Policjanci zlekceważyli trop Jacka Krupińskiego

Leszek Szymowski
Jacek Krupiński był najbliższym przyjacielem i wspólnikiem biznesowym Olewnika
Jacek Krupiński był najbliższym przyjacielem i wspólnikiem biznesowym Olewnika Piotr Szymański/POLSKA
Zwykły bandycki napad, którego celem było wymuszenie okupu - tak o porwaniu Krzysztofa Olewnika mówił wczoraj w wywiadzie dla TVN24 Jacek Krupiński, jego były przyjaciel i wspólnik biznesowy.

Krupiński jest podejrzany o współudział w uprowadzeniu syna płockiego biznesmena. We wtorek sąd zwolnił go jednak z aresztu, uzasadniając swoją decyzję brakiem nowych dowodów na popełnienie przestępstwa. Krupiński wypiera się jakiegokolwiek związku z porwaniem. - Mogę przejść ulicą w Drobinie z podniesioną głową i każdemu spojrzeć w oczy, gdyż zrobiłem wszystko, co się dało, aby pomóc uwolnić przyjaciela - zapewniał wczoraj Krupiński.

Dlaczego prokuratura przez kilka miesięcy nie zdołała znaleźć nowych dowodów przeciwko Krupińskiemu? Czy dlatego, że Krupiński jest niewinny? Niekoniecznie. Według ustaleń "Polski" policjanci prowadzący w 2003 roku śledztwo ws. porwania Krzysztofa popełnili rażące błędy, które nie tylko zniweczyły szanse na uwolnienie Krzysztofa, ale dziś uniemożliwiają ustalenie roli, jaką odegrał w tej sprawie Krupiński.

Jedną z kluczowych kwestii, które pozostają do dziś niewyjaśnione, jest pytanie, co Krupiński robił w domu Krzysztofa Olewnika zaraz po jego porwaniu i dlaczego przyjechał tam jako pierwszy. Śledczy nie podjęli wówczas tego wątku i nie przebadali jego związków ze sprawą porwania.

Policja nie zabezpieczyła więc billingów telefonicznych Krupińskiego ani nie rozpoczęła jego obserwacji. A Krupiński kontaktował się w tym czasie z gangsterami, którzy porwali Krzysztofa.

Rodzina Olewników od dawna podejrzewa go o współudział w porwaniu. - Znam akta tej sprawy i jestem przekonana, że Krupiński brał udział w porwaniu mojego brata - przekonuje w rozmowie z "Polską" Danuta Olewnik-Cieplińska, siostra Krzysztofa.

Kiedy na początku tego roku prokuratorzy wnioskowali o areszt tymczasowy dla Jacka Krupińskiego, zwracali przed sądem uwagę na fakt, że spotykał się on z gangsterami, którzy przetrzymywali Krzysztofa. Tak zeznał już w 2004 roku świadek koronny, który widział Krupińskiego razem z Wojciechem Franiewskim, szefem bandy porywaczy Krzysztofa. Dlaczego pięć lat temu policja i prokuratura zlekceważyły te zeznania. Na to pytanie do dziś nie znamy odpowiedzi. Pytany przez nas prokurator Zbigniew Niemczyk, który nadzoruje śledztwo ws. Olewnika, nie chce mówić o szczegółach sprawy.

Na tym nie koniec zagadkowych zaniechań śledczych. Także tych wskazujących na udział w sprawie samego Krupińskiego. W 2003 roku porywacze dwukrotnie chcieli, aby to Krupiński osobiście przekazał im okup od rodziny Olewników. Mając tę wiedzę, policjanci znów nie objęli go ani obserwacją, ani podsłuchem. Nie próbowali też zidentyfikować osób, z którymi kontaktował się telefonicznie. Jak okazało się później, byli to porywacze Krzysztofa.

Ale błędów, za które odpowiadają policjanci, jest więcej. Choć bandyci zażądali, by to Jacek Krupiński przekazał okup, 24 lipca 2003 roku z torbą pełną pieniędzy pojechała w umówione miejsce Danuta Olewnik. Okup w wysokości 300 tysięcy euro zrzuciła z mostu Grota-Roweckiego w Warszawie. Ale miejsca, gdzie spadł okup, nikt nie obserwował. Jak się później okazało, nie obejmowały go swoim zasięgiem kamery policyjnego monitoringu. Nie spełnił swojej roli również policjant, który w cywilnym samochodzie miał za zadanie obserwować całą akcję. Na miejsce nie dotarł, gdyż po drodze się... zgubił.
Regułą jest, że policja zabezpiecza w takich sytuacjach miejsce przekazania okupu, a potem obserwuje wszystkie osoby, które pojawią się w okolicy. Podczas przekazania pieniędzy porywaczom Krzysztofa tak się nie stało. Pozwolono bandytom przejąć pieniądze, następnie spalić swój samochód, w końcu - w 30 minut po podjęciu pieniędzy - odjechać stamtąd.

Policja miała wtedy jeszcze szansę zrehabilitować się za wszystkie błędy popełnione na moście Grota-Roweckiego. Bandyci pozostawili bowiem po sobie bardzo istotny ślad. Był to... numer telefonu, z którego dzwonili do rodziny Olewników.

Dopiero wiele lat później, już w trakcie śledztwa prokuratorskiego, analiza billingów telefonicznych wykazała, że z tego numeru bandyci kontaktowali się z Jackiem Krupińskim. Telefon zarejestrowany był na herszta bandy Wojciecha Franiewskiego.

W dniu przejmowania okupu korzystał z niego Sławomir Kościuk. Zaraz po przejęciu okupu Kościuk zadzwonił do Franiewskiego, który w tym czasie pilnował porwanego Krzysztofa Olewnika. Już wtedy rozwiązanie zagadki porwania syna płockiego biznesmena było tak banalne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl