Leszek Czarnecki, czyli miliarder pod wodą. Sylwetka biznesmena

red.
Fot. Wojtek Wilczynski / FORUM
Uchodzi za wschodzącą gwiazdę europejskiego biznesu, ale jego nieskazitelny wizerunek ostatnio ucierpiał. Media ujawniły, że od 1980 r. współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. O jednym z najbogatszych Polaków pisze Iza Michalewicz

Nie jest utracjuszem i każdą złotówkę obejrzy dwa razy, zanim ją wyda. Nie umie się dobrze ubrać - wiszą na nim wszystkie garnitury. Sam prowadzi samochód (lubi tylko mercedesy) i porusza się bez towarzystwa bodyguardów. Raptus: wybuchowy, czasami arogancki, nie potrafi mówić przepraszam. O Leszku Czarneckim niełatwo jest pisać, bo to człowiek, który wymyka się schematom.

Zbieraliśmy materiały o nim, zanim jeszcze w prasie gruchnęła wieść, że współpracował z SB. Ale już wówczas niektórzy nasi rozmówcy zastanawiali się, jak wielu chciałoby zniszczyć dorobek jego życia. Bo - jak spekulowali - zazdroszczą mu sukcesu i niebywałego intelektu, który pozwala twórcy Getin Banku liczyć w pamięci ogromne cyfry i szybko podejmować ryzykowne decyzje bez specjalnego udziału doradców. W liceum wygrywał często olimpiady matematyczne.

Milioner Czarnecki zdarzył się Polsce wyjątkowo. Jak podkreśla Jacek Chwedoruk, dyrektor ds. bankowości Rothschild Polska, który zna Czarneckiego od ponad dziesięciu lat - takich jak on wychowuje zazwyczaj Ameryka, rzadziej Europa: - Wszystko zdobył sam, nakładem niewielkich pieniędzy, które sprytnie zarobił w latach 80. Nie interesuje się wielką polityką. Jest nawet dość naiwny w sprawach politycznych, bo się tym nie zajmuje i nie potrafi odpowiednio lawirować.

Polityka jednak sama dopadła milionera i pobrudziła jego dotąd nienaganny wizerunek. Na informacje opublikowane przez "Rzeczpospolitą", że Czarnecki w 1980 roku, mając 18 lat, zobowiązał się do współpracy z SB, natychmiast zareagowała giełda. Na spadku akcji swoich firm finansista stracił około 1,6 mld złotych. Dzień później zwołał konferencję prasową, na której odczytał oświadczenie, że mimo podpisania glejtu o współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL-u nikogo nie zadenuncjował ani nie brał za współpracę pieniędzy.

Towarzyszyli mu dawni koledzy z Niezależnego Zrzeszenia Studentów, w którym Czarnecki działał na początku lat 80. Potwierdzili, że on sam poinformował ich o zwerbowaniu przez służby. I że nigdy nie zrobił niczego, co uderzyłoby w opozycję. Czarnecki twierdzi, że zgodził się na współpracę, bo otwierała mu drzwi na zagraniczne studia. Dziś podejrzewa, że ktoś musiał wcześniej wiedzieć o szukaniu na niego kwitów i że niebawem zostaną one ujawnione. Bo ten ktoś sprzedał akcje jego spółek na tydzień przed publikacją "Rzeczpospolitej", zanim straciły na wartości.

Czarnecki mógłby nigdy nie zostać milionerem, gdyby nie jego wielka pasja do nurkowania. Będąc jeszcze na studiach, na Politechnice Wrocławskiej, w 1986 roku Leszek zaproponował swojemu starszemu o ponad dekadę koledze - Wieśkowi Kacaperowi - założenie wspólnego biznesu. - Któregoś razu powiedział: Słuchaj, ty masz zmysł techniczny, ja ekonomiczny, może to wspólnie wykorzystamy? I tak założyli TAN - przedsiębiorstwo Techniki Alpinistyczno-Nurkowej. W ten sposób Czarnecki zaczął drogę do swojego pierwszego miliona.

Nie była to droga łatwa. Remontowali m.in. niebezpieczne jazy powodziowe Wrocławia. - Pamiętam, że Okręgowa Dyrekcja Gospodarki Wodnej nie bardzo chciała nam te naprawy zlecić - wspomina Kacaper. - Bo jak nieznana do tej pory nikomu firma ma się podjąć robót, które - źle wykonane - mogą stać się zagrożeniem dla miasta? Ale się udało. Zrobiliśmy remont tego jazu w osiem miesięcy.

Był rok 1989. W czasie prac podwodnych zginął jeden z pracowników firmy. - Nie przypiął się do konstrukcji, w której schodził pod wodę - pamięta Wiesław Kacaper. Proces trwał pół roku. SB, które nadal interesowało się milionerem, groziło, że jeśli ponownie nie zacznie współpracy, to wsadzą go za to do więzienia na 12 lat.

Z Kacaperem Czarnecki jeździł na wyprawy nurkowe do Grecji, Turcji, Egiptu. Ta ostatnia, z 1985 roku, tak zachowała się w pamięci jego byłego wspólnika: - Wtedy za wszystkimi chodzili smutni panowie. Pojechało nas na wyprawę szesnaście osób. Jednego nurka nie puścili przez granicę, bo nie chciał podpisać, że będzie donosił, co się dzieje na wyprawie. Nam nikt tego nie proponował, ale wiedzieliśmy, że na pewno było z nami dwóch nurków, którzy kablowali.

Leszek miał wtedy 23 lata, świetnie znał angielski i dyrygował całą wyprawą. Jako kierownika całego zamieszania przed wyjazdem wezwano go na komendę. Powiedziano mu, że jak pojedziemy przez Izrael, to nas w życiu już nie wypuszczą za granicę. Już wtedy wiedział, że wśród nas jest kapuś, bo skądś się esbecja dowiedziała, że chcieliśmy wjechać do Izraela. Do dzisiaj nie wiedziałem, że coś podpisał. Ale wierzę, że nie donosił na kolegów. Środowisko było tak małe, że ktoś by się tego w końcu domyślił.

Akcje TAN-u Czarnecki po dobrej cenie sprzedał wspólnikowi w 1991 roku i powiedział: Wiesiek, ja będę miał bank. Niedługo potem założył Europejski Fundusz Leasingowy. - Kiedy sprzedał EFL za ponad 400 mln euro, spotkaliśmy się w jego gabinecie - wspomina kolega z liceum Dariusz Łuczak. - Pytałem go: Nie odbiło ci, jak te wielkie pieniądze dostałeś? - Nie - on na to - ale jakbym się zachowywał nie tak, to mnie kopnij w kostkę. Czarnecki to twardy gracz. Kiedy coś planuje, najpierw dobrze to przelicza. Kocha ryzyko i na tym wygrywa. - Założył Towarzystwo Ubezpieczeniowe "Europa", kiedy firmy ubezpieczeniowe w Polsce bankrutowały. A EFL - gdy w Polsce usługi leasingowe były w powijakach - mówi jego bliski kolega, obecnie dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej w Kulczyk Holding Jarosław Sroka.

- Ma mózg elektronowy. Jest też trudnym partnerem do rozmowy. Bo jeśli się nie nadąża za jego tokiem myśli, to on po prostu odjeżdża i zostawia za sobą cały peleton. Dziennikarzom w ten sposób obcesowo dziękował za rozmowę, twierdząc, że są do niej nieprzygotowani. - 15 minut wystarczy, żeby zrobić z nim interes, jeśli dostrzeże, że warto. Tak powstał Open Finance - mówi Krzysztof Spyra, wiceprezes Noble Banku.

Leszek Czarnecki jest rozwiedziony, ma dwoje dzieci. Ci, którzy go znają bliżej, mówią, że rozwiódł się dlatego, że żona przestała go rozumieć. A kochał ją bardzo. Nie znosił natomiast swojej teściowej. - Dlatego jego ulubionym dowcipem był ten, kiedy opowiadałem, że przy rozwodzie zawsze są winne dwie strony: żona i teściowa - mówi Romuald Hłobaż, który trenował Czarneckiego w nurkowaniu na dużych głębokościach. Złośliwi natomiast twierdzą, że rozwód Czarneckiego był tylko wypadkową jego charakteru. Bo nie liczy się z ludźmi, tylko patrzy w liczby.

A kiedy w nie patrzy - nie ulega emocjom. - Dlatego dobrze czuje się w bankowości - uważa jego szkolny kolega Dariusz Łuczak. - Gdy rozmawia się z nim w cztery oczy, potrafi być bardzo miły. Ale niech tylko na horyzoncie pojawi się ktoś trzeci, na przykład kobieta, to Leszek jest nie do zniesienia. Zawsze musi dominować, gwiazdorować - opowiada Hłobaż. Był dla Czarneckiego autorytetem w nurkowaniu, ale przyjaźń się skończyła, kiedy uczeń przerósł mistrza. - Jak mu byłem potrzebny, zwracał się do mnie: przyjacielu drogi. Ale kiedy moja oferta przestała być dla niego ciekawa, urwał kontakt.

Ostrożny w nawiązywaniu przyjaźni, skryty i bardzo nieufny Czarnecki sprawia wrażenie androida. Na każdym zdjęciu, do którego pozuje, sztucznie się uśmiecha. - Raz udało nam się widzieć go w świetnym nastroju, kiedy opijaliśmy jego stopień instruktora - wspomina Romuald Hłobaż. - Były tańce na stołach, dużo wina i zdjęcia. Byliśmy w Chorwacji, może z sześć lat temu. Leszek nie przyjechał tam jako milioner z Polski, ale jako zwyczajny nurek. Zdjęcia robił nam miejscowy fotograf. Na drugi dzień można było sobie je wykupić, ale dziwnym trafem rano usłyszeliśmy, że już są skasowane. Prawdopodobnie Leszek wykupił wszystkie.

Na ile człowiekowi, którego dziennik "Financial Times" uznał za wschodzącą gwiazdę europejskiego biznesu, prasowe doniesienia zaszkodzą - czas pokaże. Być może kiedyś sprzeda Getin Holding. Nigdy nie miał sentymentu do swoich biznesowych dzieci. Podobno kupił już dom w USA. W końcu zawsze żył tak, jak mawiał Tom Waits: Trzeba zawsze być w ruchu, bo żaden pies nie obsikał jeszcze jadącego samochodu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Leszek Czarnecki, czyli miliarder pod wodą. Sylwetka biznesmena - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl