Ich bardziej doświadczonych kolegów po fachu zgubił podobny grzech: sztuczne ufilozoficznianie filmowych historii. "Janosik", udekorowany głębokim przesłaniem, że nie można bez konsekwencji bawić się złem, nawet w dobrej sprawie, zawodzi jako film. Ani to traktat, ani kinowa przygoda. To co w przypadku dzieła Holland jeszcze się momentami broni, w przypadku Mariusza Grzegorzka jest już całkowitą porażką. Jego psychodrama budziła śmiech publiczności w momentach, w których reżyser z całą pewnością tego nie przewidywał.
Za to "Handlarz cudów" potrafił wzruszyć. Pewnie, że pomysł wspólnej podróży dziecka i alkoholika, wzajem sobie pomagających w drodze do szczęścia i ludzkiej godności, nie jest w kinie nowością. Para twórców próbowała wycisnąć z tego schematu, ile się tylko da, ze szkodą dla prawdopodobieństwa historii. Ale mimo że Pawica i Szoda grają niekiedy znaczonymi kartami, ich film się broni. Duża w tym zasługa pary dziecięcych bohaterów, granych przez Sofię Mietielicę i Romana Golczuka. Co do roli Borysa Szyca, jako upadłego i zbawiającego się alkoholika, zaryzykować można wróżbę, że jeśli Szyc miałby wyjechać z Gdyni z nagrodą aktorską za jedną z trzech głównych ról, granych w trzech filmach, tym tytułem pewnie jednak nie będzie "Handlarz cudów".
W przypadku "Rewersu" Borysa Lankosza jury może mieć odwrotny problem: czy nie przyznać zbiorowej nagrody aktorskiej dla Anny Polony, Krystyny Jandy i Agaty Buzek? Tak zestrojonego aktorskiego tria od dawna nie oglądaliśmy w polskim kinie. Ale największym atutem tego filmu jest - sam pomysł: nakręcenia czarnej komediowej groteski o latach stalinizmu w Polsce.
Na wesoło próbował na tegorocznym festiwalu przedstawić inny trudny rozdział naszej najnowszej historii Jacek Głomb, kręcąc mało udaną komedię "Operacja Dunaj", o Polakach najeżdżających Czechosłowację w 1968 roku.
Borys Lankosz i Andrzej Bart, autor scenariusza, targnęli się na inne narodowe tabu - lata 50., czas martyrologii narodu jęczącego pod sowieckim jarzmem. Przedstawić te czasy na wesoło, groteskowo? Jeśli się to robi w tak dobrze skręconym filmie, jakim jest "Rewers", okazuje się, że można. A świeczka, jaką reżyser i scenarzysta w ostatniej scenie na 1 listopada zapalają nie tylko na Grobie Nieznanego Żołnierza, ale i pod Pałacem Kultury i Nauki, jest ich przewrotnym wkładem do dyskusji, czy tego prezentu od Stalina nie należałoby wysadzić w powietrze. Nie da się tych lat grozy, ale i groteski, wymazać z naszej historii. "Rewers" może na ten temat sprowokować dyskusję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?