Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdradzamy sekrety trojga noblistów

Joanna Weryńska
23 października spotkaniem poetyckich sław rozpoczął się Literacki Festiwal im. Czesława Miłosza.

Wieczorem do Opery Krakowskiej przybędzie dwoje noblistów - Wisława Szymborska, Seamus Heaney - oraz wybitny poeta Tomas Venclova. Pisarze, którzy byli dobrymi przyjaciółmi zmarłego przed pięcioma laty Czesława Miłosza, rozmawiać będą o poważnych rzeczach. Ale w życiu prywatnym są oni bardzo dowcipnymi ludźmi. Możemy się o tym przekonać, sięgając po wydaną nakładem wydawnictwa Znak książkę pt. "Mój znak. O noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach", autorstwa Jerzego Illga.

Miłosz za kołnierz nie wylewał
"Krzątając się tyłem do gości usłyszałem nagle za plecami dobitnie wypowiedzianą przez Miłosza frazę "Szczęście jest dostępne"! Pomyślałem "Boże, jakie to cudowne, móc wygłosić coś takiego, mając prawie 90 lat". (...) Odwróciłem się i zaniemówiłem: Czesław wypowiedział te słowa, wpatrując się z uwielbieniem w zmrożony kieliszek wódki i śledzia w śmietanie, specjalnie dla niego przygotowanego przez Joannę (przyp. red. - żona Jerzego Illga). Po chwili chrupał go, pomrukując jak żmudzki niedźwiedź, nie bacząc, że kawałki cebuli spadają mu na spodnie".(...)

"Czesław Miłosz uwielbiał alkohol i mógł wypić przerażające jego ilości. Brak zmrożonej wódki po wieczorze autorskim był grubym błędem organizatorów, zaproponowanie w takim momencie wina czy szampana równało się igraniu z życiem. Ale nazwanie tych upodobań nałogiem czy uzależnieniem byłoby stanowczo przesadą. Poza tym - co Miłosz określił w wywiadzie, jaki z nim przeprowadziłem - "nigdy nie posługiwał się alkoholem jako używką stymulującą do pisania" - pisze Jerzy Illg.
Pojedynek poetów

W innym fragmencie dowiadujemy się, że nawet najwytrwalsi "wymiękali" przy nobliście.
"Podczas wieczornej biesiady po "Spotkaniu Poetów Wschodu i Zachodu" honoru Litwy bronił Tomas Venclova - zawodnik również liczący się w tej dyscyplinie. Padł jednak, podobnie jak i pozostali uczestnicy. Żona Venclovy nazajutrz rano zadzwoniła do Carol (przyp.red. - żona Czesława Miłosza), żeby z trwogą zapytać, czy Czesław żyje. Zdumiona Carol odpowiedziała "He's fine".

O dziwo, upić Miłosza udało się... Wisławie Szymborskiej.
"Podejmowała Czesława - samego, bez Carol - po raz pierwszy w swoim starym mieszkaniu na Chocimskiej. Zamartwiając się, że takiemu koneserowi nie dogodzi byle "kornelówką" (przyrządzaną wedle receptury Kornela Filipowicza nalewką na cytrynach), wpadła na szatański pomysł - którego zresztą do dzisiaj się bardzo wstydzi. Zmieszała wódkę ze spirytusem i butelki z tym nektarem włożyła do zamrażalnika. W czasie kolacji poprosiła, bym pełnił obowiązki podczaszego (przyp. red. - Jerzy Illg).

"Odwoziłem potem Czesława do domu. Po drodze znużony zasnął. Kiedy przejeżdżaliśmy w poprzek ulicy Basztowej, samochód podskoczył na torach tramwajowych. Pan Czesław otworzył oczy i patrząc na pomarańczowe światła wokół Teatru Słowackiego, zupełnie przytomnym głosem zapytał: "Panie Jerzy, czy my jesteśmy w Rzymie? W Rzymie północy, panie Czesławie" - odpowiedziałem równie przytomnie. Pod domem na Bogusławskiego Miłosz pożegnał się serdecznie i dziarsko pomaszerował... do kamienicy naprzeciwko. Wybiegłem z auta i naprowadziłem go na właściwy kierunek. Odjechałem dopiero, gdy zniknął w bramie. Rano zadzwoniła do nas zdziwiona Carol: Co wyście mu zrobili? Czesław spał w butach na kanapce w salonie. To mu się jeszcze nigdy nie przydarzyło. Punkt dla Wisławy!".
Loteryjki Szymborskiej

Towarzyskie spotkania noblistów były jednak nie tylko okazją do degustacji
"eksperymentalnych" trunków. Szymborska, mimo że uwielbiali się nawzajem z Miłoszem, czuła - jak pisze Illg - do Starego Mistrza spory respekt. Różnili się też charakterami.

"Podczas gdy Szymborską bawią płoche żarciki, Miłosz zawsze złakniony był rozmów istotnych. Zapewne dlatego w "Galerii pisarzy krakowskich", umieszczonej w tomie "Rymowanki dla dużych dzieci", poetka zamieściła taki jego portret
"Tu Czesław Miłosz - chmurna twarz.
Klęknij i odmów "Ojcze nasz".

Mimo całej swojej powagi, Czesław Miłosz chętnie uczestniczył w loteryjkach Wisławy Szymborskiej. Podobnie zresztą jak inni twórcy.

"Słynne stały się już loteryjki kończące kolacje wydawane przez Wisławę - goście losują z kapelusza numerki, którymi opatrzone są kunsztownie opakowane fanty: przerażające okazy kiczowatych i doskonale zbędnych przedmiotów, takich jak krzykliwe czerwone skarpetki, piłka ze scenami z safari, nadmuchiwana postać z obrazu Muncha "Krzyk", sztuczna szczęka z gumy do żucia, aparat do odciągania pokarmu (który ku radości Wisławy wylosował oczywiście mężczyzna) i inne niewyobrażalne gadżety - często dary przywożone z podróży przez przyjaciół.

Gospodyni osobiście wręcza szczęśliwcom wylosowane cuda, obmacując opakowania, by odgadnąć zawartość - co przyprawia ją o ataki niepowstrzymanego chichotu".
Jednak najbardziej zaskakująca może być opisana przez Illga historia tajemniczego związku Wisławy Szymborskiej z Andrzejem Gołotą.

"Obrosła legendami i plotkami znajomość zaczęła się od wizyty poetki w warszawskiej restauracji, w której w tym samym czasie pojawił się nasz dzielny bokser. Oczywiście wzbudził sensację, otaczała go chmara fotoreporterów, natomiast na skromną starszą panią nikt - dzięki Bogu - nie zwracał uwagi".

Noblistka, znana z niechęci do rozgłosu, była tak wdzięczna bokserowi, iż odciążył ją od "medialnego zamętu", że zaczęła się gorąco interesować zarówno nim samym jak i jego osiągnięciami, co wzbudziło pewne podejrzenia jej przyjaciół.
"Znajomi zaczęli ofiarowywać Wisławie pięknie oprawione portrety czempiona, po kolejnej przegranej walce swego Andrzeja odbierała serie telefonów pełnych wyrazów współczucia od przyjaciół, zatroskanych jak przyjęła ten cios" - pisze w swojej książce Illg, który uczestniczył również w "sztokholmskiej tragedii" Szymborskiej

"Obserwowałem jej perypetie i koszmarny tor przeszkód, jaki musiała - jak każdy noblista - pokonać podczas tygodnia ceremonii towarzyszących wręczeniu Nagrody Nobla. Ponieważ wcześniej dwukrotnie przyglądałem się z bliska temu maratonowi, gdy nagrodę odbierali Josif Brodski i Seamus Heaney, zostałem "kierownikiem wycieczki" zaproszonych przez noblistkę gości. Oparciem w najtrudniejszych chwilach służyli Wisławie oczywiście niezawodny, elegancki i skuteczny sekretarz Michał Rusinek, ale także ostra jak samurajski miecz Teresa Walas.

To właśnie Teresa pomagała noblistce skompletować odpowiednią garderobę przed czekającymi ją ceremoniami i bankietami. Odwiedziły w tym celu główną siedzibę Telimeny, której dyrektorka z dumą rozłożyła przed nimi wachlarz tkanin nadających się - zdaniem Teresy - bardziej na zasłony czy obicia.

Teresa potoczyła wzrokiem po ozdobnych żakardach, ciężkich welurach i aksamitach, po czym oświadczyła pani dyrektor: "Trzeba nas było poinformować, że firma znajduje się w stanie upadłości".
Seamus Heaney i hejnał z wieży mariackiej

Z Wisławą Szymborską bardzo blisko przyjaźni się irlandzki noblista, Seamus Heaney. Nim jeszcze krakowska poetka dołączyła do grona noblistów, gorąco trzymał za nią kciuki.
"Na lotnisku (przyp. red. - port lotniczy w krakowskich Balicach) widzę rozpromienioną na powitanie twarz Seamusa. Okazuje się, że nic jeszcze nie wie - z odległości kilku metrów rzuca: "Who? " - "Szymborska" - krzyczę, a Heaney ciska o ziemię sakwojaż, wyrzuca ramiona w górę i wykonuje indiański taniec radości. Po chwili tonę w jego objęciach. Seamus cieszy się z sukcesu Wisławy co najmniej tak, jakby sam dostał tego Nobla po raz drugi". Także w Balicach autor "Mojego znaku" poznał Heaneya.

"W grubym, wełnianym swetrze, rozczochrany i szeroko uśmiechnięty. (...) Na powitanie wręczył mi irlandzką specjalność: wędzonego łososia w folii z nadrukiem "Dublin Airport" oraz pękatą butelkę Irish Whiskey.

Od pierwszej chwili widziałem zatem, z kim mam do czynienia (....). Gdy tuż przed dwunastą w nocy przechodziliśmy przez krakowski Rynek, opowiedziałem mu o amerykańskim turyście, któremu obiecano, że za sto dolarów trębacz z wieży kościoła Mariackiego specjalnie dla niego zagra za chwilę na trąbce. "Dla ciebie - zaproponowałem - możemy to załatwić za pięćdziesiąt".

Traf chciał, że ilekroć przecinaliśmy później Rynek, nad naszymi głowami rozlegał się hejnał. W "liście dziękczynnym, jaki dostałem od Heaneya po jego powrocie do Dublina, znalazła się wzmianka:

"Nigdy tego nie zapomnę. Od pierwszych chwil powitania na lotnisku (...) po sposób, w jaki zorganizowałeś - ze sporym nakładem kosztów - grę trębacza, wiedziałem, że to będzie jeden ze szczególnych momentów w moim życiu".
Uwięzieni na Wawelu

Owe zachwyty Irlandczyka nie znaczą jednak, że pobyty w Krakowie były dla niego wyłącznie sielanką. Raz dzięki Illgowi uwięziony został na... Wawelu.

"Postanowiliśmy, że pisarz i jego żona mieszkać będą prawdziwie po królewsku i udało nam się wynająć dla nich na Wawelu apartament zajmowany niegdyś przez generała de Gaulle'a(...). Spuściłem Heaneyów z oka na kilka godzin przed wieczornym występem, powierzając opiekę nad nimi Adamowi Szostkiewiczowi. Był odpowiedzialny za doprowadzenie ich do dominikanów.

Mija 17, publiczność wypełnia krużganki, a Heaneyów ani widu, ani słychu. Zdenerwowany trafiam w tłumie na Adama, który zeznaje, iż Seamus zwolnił go z obowiązków opiekuna, stwierdzając, że poradzą sobie sami. Wreszcie widzę przeciskających się przez tłum Marie i Seamusa. Pierwszy raz widzę go tak wściekłego. Przerażony pytam, co się stało. Seamus, widząc wyraz mojej twarzy, łagodnieje.

Okazało się, że do apartamentu de Gaulle'a wchodzi się osobną klatką schodową, która po południu została zamknięta(...). Zdenerwowani Heaneyowie, nie mogąc się wydostać, wzywali pomoc przez okno. Na szczęście ktoś się zorientował o co chodzi i sprowadził pomoc".
Noblowska kanapa Illgów

W swojej książce Illg zdradza nie tylko perypetie noblistów, ale i sekrety kanapy w swoim mieszkaniu...

"O jej magicznych właściwościach przekonaliśmy się dzięki pierwszej wizycie Heaneya. Wydawałoby się, że mebel zwyczajny, dość już zniszczony, ale... wszystkiemu winna pamiątkowa fotografia z tego spotkania. Obok Piotra Sommera, Bronisława Maja oraz Ani i Stanisława Barańczaków, siedzą na niej Seamus Heaney i Wisława Szymborska - przy czym oboje nie są jeszcze noblistami; on zostanie nim za rok, ona - za dwa lata. Od tego momentu przyjaciele przestrzegali mnie, że powinienem uważać, kogo sadzam na wyposażonej w owe szczególne właściwości kanapie - którą wcześniej na-magnetyzować musiał zasiadający na niej często Czesław Miłosz".

Wszystkie przytoczone w tekście cytaty pochodzą z książki "Mój znak".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska