Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: zjedliśmy 200 ton 25-letniego mięsa

Krzysztof Sakowski
Tak wygląda szwedzka mielonka, która trafiła do Polski
Tak wygląda szwedzka mielonka, która trafiła do Polski Robert Szwedowski
Od trzech lat setki tysięcy puszek z mięsem wycofanym ze Szwecji trafia na stoły Polaków. Trefny towar dotarł do 12 firm produkujących żywność i wyroby garmażeryjne (m.in. do firmy z Krakowa), które faszerowały nim pierogi, gołąbki, kiełbasy, pieczeń rzymską czy mortadelę.

Gotowe produkty lądowały w stołówkach krakowskich szkół, przedszkoli, domów starców, zakładu karnego w Ruszczy oraz w sklepach spożywczych. Konserwy sprowadziła krakowska firma Inex, która nie ma prawa sprzedawać żywności w Polsce.

Na trop mięsnej afery wpadli reporterzy programu TVN "Uwaga". Eksperci Uniwersytetu Rolniczego twierdzą, że szwedzkie konserwy nie nadają się do jedzenia, tymczasem krakowski sanepid mówi co innego: data przydatności produktu do spożycia kończy się w 2010 r. Jedno jest pewne: ministerstwo rolnictwa Szwecji w umowie sprzedaży szwedzkiemu pośrednikowi wyraźnie zaznaczyło, że puszki z wołowiną i wieprzowiną mogą być użyte wyłącznie jako pokarm dla zwierząt.

W produkujących żywność i wyroby garmażeryjne polskich firmach, do których trafiły trefne konserwy, po mięsie nie ma już śladu. - Producenci zazwyczaj twierdzili, że przetworzone mięso zostało użyte do produkcji wyrobów garmażeryjnych w poprzednich kilkunastu miesiącach - mówi Anna Armatys, rzeczniczka krakowskiego sanepidu. Oznacza to niestety, że produkty nafaszerowane mielonką sprzed ćwierć wieku dawno zostały przez nas zjedzone.

- Ten produkt powinien zostać zniszczony - komentuje dla "Uwagi" Henrik Ennart, dziennikarz gazety "Svenska Dagbladet" sprawdzający szwedzkie wątki afery. - Myślę, że stoi za tym chciwość szwedzkich władz, które sprzedały puszki - dodaje. Mięso w konserwach zostało przetworzone metodą liofilizacji. Pod wpływem temperatury i ciśnienia pozbawiono je wody. Z wyglądu przypomina trociny i cuchnie jak zepsuta ryba. Dwuipółkilogramowa puszka kosztowała 25 zł.

- Podaliśmy się za biznesmenów i kupiliśmy paletę konserw. Śledztwo trwało kilkanaście miesięcy, bo importerzy byli nieufni - mówi Szymon Jadczak z "Uwagi". - Zbulwersowała nas wiadomość, że już dwa lata temu do laboratorium jednej ze stacji sanitarno-epidemiologicznych trafiła taka puszka. Nikt jednak nie widział problemu.
Gdy polscy i szwedzcy dziennikarze zaczęli się interesować sprawą, zgodnie z zaleceniem szwedzkiego Ministerstwa Rolnictwa, mięso, o którym mowa, mogło być używane jedynie jako pokarm dla zwierząt. Dziennikarze "Uwagi" ustalili, że rząd szwedzki sprzedał w 1999 r. puszki pośrednikowi, zastrzegając, że nie nadają się one do żywienia ludzi w krajach UE.

Jednak wczoraj, kiedy o aferze mięsnej zaczęło się robić głośno, do małopolskiego sanepidu wpłynęła informacja od jego szwedzkiego odpowiednika, iż mięso jest zdatne do spożycia dla ludzi do 2010 r. Mimo to sanepid stwierdził, że obrót mięsem jest nielegalny, gdyż polski importer nie ma zgody na sprzedaż żywności. I zapowiedział, że nałoży na niego karę.

Polskim odbiorcą szwedzkich puszek jest krakowska firma Inex. W 2007 r. kupiła ok. 100 tys. puszek (ok. 200 ton), wyprodukowanych w latach 1982-84, i rozprowadziła je wśród 12 firm m.in. z Krakowa, Łodzi, Poznania i Mazowsza. Zawartością szwedzkich puszek faszerowane były pierogi, kiełbasy, gołąbki, mortadela i popularna pieczeń rzymska.

Badanie wykonane w Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie wykazało, że ze względu na zepsuty tłuszcz spożywanie szwedzkiego mięsa może być szkodliwe dla zdrowia.- Tłuszcz w tym produkcie jest kompletnie zepsuty. Jedząc to mięso można się zatruć - twierdzi dr Maria Walczycka z Wydziału Technologii Żywności UR.

Innego zdania jest sanepid. - Otrzymaliśmy dwie puszki mięsa, które zostały poddane badaniom laboratoryjnym. Analiza wykazała brak zarazków chorobotwórczych i metali ciężkich w produkcie, co mogłoby dyskwalifikować żywność do spożycia - twierdzi Anna Armatys, rzeczniczka małopolskiego sanepidu. - Jednak importer nie zgłosił do Państwowej Inspekcji Sanitarnej, że zamierza sprzedawać żywność, a to jest nielegalne - dodaje.

Postanowiliśmy sprawdzić, co się kryje w starych konserwach. Po otwarciu jednej z nich (rok produkcji 1984) natychmiast łapiemy się za nosy. Z puszki wydobywa się smród. Pachnie jak konserwa rybna, a nie mięsna. Na pierwszy rzut oka mięso przypomina trociny. - Jest to produkt liofilizowany, czyli całkowicie pozbawiony wody - wyjaśnia Armatys.

Za 2,5-kg puszkę trzeba zapłacić 25 zł. Na polskiej etykiecie odnajdujemy adres importera. Przy ul. Zbrojów w Krakowie nie ma jednak siedziby firmy Inex. Pod wskazanym adresem mieści się zwykłe mieszkanie. Dzwonimy, ale nikt nie odpowiada. Próby telefonicznego kontaktu z właścicielami firmy Wojciechem i Jerzym K. też spełzają na niczym.
Dodajmy, że do tej pory do sanepidu nie dotarłażadna informacja na temat zatrucia pokarmowego spowodowanego spożyciem wyrobów garmażeryjnych, których producentami byli odbiorcy liofilizowanego mięsa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska