Wielka kolejka gondolowa rozładuje tłok w Tatrach

Przemysław Bolechowski
Już nie tylko przyroda Tatr ledwo "dysy" - jak mówią górale, ale i oni sami także. - Dutki dutkami, ale jako to panie, telo ludzisk wytrzymać - pytają zatrwożeni już tą popularnością Tatr.

Szacuje się, że w ostatni weekend na całym Podhalu wypoczywało ponad pół miliona ludzi. Tylko w ciągu jednego dnia do Tatrzańskiego Parku Narodowego weszło aż 33 tysiące turystów.

Natłokowi turystów z niepokojem przyglądają się władze Zakopanego i powiatu. - Jesteśmy u kresu wytrzymałości - nie ukrywa Janusz Majcher, burmistrz Zakopanego. - Gdyby zjechało jeszcze więcej turystów, doszłoby do jakieś tragedii. Karetki nie mają jak dojechać do chorych, a do sklepów nie docierają samochody z zaopatrzeniem.

Władze Zakopanego głowią się, jak rozwiązać problem. Padają propozycje, aby dojazd do takich miejsc jak Morskie Oko odbywał się jedynie komunikacją zbiorową. Jeśli bowiem dalej jeździć tam będą prywatne samochody, to podróż będzie trwała nawet pięć godzin.

Są i bardziej śmiałe pomysły. - Nakreśliłem sobie taki projekt, aby np. Bańską i Biały Dunajec połączyć z wylotem Doliny Kościeliskiej kolejką gondolową - proponuje Andrzej Gąsienica Makowski, starosta tatrzański. - Druga trasa mogłaby prowadzić z Białki Tatrzańskiej do dworca PKP w Zakopanem.

Gdyby zaproponować turystom tak nowoczesny środek transportu, na pewno zostawiliby swoje auta przy pensjonatach.

O tym, że rozwiązanie problemu jest koniecznością, nie trzeba nikogo przekonywać. Takiej masy ludzi pod Tatrami nie pamiętają najstarsi górale. Tegoroczny sierpień zdeklasował nawet sylwestra, kiedy to co roku do Zakopanego zjeżdżają tłumy ludzi. Szacunki mówią o półmilionowej rzeszy. Widać to na drogach dojazdowych - zakopianka blokuje się od Skomielnej do Zakopanego, a zdarza się nawet, że i trasa na Nowy Sącz stoi w korkach.

- Jechałem z Krakowa pod Tatry pięć godzin - mówi Andrzej Nester, mieszkaniec Zakopanego. - Nie pomogła jazda objazdami przez Jordanów i Czarny Dunajec. Tam aut było już tyle, że podróż odbywała się z prędkością 30 km na godzinę. Tak zatłoczonych dróg jeszcze w swoim życiu nie widziałem.

Narzekają wszyscy. - Jeden z taksówkarzy warszawskich powiedział mi, że nigdy tu już nie przyjedzie, bo nie dajemy sobie rady z taką ilością turystów - mówi Jan Gąsienica Walczak, wiceburmistrz Zakopanego. - Powiedziałem mu, że 30-tysięczne miasto przyjmuje 10 razy więcej osób, czyli minimum 300 tysięcy. Zapytałem czy trzymilionowa Warszawa przyjęłaby 30 milionów ludzi? A my tę masę przyjezdnych potrafimy przenocować i wykarmić. Nie dajemy jednak rady z drogami dojazdowymi. Niemodernizowane drogi po prostu są niewydolne.

Niestety, nie tylko drogi regionu przestały być wydolne. Przyroda tatrzańska również. Tatrzański Park Narodowy przez trzy dni od 6 do 8 sierpnia liczył turystów wchodzących w góry. Dane są zatrważające.

- W sierpniu 2004 roku, gdy liczyliśmy turystów, rekordem było wejście 27 tysięcy ludzi - wylicza Paweł Skawiński, dyrektor TPN. - Teraz mamy już dane, że 8 sierpnia na teren parku weszło znacznie więcej osób, bo aż 33 tysiące.
Niepokoi również fakt, że do samego Morskiego Oka wchodzi aż jedna trzecia wszystkich turystów. Nie pomagają apele i prośby do turystów, aby wybierali inne trasy w górach. Ale i w wyższych partiach jest niewiele lepiej. Na Rysy w pogodne dni ustawia się kolejka do łańcuchów. Był już nawet wypadek, że turystka - nie chcąc stać w kolejce - poszła na skróty i potem przez kilka godzin ratownicy TOPR w trudnej akcji ściągali kobietę z eksponowanego terenu.

Podobnie jest na Giewoncie - aby wejść na kopułę szczytową, trzeba stać nawet dwie godziny. Tutaj turystów liczy elektroniczna fotokomórka. - Każdy chce wejść na ten szczyt - przyznaje Skawiński. - Tu dane również są zatrważające. Mogę podać, że w ciągu jednej godziny między 12 a 13 na Giewont weszło ponad tysiąc osób.

Zwiedzanie kopuły odbywa się teraz taśmowo, ludzie idą wolno gęsiego na szczyt i na górze nawet nie przystają, tylko od razu ustawiają się w kolejce do zejścia. Mają tylko sekundy, by popatrzeć na krzyż i w dół na Zakopane.

- Dochodzi do sprzeczek i awantur, gdy osoba mniej sprawna fizycznie, wchodząc, blokuje ruch. Dla mnie takie sytuacje na Giewoncie to absurd i paranoja - dodaje Skawiński. - To przecież przypomina sytuację z Mauzoleum Lenina, gdzie kolejka przechodzi i nie ma możliwości, żeby na chwilę przystanąć.

Z powodu tłoku zresztą na Giewoncie doszło do wypadku. Przepychający się przez kolejkę turyści zrzucili na stojących w dole ludzi kamienie. Jedna osoba ze złamaną nogą trafiła do szpitala.
W Tatrach więc tłum, na drogach dojazdowych tłum, a i nie lepiej dzieje się w samym Zakopanem.
- Kupienie chleba czy wędliny graniczy z cudem - mówi nam Dominika Wieczorek, turystka z Kalisza.

- Trzeba wstawać wcześnie rano, inaczej nic już się nie kupi. Po południu sklepowe półki świecą pustkami. Jak kiedyś w kryzysie. Podobnie jest i w restauracjach, gdzie na wolne miejsce czeka się czasami godzinę. Jeszcze czegoś takiego w swoim życiu nie widziałam - opowiada Wieczorek.
Podobnie jest i na stacjach benzynowych, gdzie do dystrybutorów ustawiają się w kolejkach dziesiątki aut.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl