Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Wierny adiutant Marszałka, szpieg, lekkoduch i amant

Wiktor Świetlik
Bolesław Wieniawa-Długoszowski w Zakopanem
Bolesław Wieniawa-Długoszowski w Zakopanem NAC
[Bolesław Wieniawa-Długoszowski] Najsłynniejszy adiutant Józefa Piłsudskiego, lekkoduch, birbant. Ale był przede wszystkim Wieniawa specjalistą od mission impossible, dzielnym żołnierzem, wielkim patriotą.

I tragiczną postacią września 1939 roku: pozbawiony możliwości walki z niemieckim i sowieckim najeźdźcą wolał popełnić samobójstwo, niż patrzeć na klęskę.

Wizerunek lekkoducha, choć przysparzał mu sympatii, zniekształcał obraz Wieniawy. Tak było, gdy w dniu agresji sowieckiej na Polskę, 17 września 1939 roku, omal nie został prezydentem Polski na uchodźstwie. Wśród historyków nawet panuje spór, czy formalnie sprawował swój urząd przez jeden dzień, czy nie. Nominacja Wieniawy była nieco przypadkowa, funkcję tę miał pełnić generał Kazimierz Sosnkowski, ale nie było pewności co do jego losów (dowodził wówczas okrążoną Armią "Karpaty").

Kilka innych kandydatur też upadło, a internowany w Rumunii prezydent Ignacy Mościcki nie mógł dalej pełnić funkcji. W końcu wybór padł na Wieniawę, polskiego ambasadora w Rzymie. Zachowało się nawet kilka egzemplarzy "Monitora Polskiego", w którym ogłoszono nominację. Jednak mająca duże wpływy we Francji opozycja skupiona wokół generała Władysława Sikorskiego postanowiła odebrać władzę ludziom sanacji.

Dlatego Francuzów i emigrację przekonywano, że prezydentem zostaje nieodpowiedzialny pijaczyna, a Wie-niawę i innych przedstawicieli sanacji, że jego wybór doprowadzi do napięcia w relacjach z zachodnimi aliantami. Ostatecznie Wieniawa zrezygnował. Ponoć bez żalu. Nigdy nie zabiegał o stanowiska i funkcje.

CZYTAJ TAKŻE: Zemsta Sikorskiego, ostracyzm piłsudczyków... Tajemnicze samobójstwo gen. Wieniawy-Długoszowskiego

Gdyby żył dzisiaj, nie schodziłby z okładek tabloidów: romanse, pojedynki ze zdradzanymi mężami, pijaństwa z elitą władzy, literatami, ale i ludźmi półświatka. "Dzwoniąc szablą od progu, idzie piękny Bolek, ulubieniec cezara i bożyszcze Polek" - pisał o nim Antoni Słonimski. Przed wojną opowiadano żart, w którym urodziwa warszawianka pyta koleżankę: - Kim jest ten stary z wąsami, co idzie obok Wieniawy? - A to chyba marszałek Piłsudski - pada odpowiedź.

Nie ma chyba osoby, wokół której byłoby tyle prawdziwych i zmyślonych anegdot. Najsłynniejsza mówi o wjechaniu na koniu po schodach restauracji (tak naprawdę zrobił tak ponad sto lat wcześniej idol Wieniawy, napoleoński generał Karol Lasalle).

Inna historia opowiada, jak Wieniawa zaproponował kelnerom w Adrii, by spełnili z nim "ułańskie braterstwo", zaciął się w palec i upuścił po kropli krwi do kieliszków z wódką. Gdy toast spełniono, Wieniawa powiedział: "No teraz jesteśmy braćmi, bo nie tylko ja, a wszyscy mamy już syfilis".

Ta łatwość nawiązywania kontaktów, barwność, umiejętność porywania za sobą innych i wykładania serca na dłoni były także narzędziami Wieniawy, dzięki którym wypełniał dla Józefa Piłsudskiego najtrudniejsze misje. Gdy trzeba było, zamieniał się w człowieka bardzo zdyscyplinowanego i chłodnego. O wielu z tych misji niewiele wiemy, a Marszałek doceniał u swojego podwładnego, że gdy trzeba, można było absolutnie na niego liczyć.
Tak prawdopodobnie było choćby w 1932 roku, gdy Wieniawę widziano w warszawskim Hotelu Europejskim pijącego z ważnym sowieckim politykiem Karolem Radkiem. Do wydobywania informacji z Radka nadawał się tylko Wieniawa, bo człowiek widzący obu panów zanotował, że sowiecki działacz pochłaniał kolejne koniaki, jakby to była woda.

Co zabawne, trzydzieści kilka lat wcześniej we Lwowie student Bolesław Długoszowski wznosił toasty właśnie wodą. Jacek Majchrowski, historyk i obecny prezydent Krakowa, w książce "Ulubieniec Cezara" sugeruje, że Długoszowscy pochodzili od pierwszego polskiego historyka Jana Długosza.

Niezależny charakter musiał odziedziczyć po babce i prababce. Zostały zapamiętane z tego, że jeździły na oklep konno w męskim stroju, a jedna z nich zwykła palić przy tym fajkę. Młody Wieniawa - abstynent był wzorowym studentem lwowskiej medycyny. Został okulistą, ale ciągnęło go do literatów, z którymi spotykał się we lwowskiej kawiarni Sznajdra. Poznał tam gwiazdorów lwowskiej Młodej Polski - Jana Kasprowicza, Leopolda Staffa, Stanisława Przybyszewskiego czy Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który zresztą jak Wieniawa był lekarzem.

Przyszłego ulubieńca cezara Piłsudskiego z lwowskiego letargu wyrwała ognista śpiewaczka operowa Stefania Calvas, która odbiła Długoszowskiego ówczesnej narzeczonej z dobrej rodziny (córce rektora uniwersytetu). Z Calvas Wieniawa wyruszył do Paryża, gdzie jego życie nabrało tempa.

Malował (ponoć źle), pisał wiersze (przeciętne), przekładał literaturę francuską (nieźle), ale przede wszystkim poznał Józefa Piłsudskiego i pochłonął idee jego paramilitarnego Strzelca. Po powrocie do Polski, wybuchu pierwszej wojny światowej i formowaniu się wyprawy Piłsudskiego na ziemiach zaboru rosyjskiego kariera Wieniawy zaczęła się rozwijać.

CZYTAJ TAKŻE: Zemsta Sikorskiego, ostracyzm piłsudczyków... Tajemnicze samobójstwo gen. Wieniawy-Długoszowskiego

Był świetnym żołnierzem i błyskawicznie awansował. W końcu został adiutantem Piłsudskiego. A także człowiekiem do spraw trudnych - to duża ważniejsza część aktywności Wieniawy niż kolejne funkcje wojskowe, które pełnił.

Już w marcu 1918 został wysłany pod fałszywym nazwiskiem na terytorium sowieckie, by nawiązać kontakt ze wszystkimi, którzy chcą walczyć z Austrią i Niemcami. Gdy został schwytany przez Czeka, życie ratowała mu wrodzona zdolność do robienia wrażenia na kobietach.

Adwokat Leon Bereson za namową żony przekonał szefa Czeka Feliksa Dzierżyńskiego, by oszczędził rodaka. Krótko później żona opuściła Beresona, Wieniawa się rozwiódł, a reszta jest oczywista. By móc ożenić się powtórnie, adiutant tak samo jak Piłsudski zmienił wyznanie na ewangelicko-reformowane.

Kolejną misją, w której brał udział, były próby porozumienia i negocjacji pomiędzy obozem Piłsudskiego a obozem Romana Dmowskiego. Był zaufanym Marszałka podczas wojny polsko-bolszewickiej. Później jak wielu innych piłsudczyków zapisał się do masonerii, a gdy Marszałek stwierdził bezużyteczność tej instytucji - na rozkaz wypisał się.

Jednak prawdziwie delikatne misje były związane z zamachem majowym w 1926. Wieniawa - brat łapa dla wszystkich - badał poglądy wśród warszawskich jednostek. Dzięki temu wierny Piłsudskiemu minister obrony Lucjan Żeligowski tak poprzesuwał wojska, że w Warszawie zostały te gotowe poprzeć zamach.

Po przewrocie znający języki i elokwentny Wieniawa przekonywał zagranicznych dyplomatów i dziennikarzy, że w Polsce wszystko w porządku i nie ma czym się przejmować. Pojechał też z dyskretną misją do papieża Piusa XI, by przekonać go, że rządy Piłsudskiego będą dobrze żyły z Kościołem. Wszystkie te misje zakończyły się pełnym sukcesem. Tylko Pius XI stwierdził z troską, że marszałek Piłsudski powinien bardziej oszczędzać swoje zdrowie.
Wieniawa nie brał jako jakiś wysoki urzędnik udziału w tworzonym właśnie sanacyjnym systemie władzy. Ale dbał o jego poprawne relacje choćby z literatami - czyli przede wszystkim grupą skamandrytów. Miała ona ogromny wpływ na opinię publiczną, a Wieniawa okazał się perfekcyjnym PR-owcem. Umacniający się autorytaryzm władzy nie był w końcu już taki straszny, gdy jego przedstawicielem był ten przesympatyczny, wesoły mundurowy pijący wieczorami ze Słonimskim, Gałczyńskim czy Lechoniem w kawiarni Mała Ziemiańska lub Adrii.

Dla Piłsudskiego był narzędziem komunikacji, człowiekiem, który po przyjacielsku wypraszając rozmaite drobne rzeczy, zapewniał poparcie różnych grup - artystów, biznesu, literatów. Z legendy, którą Wieniawa od tego obrósł, kpił wówczas Julian Tuwim - "W tych dniach się brunet zjawił. Interes ma gotowy; czy rząd by wydzierżawił. Monopol tytoniowy? Nie chodzi o przekupstwo, dość zmienić jest ustawę! Dla pana to jest głupstwo! Pan przecież zna Wieniawę!"

CZYTAJ TAKŻE: Zemsta Sikorskiego, ostracyzm piłsudczyków... Tajemnicze samobójstwo gen. Wieniawy-Długoszowskiego

A ten bywał i w bardziej zakazanych lokalach. Był stałym bywalcem opiewanej przez Stanisława Grzesiuka knajpy U Grubego Jozka, gdzie spotykali się ludzie z półświatka. Niektórzy z nich jak podpułkownik Józef Łokietek znali świetnie elitę władzy, bo byli byłymi aktywistami OB PPS Józefa Piłsudskiego z czasów walki z caratem.

Ale Piłsudskiego niepokoiły alkoholowe ekscesy ulubieńca i by go powściągnąć, wpadł na skuteczny pomysł. Wieniawa został komendantem warszawskiego garnizonu i dbał o dyscyplinę żołnierzy. I z miejsca ograniczył zabawę i picie.

Ostatnią misję Wieniawa spełniał dla Marszałka już po jego śmierci. Były to negocjacje z arcybiskupem Adamem Sapiehą w sprawie pochówku Piłsudskiego na Wawelu.

Wbrew twierdzeniom przeciwników, po 1938, gdy Wieniawa został wysłany jako ambasador do Rzymu, zapamiętano, że był tam niemal abstynentem. Zaprzyjaźnił się z włoskim hrabią Galeazzo Ciano, zięciem Mussoliniego i szefem faszystowskiej dyplomacji.

Zadaniem Wieniawy było odciągnąć Włochy od sojuszu z Niemcami, Ciano zresztą ku temu się momentami skłaniał. Choć ostatecznie ta misja zakończyła się fiaskiem, to zapewne także dzięki dobrym relacjom, które zostały po Wieniawie, przez Włochy udało się wydostać wielu polskim uchodźcom.

Jak zanotował w swoich dziennikach Ciano, dzień 1 września nie przybił Wieniawy. Był poważny, ale pełen woli walki. Załamany był jednak 17 września - po agresji sowieckiej. Zaraz potem miał zostać prezydentem - do czego jednak nie doszło i ostatecznie Wieniawa znalazł się w USA.

Starał się jakoś poukładać z rządem generała Władysława Sikorskiego. Przede wszystkim zależało mu na tym, by móc walczyć. Zamiast tego został mianowany ambasadorem na Kubie. Pogorszyło to jeszcze depresję, w którą popadał.

Czuł się niepotrzebny. Nie mógł poskładać myśli i znieść tego, że nie walczy. Przewidująca żona schowała przed nim nawet pistolet, obawiając się, że pójdzie w ślady innego znanego piłsudczyka - Walerego Sławka, który zastrzelił się tuż przed wojną. Ale Wieniawa 1 lipca 1942 roku wyskoczył przez okno swojego nowojorskiego apartamentu. Miał 62 lata.

Jego śmierć wstrząsnęła skamandrytą Janem Lechoniem, który napisał wówczas o Wieniawie, że był "samym życiem". Czternaście lat później Lechoń wyskoczył z okna hotelu oddalonego o kilkanaście przecznic od miejsca śmierci Wieniawy.

Korzystałem m.in. z książek "Ulubieniec Cezara" J. Majchrowskiego, "Ku chwale Wieniawy" W. Grochowalskiego i "Wieniawa. Szwoleżer na Pegazie" M. Urbanka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl