Kawa pod błękitnym neonem

rozmawia Andrzej Dworak
Sklepy z kawą z błękitnym neonem Pluton przed wojną znali wszyscy smakosze. Słynną palarnię kawy założył w Warszawie Tadeusz Tarasiewicz w 1882 roku, tuż po plajcie w Krakowie. Pluton był jedną z najnowocześniej zarządzanych polskich firm. Z Kordianem Tarasiewiczem, wnukiem założyciela, rozmawia Andrzej Dworak

Andrzej Dworak: Osiągnął Pan imponujący wiek - w listopadzie kończy Pan 99 lat.
Kordian Tarasiewicz: Nie mam jakiejś specjalnej recepty na długowieczność, ale nigdy nie paliłem papierosów, zawsze uprawiałem sport i do dziś jestem człowiekiem aktywnym. Nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, żeby nic nie robić.

W życiu doświadczył Pan wielu dramatycznych wydarzeń…
Historia Polski nas nie rozpieszczała - warszawiaków szczególnie. Polska ma bardzo specyficzną przeszłość, którą trudno wytłumaczyć cudzoziemcowi: wojny, zamachy stanu, powstania, zmiany ustroju…

Pana rodziny nie ominęły te historyczne zawirowania. Dzięki czemu przetrwaliście?
Tego nie da się opowiedzieć w kilku słowach. Już jako czterolatek przeżyłem pierwszą dużą przygodę. W 1914 r. pojechałem z mamą Janiną do Szwajcarii. W sierpniu, kiedy wracaliśmy do Warszawy, wybuchła pierwsza wojna światowa i zdołaliśmy dojechać tylko do Poznania.
Byliśmy z mamą poddanymi rosyjskimi i nie mogliśmy już przekroczyć granicy między Prusami a Rosją. Dzięki kontaktom ojca z Sienkiewiczem i innymi Polakami w Szwajcarii wróciliśmy tam z powrotem i dopiero w grudniu dotarliśmy do Bukaresztu. Stąd, ponieważ Rumunia była neutralna, mogliśmy się dostać do zaboru rosyjskiego. Przyjechał po nas pracownik firmy Pluton i z nim dotarliśmy na Boże Narodzenie do Warszawy.

To był początek burzliwych przejść rodziny Tarasiewiczów.
Ojciec był obywatelem austriackim i kiedy w 1915 r. Warszawie groziła ofensywa niemiecka, Rosjanie deportowali wszystkich z paszportami niemieckimi i austriackimi w głąb cesarstwa. Pamiętam kufry podróżne spakowane na podróż, między którymi jeździłem na trzykołowym rowerku. Przewróciłem się na jeden z nich i rozciąłem sobie czoło - miałem potem szramę. Pamiętam ten wyjazd w nieznane… Trafiliśmy do Riazania - drewniane domy, śnieg, skromne pokoiki. Ojca podtrzymywał na duchu pan Flach, krytyk teatralny.

Bo Pański ojciec Michał był aktorem, słynnym Kordianem z krakowskiego przedstawienia z 1899 r. To po bohaterze Słowackiego ma Pan imię.

Ta rola to był przełomowy sukces w karierze ojca i rzeczywiście dlatego noszę to imię. A ponieważ nie ma świętego Kordiana, na drugie dostałem Feliks. Z Riazania pojechaliśmy do Moskwy, gdzie ojciec grał u Szyfmana. Było tam zresztą wielu świetnych aktorów - m.in. Jaracz. Ja najlepiej z tej tułaczki pamiętam następny przystanek, Kijów, bo to już były lata 1916-1917 i miałem siedem lat. Tutaj ojciec z przyjaciółmi grali w Teatrze Polskim. Po wielu latach pojechałem na wycieczkę do Związku Radzieckiego, odszukałem dom i ulicę, przy której mieszkaliśmy - wiodła stromo w dół…

Do Warszawy wróciliście...
Wybuchła rewolucja, Niemcy podpisali pokój w Brześciu i dzięki temu został zorganizowany pociąg Czerwonego Krzyża, który przewiózł obywateli niemieckich i austriackich do Warszawy. To była prawdziwa epopeja, bo pociąg jechał do dawnej granicy rosyjsko-niemieckiej 10 dni. W pamiątkowym albumie mojej matki widnieje wpis Jaracza z adnotacją końcową: 18 marca 1918 r. - roku ostatniej wojny…

A skąd się Tarasiewiczowie wzięli w Warszawie?
Z Krakowa. Dziadek Tadeusz Tarasiewicz miał żyłkę przedsiębiorcy. U kupca Kirchmajera odbył praktykę, pracował w Banku Galicyjskim, a potem otworzył na krakowskim rynku sklep z różnymi towarami. Dziadek musiał jednak ogłosić upadłość. Ktoś z taką przeszłością miał niewielkie szanse na kolejny interes w Galicji, dlatego dziadek podjął decyzję o przenosinach do Warszawy.
I tu zaczyna się historia największej przed wojną palarni kawy w Polsce…
Firma Pluton powstała w 1882 r. Nikt nigdy nie potrafił mi wyjaśnić, jak dziadek Tarasiewicz wpadł na pomysł, żeby palić kawę. To była pionierska inicjatywa, ponieważ pod koniec XIX w. wszyscy w tej części Europy palili kawę w domu, na patelni. Początki były trudne, Pluton musiał prowadzić - jakbyśmy to dziś powiedzieli - promocję swoich wyrobów, żeby przekonać warszawiaków, że jego kawa jest lepsza i musi kosztować więcej. W czasie palenia ubywa 20 proc. na wadze, palenie też kosztuje, do tego dochodzą koszty dystrybucji. Bardzo pomógł dziadkowi jego najstarszy syn Jan, który odbył praktykę w niemieckiej firmie Rosselius. Wsparł dziadka wiedzą i energią.

Pluton świetnie się rozwijał.
To była nowoczesna firma, która wprowadziła - mówiąc językiem dzisiejszym - nowatorskie rozwiązania socjalne. Pracownicy mogli brać pożyczki w kasie zapomogowo-pożyczkowej, a kiedy w 1914 r. Pluton stał się spółką akcyjną, właściciele przekazali im część akcji. To był pierwszy taki przypadek na ziemiach polskich. Pracownicy byli też dobrze wynagradzani, po 10 latach pracy dostawali srebrny zegarek, po 25 latach - złoty. Czuli się związani z firmą - taki był zresztą styl zarządzania w wielu firmach w tamtych czasach.

Kiedy Pan zaczął kierować firmą?

Jeszcze na studiach na SGH codziennie po wykładach przyjeżdżałem do firmy. Po dwóch latach już dobrze się orientowałem, co się w niej dzieje. Kiedy w 1934 r. zmarł na serce długoletni dyrektor Stanisław Hirszel, akcjonariusze mi powierzyli kierowanie Plutonem. To było ryzykowne, miałem tylko 24 lata. Ale dobrałem sobie współpracowników i razem zmodernizowaliśmy firmę. Zorganizowałem też sprzedaż poza sklepami - przez agentów.

Zmienił Pan logo i obraz firmy.
Urządziłem konkurs na nowy znak firmowy i wybrałem logo architekta Jerzego Hryniewiec-kiego: brązowe ziarnko kawy w czerwonym płomieniu. Wszy-stkie nasze samochody miały ten znak. A Eryk Lipiński robił dla nas rysunki reklamowe do "Wiadomości literackich".

Co wówczas sprzedawaliście?
Kawę, herbatę, kakao… Mieliśmy 23 sklepy w Warszawie, a w całej Polsce 31. Jeszcze za życia dyrektora Hirszela bardzo optowałem za otworzeniem sklepu w Gdyni - mieście symbolu dążeń i osiągnięć II Rzeczpospolitej. To był piękny okres w historii kraju, bo mimo zawirowań politycznych był zapał w społeczeństwie, żeby budować Polskę na nowo. Przedsiębiorcom zależało nie tylko na tym, żeby zarobić, ale żeby rozwinąć firmy i dać pracę. W obecnej Warszawie tego nie dostrzegam, ale za to jest coraz piękniej. Widzę coraz więcej kwiatów

To też tradycja sprzed wojny.
Prezydent Starzyński apelował do mieszkańców stolicy, żeby upiększali balkony kwiatami. Chciałbym jednak opowiedzieć o Starzyńskim z osobistej perspektywy. Kiedy wybuchła wojna, zgłosiłem się z samochodem do władz i zostałem kierowcą wicemarszałka Sejmu majora Karola Polakiewicza. Od 4 września woziłem go po Warszawie. Kiedyś podjechaliśmy na ulicę Zielną do radia, gdzie spotkałem prezydenta Starzyńskiego w mundurze i pułkownika Romana Umiasto-wskiego. Oni przez radio przemawiali do mieszkańców Warszawy, a ja miałem okazję zobaczenia ich w takim momencie i zapamiętałem to na całe życie.

Jak wojna obeszła się z rodziną Tarasiewiczów?
Niemcy zarekwirowali wszystkie nasze towary i w pierwszym okresie baliśmy się, że nasi pracownicy pozostaną bez środków do życia. Jednak stopniowo uruchomiliśmy produkcję kawy zbożowej, marmolady i sprzedaż towarów kartkowych. Poza tym Niemca można było kupić za ziarenko kawy. Nasi pracownicy mieli więc doskonałe papiery.

Wszystko przepadło wraz z Powstaniem?
Właściwie to tak. Udało nam się wydostać z Warszawy i osiąść koło Złotokłosu. Z wielkim szczęściem uruchomiliśmy produkcję marmolady i wtedy kilka razy wjeżdżałem do zniszczonej, pustej, upiornej stolicy, żeby zabrać pulpę owocową, z której robiliśmy marmoladę. Tego widoku też nigdy nie zapomnę.

Historia Plutona po wojnie jest krótka.
Kończy się w 1950 r. Zostaliśmy bez firmy i własności. Od tej pory już nie pracowałem u siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl