Wiele ludów wierzyło, że dusza człowieka przemieszcza się w zaświaty, a potem znów przychodzi na ziemię, ale w ramach swojego rodu, klanu czy kasty. Tak było u Prusów, Słowian, niektórych Germanów. Wspomniana gra ze śmiercią ma różne postaci, różne formy, rozmaite kulturowe i religijne manifestacje. Zawsze chodzi o jedno - o przezwyciężenie śmierci, o to, by nie miała ona żadnej władzy nad człowiekiem.

A gdzie my jesteśmy dzisiaj ze śmiercią? Na poziomie "Rodziny Adamsów" i "Zmierzchu"?
Wszystko zależy od tego, z jakiej pozycji się na nią patrzy. Inaczej patrzy człowiek, dla którego śmierć jest czymś naturalnym, bo wie, jak się zachować wobec niej, co robić w czasie pogrzebu i tak dalej. Ludzie, którzy nie dysponują takim "paradygmatem wiedzy", stają wobec pustki. Im więcej jest takich ludzi, tym częściej spycha się śmierć na margines. Najpierw śmierć, potem ludzi konających, potem ciężko chorych. Jak tak dalej będzie się to rozwijać, nie będziemy zajmować się starcami. Zaznaczam, że nie jestem fanem Jana Pawła II i jego podziału na "cywilizację życia" i "cywilizację śmierci". Nie o to chodzi.

Ale to właśnie Jan Paweł II pokazał współczesnym sposób podejścia do śmierci.
Tak, tu miał rację. Ale i tak uważam, że ten podział jest ideologiczny, nijak się mający do rzeczywistości. Ktoś, kto jest zwolennikiem eutanazji, wcale nie musi być rzecznikiem "cywilizacji śmierci", Może się okazać, że jest właśnie odwrotnie, bo człowiek ma prawo godnie przejść na tamten świat. I musi mieć przewodnika, który go tam poprowadzi.

Jesteśmy więc sierotami, które zostały bez wiedzy, jak się zachować w obliczu końca. Nikt już nie czyta podręczników dobrej śmierci, a Platońskiego "Fedona", wielki traktat o umieraniu, znają jedynie studenci filozofii. A i to raczej kiepsko.
Wina jest też w nas i nie ma co zwalać na to, że kiedyś była komuna, a teraz przyszedł postmodernizm czy inna franca. To tylko od nas zależy, jak ten moment będzie wyglądał, niezależnie od tego, jak sobie ktoś wyobraża "tamten" świat. Dla braku wiedzy o śmierci nie ma żadnego usprawiedliwienia. Każdy powinien pamiętać o tym, że czeka go śmierć i każdy powinien się do niej przygotowywać. Kult młodości, ciała czy czego tam nie wymyślono pogłębia tylko nasz lęk wobec niej. I naszą wobec śmierci bezradność.

W tej wielkiej ucieczce od umierania i wiedzy o tym jest moment zastanawiający. Oto przychodzi 1 listopada i Polacy ruszają na groby. Klnąc, złoszcząc się, ale po to, żeby zapalić świeczkę na grobie bliskich.
To fenomen, zresztą łatwo wytłumaczalny, pozostałość czasów, gdy naszego świata i świata zmarłych nie dzieliła taka różnica jak dziś. Przypomniała mi się taka opowieść o tym, że na Zachodzie coraz częściej organizuje się specjalne wycieczki dla tych, którzy chcą zobaczyć, jak to Polacy jeżdżą na cmentarze. A przecież to najlepszy dowód na to, że od śmierci nie można uciec. Ci ciekawscy powinni też jeździć na Bałkany, żeby zobaczyć, co to znaczy odwiedzić groby przodków, całą ich radochę z ucztowania i śpiewów. Bo przecież oni weselą się, przebywając ze swoimi zmarłymi. My mamy tradycję tego święta w połowie amputowaną. Owszem, jedziemy na cmentarze, ale z tą radością u nas gorzej.

Czy przybywanie na cmentarze to ślady jakichś słowiańskich obrzędów?
Jak najbardziej. Słowiańskie wierzenia były bardzo rozbudowane, zaś wiele obrzędów, takich ja Zaduszki, Dziady, a nawet noc Kupały, związanych było ze zmarłymi, którzy mieli bezpośredni wpływ na życie na ziemi. Świat i zaświat dzieli bardzo cienka granica, a brama ku zaświatom otwiera się często. Dlatego powtórzę jeszcze raz: od śmierci można próbować uciekać, ale uciec się nie da. I nie ma tu nic do rzeczy beton, racjonalizm, technologia czy jakakolwiek materialistyczna nauka.
Przypomina mi się, że za socjalizmu, kiedy komuniści próbowali wyrugować wszystko co niematerialne, stworzyli też świecki rytuał pogrzebowy, który tak naprawdę nie różnił się niczym od religijnego, oprócz braków odniesień do transcendencji. Jak sobie przypomnę, jak kadzili tym nieboszczykom w przemówieniach albo jak puszczali im w czasie tych ceremonii ulubioną muzykę, to śmiać mi się chce. Przecież, skoro ich nie ma, jak nauczali komuniści, to po co im ta muzyka? Ktoś mi opowiadał, że na jednym z takich pogrzebów puszczono nagrane odgłosy śpiewu ptaków i pisku małp. Tak ponoć zażyczył sobie uprzednio główny bohater uroczystości.

Czyli znowu coś podobnego, co każe gnać nam przez całą Polskę na groby bliskich?
Tak, tylko zepchnięte gdzieś na bok, na margines. Bo my, zamiast uciekać, powinniśmy wyjść śmierci naprzeciw. Nie, broń Boże, żeby ją w jakiś sposób przyspieszyć, ale żeby uczynić ją częścią swojego życia, a szerzej kultury. Ostatecznie i tak wszyscy umrzemy. Na nic zda się wymienianie stawów, wątrób czy innych organów cielesnych, aby dłużej żyć. Poza tym i tak z wiekiem się okazuje, że czas biegnie jeszcze szybciej niż wtedy, gdy byliśmy naprawdę młodzi.

Czy o śmierci można mówić bez strachu. Bo śmierć przez wieki kojarzyła się ludziom z kostuchą, która wyziera ze zwierciadła, w którym przegląda się piękna dziewczyna.
Myślę, że można. Spokojne mówienie o tym, że umrzemy, wcale nie musi się wiązać z fascynacją śmiercią, ale - paradoksalnie - z umiłowaniem życia. Bo śmierć, czy komuś się to podoba, czy nie, jest częścią życia. Koniec kropka. Tak jak narodziny, chodzenie do toalety, bzykanie i parę innych rzeczy. Zwróćcie uwagę, że nieprzypadkowo na wielu pogrzebach ludzie zaczynają sobie żartować. Powaga i patos są zwykle tak nieznośne, że muszą to w jakiś sposób odreagować.

Ze świadomością, że i oni będą się musieli zmierzyć ze śmiercią?
I to samotnie, bo umiera się zawsze w samotności. Nawet jak setkami rozstrzeliwują ludzi, to człowiek umiera sam. Można mu jedynie pomóc przejść na "tamtą" stronę. I nie trzeba nawet wstępować do żadnego Bractwa Dobrej Śmierci czy innego stowarzyszenia, ale czasem wystarczy w prostym odruchu potrzymać umierającego za rękę. Nie trzeba nawet rozmawiać, bo o czym w takiej chwili gadać? O koncie w banku czy nowym programie telewizyjnym? Wystarczy być z kimś w takiej chwili.

A pogrzeb? Nie każdy jest religijny i nie każdy akceptuje stosowane w różnych rytach misteria.
Pogrzeb powinien być ładny. Mogę co najwyżej powiedzieć, jak wyobrażam sobie mój pogrzeb.

Jak?
Chciałbym, żeby odczytano na nim dwa teksty. Pierwszy to buddyjska Sutra Serca, która mówi o całkowitym wyzwoleniu. Drugi to modlitwa Szma Izrael, wzywająca do wierności Bogu. Chcę ją usłyszeć, gdy urna z moim spalonym ciałem spocznie już w grobie. Bo ja jestem przekonany, że zaświat istnieje, choć nie wiem, jaki on jest. To zresztą nieważne. Kiedy będą mnie chować, będę siedział na jakimś kamieniu, obok, i patrzył na wszystko, co się dzieje. A potem sobie pójdę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl