Kim naprawdę jest Buzek, symbol sukcesu Polski

Jadwiga Jenczelewska, Agata Pustułka
Człowiek kompromisu, elegancji i uśmiechu. Urodzony mediator. Słowem, Jerzy Buzek - bohater największego od lat sukcesu Polski.

Wiek: 69 lat. Wyprostowana, smukła sylwetka, energiczne ruchy, krok zdobywcy. Opalenizna na twarzy dobrze kontrastuje z siwymi włosami przyciętymi przez fryzjera, który na pewno nie wziął za swoją pracę dwudziestu złotych. I jeszcze ten błysk w oczach, który sprawia, że człowiek ma wrażenie, że rozmawia z nastolatkiem, przed którym dopiero życie stoi otworem. Profesor Jerzy Buzek jest jak wino: im starszy, tym lepszy. Inna sprawa, że znalazł się chyba w najlepszym momencie swojej życiowej drogi. Liczba 555 - bo tylu było europosłów, którzy zdecydowali się oddać na niego głos - przypomina raczej jakąś numeryczną wróżbę.

Cynicy mówią o nim, że to słodka wata w atrakcyjnym opakowaniu: miły, ale słaby i pozbawiony własnego zdania. I że jeszcze trochę, a ze swoim typowo polskim brakiem umiaru zrobimy z niego kolejną ikonę narodową, z którą będzie się mógł równać tylko Jan Paweł II. - On mówi ludziom tylko to, co chcą usłyszeć. Nijaki, mdły, zachowuje się tak, jakby nie miał własnego zdania - mówi nam jeden polityków lewicy. Jednak osoby, które Buzka naprawdę znają, wiedzą, że pod nienagannie skrojonym garniturem chowa się człowiek o mocnym charakterze i od dawna skrystalizowanych poglądach. Z kolei tzw. normalni ludzie wyczuwają w profesorze Buzku właśnie normalność i całkowity brak zadęcia. Podoba się, kiedy powtarza, że jest dzieckiem Śląska i do czasu studiów mówił tylko gwarą. Sympatię budzi, kiedy odżegnuje się od ambicji i zaszczytów, przedstawiając swój protestancki etos: trzeba porządnie wykonywać powierzone zadania i być porządnym człowiekiem.

Bez zastanowienia wrócił do polityki
Wiemy o nim niemal wszystko. Na przykład, że uwielbia rożeczki, przysmak kuchni cieszyńskiej, małe ciasteczka w kształcie rogalików o wyraźnie maślanym smaku robione z płatków owsianych, posypane z wierzchu cukrem pudrem. Wiemy też, że nie ma czasu ich jeść, bo zwykle gdzieś się spieszy. - Zawsze, gdy brat przyjeżdża do naszego katowickiego domu przy ulicy Osikowej, spieszy się i ledwie zdąży zjeść zupę - śmieje się Helena Macha z domu Buzek, siostra Jerzego Buzka.

- Jest jak wiatr, po którym zostaje tylko muśnięcie - mówi pani Helena. Dla profesora nauk technicznych, byłego polskiego premiera i powtórnie posła do Parlamentu Europejskiego - siostra Lusia. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Jerzy Buzek do polityki nigdy nie wróci, że pisane mu ustabilizowane życie naukowca. Nic z tych rzeczy! Politycy nie pozwolili mu o sobie zapomnieć, a profesor, wracając do pełnego emocji życia na szczytach władzy, poczuł się jak ryba w wodzie. Stało się tak dzięki cechom, które pomagają sukcesowi: osobistemu urokowi, wyglądowi brytyjskiego arystokraty i przede wszystkim wyjątkowej umiejętności w dążeniu do kompromisu.

- Prawdziwy mężczyzna nigdy nie kończy. Tym bardziej prawdziwy polityk - mówi z lekką zazdrością były premier Leszek Miller. Jego zdaniem, słowa te jak ulał pasują do Jerzego Buzka. Obaj byli premierzy - i Buzek, i Miller - poznali gorycz porażki i słodki smak sukcesu. Ale to Buzek, skromny chemik z Politechniki Śląskiej, jest dziś na fali. To wśród polskich polityków prawdziwy fenomen. Choć w wyborach parlamentarnych w 2001 roku w okręgu katowickim zdobył prawie 33 tysiące głosów, najwięcej ze wszystkich kandydatów, to jego ugrupowanie - Akcja Wyborcza Solidarność - nie przekroczyło pięcioprocentowego progu wyborczego i zostało wyrzucone na śmietnik historii.

Buzek, którego rząd tuż przed odejściem cieszył się zaledwie kilkuprocentowym poparciem, sprawiał wrażenie człowieka całkowicie zdruzgotanego. Przeciwnicy polityczni skandowali "Buzek-łobuzek!" i wypominali mu wprowadzenie bolesnych społecznie reform: samorządowej, zdrowotnej, oświatowej i emerytalnej. Tymczasem zaledwie po trzech latach od tamtej klęski, w 2004 roku, szturmem wziął Parlament Europejski, zdobywając ponad 170 tysięcy głosów, przy okazji pobijając krajowy rekord popularności. Wygrał pod szyldem Platformy Obywatelskiej, której przewodniczący Donald Tusk niczym pokerzysta zaoferował Buzkowi miejsce lidera na śląskiej liście.
- To było ryzykowne zagranie, bo kompletnie nie wiedzieliśmy, czy w pamięci wyborców został pozytywny obraz odważnego człowieka, który reformuje kraj, czy też przegranego polityka kojarzącego się z Marianem Krzaklewskim, wtedy szefem AWS - mówi jeden z polityków Platformy Obywatelskiej. O Buzku mówiono premier malowany, szydzono, że z tylnego siedzenia rządzi nim Krzaklewski. - Jerzy to typ długodystansowca - twierdzi dziś Marian Krzaklewski. - Nie był człowiekiem przypadkowym. Zanim Akcja Wyborcza Solidarność sięgnęła po władzę, stał na czele zespołu programowego, odpowiadał za sprawy gospodarcze. Obaj zapłaciliśmy za podjęte reformy. Ale idąc do polityki, trzeba być przygotowanym na takie ryzyko. - Jerzy Buzek to dziś dojrzały polityk, który wyrósł ponad całą polską klasę polityczną. Jego pozycja jest podobna do pozycji Leszka Balcerowicza. Obaj panowie nie angażują się w spory, wypowiadają kompetentnie z troską o sprawach kraju. Kojarzą się ze spokojem, szacunkiem dla przeciwnika oraz wiedzą - mówi Bohdan Dzieciuchowicz, specjalista ds. wizerunku zewnętrznego polityków, wieloletni współpracownik Balcerowicza. - Nie dla Buzka polityczny magiel - twierdzi po prostu były wicepremier i jeden z najbliższych współpracowników Buzka, Janusz Steinhoff.

Korzenie, czyli protestancki etos
Ta strategia przyniosła zdumiewające efekty. Dziś przed Buzkiem otwierają się drzwi do wielkiej europejskiej kariery. - W polityce unijnej cenione są fachowość i dążenie do konsensusu. A zatem gotowość do kompromisu, którego tak często brakuje polskim politykom. Buzek w unijną strategię wpisuje się idealnie - twierdzi Dzieciuchowicz.

Gdy Buzek został premierem i na stanowisku przetrwał całą kadencję, co jest też polskim fenomenem, wielu zachodziło w głowę: "Kto to jest?" - A przecież mój syn nie wziął się znikąd - powtarzała zawsze Bronisława Buzek, matka Jerzego. Zmarła w 2003 roku. Pochowano ją obok męża Pawła Buzka na cmentarzu ewangelickim w Chorzowie. Paweł Buzek zmarł bardzo wcześnie - w 1953 roku. Zostawił żonę z dwójką dzieci: Jurek miał wtedy 13 lat, Lusia 16. Z pewnością Jerzy Buzek nie trafiłby do Brukseli, gdyby nie rodzinne korzenie. Jego charakter i osobowość ukształtowały pochodzenie ewangelickie, przedwczesna śmierć ojca, co było związane z przejęciem odpowiedzialności, oraz działalność opozycyjna. Buzkowie to stara ewangelicka rodzina ze Śląska Cieszyńskiego. Wywodzą się z miejscowości Śmiłowice koło Trzyńca na Zaolziu.

Mają udokumentowane pochodzenie aż do XVII wieku. Wierze luterańskiej są wierni do dziś, choć nie ukrywają, że w rodzinie przybywa katolików. Śmiłowice to wieś przylegająca do Beskidu Śląskiego. Leży niedaleko Trzyńca, dwa kilometry od trasy do Frydka-Mistka. Jest mała, zamieszkuje ją nieco ponad 150 mieszkańców. Spośród nich większość to polska mniejszość! Jako osobna jednostka administracyjna wieś funkcjonuje od 1850 roku. 20 lipca 1920 roku po zbrojnym konflikcie czesko-polskim o Śląsk Cieszyński (armia czechosłowacka napadła na Polskę i podeszła aż pod Skoczów, opierając się o linię Wisły) Rada Ambasadorów w Spa przekazała Śmiłowice Czechosłowacji. Linia graniczna dzieląca dawne Księstwo Cieszyńskie wytyczona została na Olzie. 2 października 1938 roku po zbrojnym wejściu polskiej armii (entuzjastycznie witanej przez Polaków) Śmiłowice wraz z pozostałymi miejscowościami Zaolzia przyłączone zostały do Polski.

Po niemieckiej agresji 1 września 1939 roku wieś znalazła się pod hitlerowską okupacją, która trwała do maja 1945 roku. Po II wojnie światowej na mocy decyzji Stalina znowu Zaolzie przyznane zostało Czechosłowacji. Wtedy procesy czechizacyjne, tym razem już rękami komunistów, zostały znacznie nasilone. Ich ofiarą padła także część rodziny Buzków. Dziś we wspólnej Europie nikt już nie chce pamiętać o tych dawnych dziejach, niemniej urazy w relacjach polsko--czeskich na Zaolziu wciąż dają o sobie znać. Ale w wyborach śmiłowickich do siedmioosobowej rady gminy radnymi w większości zostają Polacy. W bieżącej kadencji mandat radnego sprawują Paweł Szalbut, Jan Ondraczka, Władysław Niemczyk, Tomasz Kubala, Marian Bujok i Gustaw Chwistek. Śmiłowice to piękna okolica, do której prowadzą kręte drogi po słynnych cieszyńskich kopcach. Wszystkie domy nowe, starych nie widać. W środku pawilon Jednoty, prywatny minimarket, naprzeciw czeska poczta, opodal piwiarnia Radegast. Z tyłu, za domami, z jednej strony nowa szkoła, z drugiej kościółek.

Kobieta w sklepie, młoda, czarne włosy, mówi: - Oglądam polską telewizję i wszystko wiem, co się u was dzieje. Nikogo tutaj nie dziwi, że Buzek to ewangelik. Wokół sami ewangelicy: w Gnojniku, Ligotce Kameralnej, Trzanowicach, w Dobrej. W Trzanowicach urodził się Jerzy Trzanowski, słynny ewangelicki kaznodzieja z XVII wieku, słowiański Luter, jak na niego mówiono, autor śpiewnika "Cithara San-ctorum" (ponad 70 wydań!). W Śmiłowicach oprócz Buzka urodził się także Stanisław Piętak (w 1946 roku), zwierzchnik Śląskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Wyznania w Republice Czeskiej. Co roku w czerwcu do Śmiłowic przyjeżdżają setki młodych ludzi ewangelików na chrześcijański zjazd XcamP. Jerzy Buzek urodził się w Śmiłowicach 3 lipca 1940 roku. Hitlerowcy zajęli Zaolzie pierwszego dnia II wojny światowej. Oba powiaty, cieszyński i frysztacki, okupant włączył do III Rzeszy. Utworzył z nich, wraz z częścią gmin powiatu Frydek i całego przedwojennego powiatu polskiego Cieszyn nową jednostkę administracyjną: Kreis Teschen. Na jego obszarze o powierzchni 1570 km kw. mieszkało 284 951 osób. Pod koniec 1941 roku hitlerowcy przeprowadzili reformę administracyjną i Kreis Teschen włączyli do prowincji górnośląskiej w Katowicach. Na Zaolziu rozpętali terror wymierzony przede wszystkim w Polaków. W gronie ofiar znalazł się m.in. były poseł do Zgromadzenia Narodowego, dr Jerzy Buzek. Polacy ginęli nie tylko z rąk hitlerowców. Wśród zaolziańskich ofiar Katynia i Ostaszkowa znalazł się również posterunkowy Policji Państwowej Jan Buzek z Zimnego Dołu koło Orłowej. Mały Jurek niewiele wiedział o tych okropieństwach, choć Niemcy wywieźli mu ojca.
Najważniejsze było wykształcenie
Dzieciństwo i młodość spędził najpierw w Końskiej, później w Chorzowie. - Jego matka pochodziła z nauczycielskiej rodziny Szczuków ze Śmiłowic. Po narodzinach Jurka rodzina przeniosła się do Końskiej. To obecnie dzielnica Trzyńca. Mieszkali do końca wojny w domu, którego już teraz nie ma. Znajduje się tam obecnie walcownia drutu trzynieckiej huty - dowiaduję się od działaczy PZKO w Czeskim Cieszynie.

Pradziadek i imiennik prof. Jerzego Buzka był bliskim przyjacielem autora hymnu śląskiego Jana Kubisza. Słynny za-olziański poeta Kubisz (1848-1929) urodził się właśnie w Końskiej. Z kolei stryjeczny dziadek premiera, prof. Józef Buzek, był posłem na sejm wiedeński, a później senatorem II Rzeczpospolitej oraz założycielem i pierwszym dyrektorem Głównego Urzędu Statystycznego w Warszawie. Jego grób znajduje się na cmentarzu w Końskiej. Dziadek premiera, Karol Buzek, prowadził wzorowe gospodarstwo rolne i należał do wielu organizacji zaolziańskich. W jego domu Jurek spędził wczesne dzieciństwo, a potem w czasie nauki każde wakacje. Do dziś - mówią ludzie - mile wspomina kąpiele w rzeczce Nieborówce i zabawy lasku na Pociepnym.

Po wojnie i po powrocie jego ojca Pawła z robót przymusowych cała rodzina przeniosła się do Polski (a raczej została zmuszona do przeniesienia się w ramach czechizacji Zaolzia). - Rozjechaliśmy się po świecie i coraz trudniej o ewangelickiego partnera. Żona brata, Ludgarda, jest katoliczką, a córka Agata, po mamie, także. Wiara dla Buzków jest bardzo ważna. W naszym zaolziańskim domu zawsze był portret Marcina Lutra. Na honorowym miejscu stała "Postylla", zbiór kazań. Jeden z naszych przodków, Andrzej Buzek, był ewangelickim pastorem. Wszyscy otrzymywali staranne wykształcenie - tłumaczy Helena Macha.

Niewprawny biograf łatwo może się pogubić między Jerzymi, Józefami, Andrzejami i Pawłami Buzkami, bo te imiona nadawano chłopcom z familii nader często. Widać to wyraźnie na starannie wyrysowanym drzewie genealogicznym rodziny Buzków. Poza rolnikami wielu tam lekarzy, inżynierów, prawników, no i społeczników. Senator II RP, Józef Buzek, był synem rolnika, Jerzego Buzka, czyli pradziadka dzisiejszego eurodeputowanego. Był profesorem, żył w latach 1873-1936.

Wymyślił i stworzył w naszym kraju Główny Urząd Statystyczny, a także został jego pierwszym prezesem. Paweł Buzek, ojciec byłego premiera, był inżynierem elektrykiem zatrudnionym w chorzowskiej elektrowni. Ponieważ rodzinne strony po wojnie nadal znajdowały się na Zaolziu, Buzkowie z Chorzowa nie mogli odwiedzać swoich najbliższych w Czechosłowacji.


Związkowy szlif i bezpłatny urlop

- Nie wolno nam było jechać do dziadków - mówi pani Helena. - Ojciec chorował krótko, a gdy zmarł w 1953 roku, zostaliśmy półsierotami w mieście oddalonym od rodziny - dodaje. Bronisława Buzek sama wychowywała dwoje dzieci. Poznawali gorycz i ciężary spadające na rodzinę pozbawioną ojca żywiciela. To były też skomplikowane czasy PRL-u. Matka pracowała, dzieci się uczyły. - Byliśmy sami z mamą, zdani na siebie. Trudno się dziwić, że staliśmy się dla siebie całym światem. I tak pozostało do dziś. Buzek polityk narodził się w śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
- Gdy tylko były jakieś konfliktowe sprawy, zawsze wzywaliśmy na pomoc Jurka - mówi Marek Kempski, były szef regionu "S" i były wojewoda katowicki, mianowany na to stanowisko przez Buzka. - To nieprawdopodobne, ale najbardziej ostre spory potrafił załagodzić tak, że obie strony były zadowolone. On po prostu bardzo lubi ludzi. Buzek, z wykształcenia inżynier chemik, w Solidarności działał od 1980 roku. Rozwinął skrzydła w podziemiu. Pod pseudonimem konspiracyjnym Karol stworzył Regionalną Komisję Wykonawczą i został jej faktycznym szefem. - Zawsze można było na niego liczyć - twierdzi Krzaklewski.

- Dziś bohaterstwo bardzo staniało. On miał wtedy małe dziecko i tak wiele ryzykował - wspomina Kempski. Wówczas jednak nikt nie spodziewał się, że kiedyś ten niezwykle skromny, zawsze uśmiechnięty facet zostanie premierem. W 1963 roku Jerzy Buzek skończył Wydział Mechaniczno-Energetyczny Politechniki Śląskiej i otrzymał dyplom magistra inżyniera mechanika-energetyka. Rozpoczął pracę w Zakładzie Inżynierii Chemicznej i Konstrukcji Aparatury Polskiej Akademii Nauk. To tu poznał swoją przyszłą żonę Ludgardę, z tych kręgów wywodzi się wielu jego przyjaciół. Andrzej Jarzębski, obecny dziekan Wydziału Chemicznego Politechniki Śląskiej, poznał ówczesnego dr. inżyniera Jerzego Buzka, gdy ten już pracował w Polskiej Akademii Nauk przy ul. Górnych Wałów w Gliwicach.

Był kwiecień 1971 roku. - Jurek, bo pracując nieomal drzwi w drzwi szybko przeszliśmy na ty, jest ode mnie starszy o jakieś sześć, siedem lat. Choć działaliśmy w innych zespołach badawczych, a nasza zainteresowania zawodowe rzadko miewały punkty styczne, szybko się zaprzyjaźniliśmy. Był duszą towarzystwa i taki pozostał. Jego zainteresowania zawodowe były jak na owe czasy nowatorskie, a dziedzina, którą się zajmował, należała do bardzo nowoczesnych. Powstawały wówczas wielkie instalacje przemysłu chemicznego, a my tworzyliśmy podwaliny ich projektowania. Jurek się w tym wspaniale odnalazł - wspomina prof. dr hab. inż. Andrzej Jarzębski.

Prof. Krzysztof Warmuziński, obecnie dyrektor Instytutu Inżynierii Chemicznej PAN, temat swej pracy habilitacyjnej wybrał właśnie za namową Jerzego Buzka, swego ówczesnego przełożonego. Jak wspomina, Buzek już wtedy doceniał konieczność wykorzystania czystych technologii węglowych. W 1997 roku, gdy został premierem, znacznie ograniczył swoją działalność naukową, ale nie pożegnał się z nią całkowicie. Nieco wcześniej opracował przegląd technologii oczyszczania gazów spalinowych z dwutlenku siarki. Jak mówi Krzysztof Warmuziński, również prace nad usuwaniem dwutlenku węgla wyprzedziły o kilkanaście lat medialne doniesienia o niebezpieczeństwach, jakie niesie za sobą efekt cieplarniany.

- Między nami początkowo był układ mistrz - uczeń, ale wkrótce staliśmy się przyjaciółmi. I wtedy, gdy Jurek został premierem, nie zapominał o znajomych. Pamiętam wspólną wyprawę na uroczystość uhonorowania Jurka tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu w Dortmundzie. Otoczony doradcami i dziennikarzami chciał mieć przy sobie znajome twarze - wspomina prof. Warmuziński.

Dla dr. Manfreda Jaschika, obecnie zastępcy dyrektora ds. technicznych w instytucie, Jerzy Buzek pozostanie ideałem szefa. - Miał talent do współpracy z ludźmi. Potrafił doskonale zorganizować robotę. Posiadał też rzadką umiejętność mówienia o niej z pasją. Potrafił nią zarazić tak, że każde zadanie wykonywaliśmy, jakby od niego zależało coś bardzo ważnego - wspomina dr Jaschik. Ci, z którymi prof. Buzek zetknął się w czasach pracy w Polskiej Akademii Nauk, pamiętają go jako pomysłodawcę kajakowych spływów. Prof. Warmuziński ma na koncie kilkanaście takich wspólnych wypraw z obecnym szefem Parlamentu Europejskiego. Ostatnią, po Łynie, w czasach, gdy Jerzy Buzek był już premierem RP. - Choć nadal jest naszym pracownikiem na urlopie bezpłatnym, na pewno byłoby Jurka trudniej teraz namówić na spływ. Raz, że czasu coraz mniej, dwa, że kręgosłupy mogłyby nie wytrzymać wiosłowania - żartuje prof. Warmuziński. W czasach gliwickich poznał Ludgardę Czaplę. Pobrali się w 1974 roku.
Po dwóch latach urodziła im się córka Agata. Do końca lat 70. małżonkowie zajmowali się pracą naukową. Powstanie Solidarności zawładnęło życiem Buzka. - Mąż założył "S" w Instytucie Inżynierii Chemicznej Polskiej Akademii Nauk w Gliwicach. W tamtych czasach wszyscy należeliśmy do tego związku, od profesorów, po pracowników administracji, a nawet sprzątaczki. Jerzy co jakiś czas był wzywany na milicję na przesłuchania. Potem była działalność podziemna - mówi Ludgarda Buzek.

13 grudnia 1981 roku uniknął internowania, bo zdążył umknąć milicji. Potem się ukrywał. Dzięki temu wspólnie z kolegami mogli wydawać powielaczowy biuletyn Solidarności. Wspólnie odtwarzali struktury związku: w Gliwicach, Dąbrowie Górniczej, Bytomiu, Jastrzębiu-Zdroju i okolicach. Używał wtedy konspiracyjnego pseudonimu Karol, czyli swojego drugiego imienia. - To był trudny czas, ale byliśmy szczęśliwi. Mąż okazał się wielkim przyjacielem Rafała, mojego syna z pierwszego małżeństwa - dodaje pani Ludgarda.

Rodzinne i nie tylko kłopoty
Na Wielkanoc 1985 roku, gdy Agata miała wkrótce przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej, na rodzinę spadło nieszczęście: lekarze zdiagnozowali u niej nowotwór, ziarnicę złośliwą. Buzkowie rozpoczęli walkę o życie dziecka. - Przez cztery lata żyliśmy na skraju wytrzymałości psychicznej - mówi Ludgarda.

To była choroba węzłów chłonnych. Agata często się przeziębiała, była bardzo blada, anemiczna. Prześwietlenie wykazało zmiany w płucach. Na plecach, w rejonie łopatki, widać było powiększone węzły chłonne. Choroba miała dwa nawroty, choć normalnie pojawia się raz; jeśli udaje się ją wyleczyć, chory wraca do zdrowia. Ostatni zabieg i chemioterapia zakończyły się wiosną 1989 roku. Dla Buzków zaczął się dobry czas: przede wszystkim Agata wyzdrowiała, a wkrótce, 4 czerwca, odbyły się pierwsze, prawie wolne wybory. Dzisiaj Agata święci triumfy w świecie mody, występuje w popularnych serialach, jak chociażby w TVN-owskim "Teraz albo nigdy", i na deskach teatru: uśmiechnięta, utalentowana, przestała być już tylko córką sławnego taty.

Sam Jerzy Buzek, nawet jeśli w jego życiu pojawiają się historie, o których nie chce opowiadać w wywiadach, nie traci sympatii wyborców. Kilka lat temu mówiło się o jego romansie z Teresą Kamińską, szefową zespołu doradców. Do podsycania medialnego zainteresowania tą znajomością rękę przyłożył zresztą Kazimierz Marcin-kiewicz, wtedy pierwszy szef doradców Buzka, dzisiaj bardziej niż z polityką kojarzony z Isabel, młodą przyjaciółką, dla której porzucił żonę. Bo kiedy premier postanowił wymienić Marcin-kiewicza na Kamińską, ten zapytany przez dziennikarzy, czy to właśnie przez nią Buzek postanowił się z nim rozstać, odparł dwuznacznie: "Jest ona atrakcyjną kobietą". Romans Jerzego Buzka i Teresy Kamińskiej, jeśli był, pozostał w sferze plotek i domysłów. Ani nowy szef europarlamentu, ani jego żona nigdy nie odnieśli się do tych doniesień, odmawiając wszelkich komentarzy w tej sprawie.

- Mają zbyt dużo klasy, aby takie dyskusje prowadzić na łamach tabloidów czy publicznym forum - mówi jedna z osób znających rodzinę Buzków. Dziennikarze tabloidów, może zniechęceni milczeniem obojga, a może z szacunku do osoby byłego premiera, nie śledzili go, nie fotografowali i z czasem nikt nie pamiętał już o Teresie Kamińskiej. A popularność Jerzego Buzka nigdy nie malała.- Może dlatego, że kojarzy się ludziom ze spokojem, wyważeniem, klasą: cechami, których próżno szukać w dzisiejszej agre-sywnej polityce wzajemnych ataków - tłumaczy jeden z polityków prawicy.

Dzisiaj w życiu byłego premiera rozpoczyna się nowy, fascynujący rozdział. I jak przewidują fachowcy, to przede wszy-stkim charyzma i osobowość Jerzego Buzka zadecydują o tym, jak oceni go historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl