Widzę dzieci sercem

Anna Kamińska
Zdrowym się czasem nie udaje, a im się udało. Stworzyli szczęśliwe domy. Że matka nie widzi, że oboje rodzice nie słyszą, to nic. Jeśli dzieci się pragnie i kocha, reszta musi się ułożyć. Ich recepta na wychowanie: nie krzyczeć, dużo rozmawiać, pomagać i kochać.

Teresa Dederko swoje dzieci widzi tak: 24-letnia Natalia ma długie, śliskie włosy - mówią o takich: błyszczące. 19-letni Jędrek pełne usta, a 22-letnia Agata jak wpadnie do domu, robi największe zamieszanie.

Powietrze wokół niej wiruje. 17-letnia Julia dużo mówi. Najmłodsza, 9-letnia Małgosia, ma jeszcze drobne, dziecięce ciałko. Można ją schować w ramionach. A cała piątka? Ma szczupłe twarze, można to wyczuć rękami. - Po mamie - podkreśla Teresa. I wszyscy mówią, że dzieci są ładne.

Bardzo normalni rodzice

U Smoczyńskich z Łodzi w dzieci tak nie obrodziło. Jedyna córka, Agnieszka, ma 23 lata. Regina otwiera drzwi, a ona, za jej plecami, powtarza na głos to, co wypowiadają niewyraźnie mamine usta. Tata nie mówi. Obrzuca gości uważnym spojrzeniem. Uścisk dłoni pozwala człowieka zdemaskować. Czy jest szczery, czy ma dobre zamiary.

Teresa Dederko z Warszawy jest niewidomą mamą piątki widzących dzieci. I od 25 lat żoną fotografika i bibliotekarza Szymona. Chociaż jej mąż widzi, dzieci zapewniają, że to mama jest główną sprężyną w ich rodzinnej machinie.

Regina i Ryszard Smoczyńscy z Łodzi to głuchoniemi rodzice słyszącej Agnieszki. Tata nie mówi w ogóle. Mama czyta z ust i woli rozmawiać normalnie. Nie zraża się tym, że na początku rozmówca niewiele rozumie. Przecież jest jeszcze gest, mimika... Teresa Dederko i Smoczyńscy na pytanie, jak to jest być niepełnosprawnym rodzicem zdrowych dzieci, wzruszają ramionami.

Nie krzyczeć, pomagać i kochać. Kalectwo to sprawa drugorzędna. Nic nie usprawiedliwia spartaczonej rodzicielskiej roboty - uważają. Gdy słyszą nad sobą lament, ucinają krótko: "Popatrz na moje dzieci, pogadaj z nimi". I one mówią. Że Teresa to twarda babka, a Renia gaduła. Że ich rodzice są kochani i bardzo normalni...

Potykając się o pluszaki

Teresa nie widzi od trzeciego roku życia. Jak przez mgłę pamięta wypadek. Błysk, potłuczona żarówka, odłamki szkła pod powiekami, ból. Na pogotowie długo czekała. Kiedy dotarła do szpitala, na ratowanie wzroku było już za późno. Niewidoma Tereska została wychowanką podwarszawskich Lasek.

Rodzice nie wiedzieli, jak postępować z kaleką. W Laskach takich dzieci jak ona było dziesiątki. Tylko mamy i taty nie było. I to bolało. - Może dlatego gdy dorosłam, stworzyłam tak dużą rodzinę. - Teresa uśmiecha się w przestrzeń. To wtedy pokochała życie w stadzie. Dzieci planowała troje.

Szymona poznała na weselu koleżanki. Uprzedzili go, że ta dziewczyna w jasnej sukience to niewidoma. Ale on widział tylko, że jest atrakcyjną brunetką, wygadaną, po historii. Teresa nie narzekała na kalectwo. Ciekawa świata, wesoła, bezpretensjonalna. Dla ekscentrycznego jedynaka jak znalazł.

Szymon podziwiał jej dojrzałość. To on przy niej czuł się bezpiecznie. Kiedy Teresa powiedziała Szymonowi, że spodziewa się pierwszego dziecka, cieszył się jak wariat. Nie bali się, co będzie. - Martwiłam się raczej, żeby ciąża dobrze przebiegała - opowiada Teresa. Zamieszkali z rodzicami Szymka, mieli pracę. Ona masażystka, on pracownik ośrodka kultury, postanowili, że to ona po macierzyńskim wróci do pracy, a on weźmie wychowawczy. A jak malucha odchowają, zmienią pracę na lepszą.

Dyplom wyższej uczelni czekał w komodzie. Nie spodziewali się, że krótko po Natalii przyjdzie na świat Agata, a po niej Jędrek. I tak na lata ugrzęźli w pieluchach, bo po Jędrku urodziły się Julka i Małgośka. - Gdybym przed laty mogła spojrzeć w szklaną kulę i zobaczyć przyszłość, nie przeżyłabym tego - śmieje się Teresa. I nie ukrywa, że mieli lata chude, że wybuchały awantury, bo mąż wyrywał się do pracowni. Ale kiedy Teresa jeździła do pracy, on matkował maluchom.

Tylko do porządku nie przywiązywał wagi i po powrocie potykała się o porozrzucane pluszaki. W zlewie sterta naczyń, a w wannie pieluchy. Ale dzieci miały sucho, były syte i po spacerze, który dla niewidomej matki byłby jak jazda bez trzymanki. Pchanie wózka po ulicach, szum miasta, krzyki w parku...

A ona traci orientację, gdy oddali się od znajomych miejsc. I w dodatku nie może odróżnić płaczu własnego dziecka od kakofonii odgłosów z piaskownicy. - To była gehenna. Sama nie mogłam wychodzić z dziećmi, wszystkich katowałam, żeby nie wypuszczali ich z rąk. One też musiały się nauczyć, że ręki opiekunów nie puszcza się. Miało im to wejść w nawyk, bo przecież gdy podrosły i nie musiały trzymać się mojej spódnicy, ja musiałam trzymać się ich, by czuć się bezpiecznie w podróży przez świat - mówi Teresa.

Dłońmi też można krzyczeć

Ryszard i Regina także urodzili się jako zdrowe dzieci. Słuch zabrały im choroby. Przeziębienia, zapalenia, powikłania. A jak słuchu nie ma, to mówić trudno. Więc wyrośli - dla świata na głuchoniemych, ale dla jedynej córki Agnieszki na aż nadto gadatliwych rodziców. Agnieszka przyszła na świat dokładnie dziewięć miesięcy i pięć dni po ślubie rodziców.

- A więc tak jak powinno być - puszcza do rodziców oko, gdy ci opowiadają swoją historię na migi, żeby ona mogła mi ją przetłumaczyć. Dowiaduje się, że jak się poznali, mama miała na sobie zieloną sukienkę, a tata gapił się na jej zgrabną pupę. - Miałem już trzydziechę na karku, Renia 22 lata.

Spotkaliśmy się na imprezie dla głuchoniemych. Przetańczyliśmy całą noc - Ryszard barwnie opowiada rękami, a Renia daje mu kuksańca za te migi. Agnieszka obraca się to do matki, to do ojca. Na twarzach emocje, w pokoju cisza. Tańczyć uwielbiają do dziś. Na niejednym weselu otaczał ich wianuszek gości, tak zgrabnie wywijali. Ale nie zawsze jest różowo. Jak się kłócą, to powietrze aż świszczy. Aga w kuchni kawę sobie parzy, a z pokoju plask, plask. Uderzają ręka o rękę w gwałtownej gestykulacji. - Dłońmi można pokazać i miłość, i złość. Jak rodzice się kłócą, córka zamyka się w pokoju. Nie chce patrzeć na "wrzaski".

Jest hałas, jest dobrze

- Najtrudniej było, gdy dzieci były małe. Między drugim a trzecim rokiem życia - opowiada Teresa. - Dzieciak raczkuje po pokoju, to ja za nim, na czworakach. Co chwilę łapię go za rączki, żeby sprawdzić, czy czegoś w nich nie ma. Wkładam delikatnie palec do buzi, żeby się upewnić, czy nic sobie tam nie wepchnął. I głos - jak mapa orientacyjna: uwaga, dziecko ruszyło do łazienki, jest przy oknie, mruczy, a więc za chwilę będzie senne. Jak dzieci nauczyły się mówić, nauczyły się też, że mamę trzeba o wszystkim informować: "Jestem w kuchni, siedzę na nocniku...

Jest hałas, jest dobrze. Cisza oznacza strach, że dziecku coś się stało. Bezradność. - Kiedyś byliśmy z Natalią przy piaskownicy. Szymon oddalił się na chwilę, a zaraz potem przestałam słyszeć głos córki. Nie ma przy mnie męża, nie ma dziecka. W głowie najgorsze scenariusze i potępieńcze słowa: zachciało się niewidomej dzieci! Na szczęście Natalkę przyprowadziła... zakonnica. Domyśliła się, że ta blada i nieruchoma kobieta przy piaskownicy to wystraszona matka dziecka. - Przyjaźnimy się do dziś, a jej imię - Agata - nosi druga córka - opowiada Teresa.

Podkreśla, że zna wielu niewidomych rodziców, którzy, tak jak ona, dobrze radzą sobie z dziećmi. To, czego oczekują od innych, to uważności. - Kiedyś Natalka wyrwała mi się z rąk w aptece. I za chwilę pisk opon. Omal nie zemdlałam ze strachu. Ale ona nawet nosa nie wychyliła na zewnątrz. Zatrzymał ją przy drzwiach jakiś pan. Widział, że niewidoma matka szarpie się z torebką
- opowiada Teresa.

Mówić nauczy babcia

Renia i Ryszard za najtrudniejsze lata uznają te tuż po ślubie. Ona monterka urządzeń w fabryce, on stolarz u prywaciarza, do pracy zrywali się o świcie. Chcieli Agnieszkę dać do przedszkola, ale przedszkole od siódmej. Do tego wynajęty pokój: ciasny i zimny. Po naradzie rodzinnej zapadła decyzja, Agniesią zajmie się babcia z Nowego Miasta nad Pilicą. Po porodzie Renia spędziła z małą u rodziców dwa lata. Agnieszka została u babci do 15. roku życia. Pod jej okiem wyrastała na grzeczną panienkę. Babcia trzymała ją w ryzach, a w weekendy, święta i wakacje rozpieszczali ją rodzice.

U babci była prymuską, u rodziców w Łodzi mogła sobie pofolgować. - Babcia nauczyła mnie mówić i czytać. Mówię normalnie i migam. Tak często przechodzę z mówienia na język migowy, że nawet tego nie odczuwam - wyjaśnia Agnieszka. Nigdy nie wykorzystywała niepełnosprawności rodziców. Nawet nie wie, jak mogłaby to zrobić. Czasem tylko, jak się pokłóci, przeklnie pod nosem i cieszy się, że nikt tego nie usłyszy.

W jej opinii rodzice są samodzielni. Nigdy nie czuła się ich przewodniczką po świecie zdrowych. Rzadko występuje w roli tłumacza. - Mama mówi niewyraźnie, ale jak widzi twarz rozmówcy, porozumiewa się bez kłopotów - opowiada Agnieszka.

Tata może tylko migać. Nieocenione były ciocie i wujkowie. Siostra mamy pomogła im kupić mieszkanie, a stryjek biegał na wywiadówki - wspomina Agnieszka. Na pytanie, kto rządzi w domu, tata pokazuje na córkę, mama zerka na męża, a Agnieszka podsumowuje: - Tata chciałby rządzić, ale nie może, więc spadło to na mamę. Ale ojciec miga: - Rządzi Agnieszka. Moja córka, moja krew.

Zwyczajni nadzwyczajni rodzice

Teresa opowiada: - Wielu mnie pyta, czy byłam szykanowana z powodu kalectwa, czy dzieci z płaczem do domu wracały, bo inne za nimi krzyczały, że mama ślepa. Takich sytuacji było niewiele. Inne sprawy nam dopiekły w życiu. Kiedy dzieci przychodziły na świat, pracowała jako masażystka. I w domu, i w pracy przygniatała ją ciężka, fizyczna praca. W czasie ciąży zdarzały się zwolnienia lekarskie.

Nie wiedziała, że jak ciężarna poczuje ból, powinna się położyć, poleżeć. Mówiła do Szymona: "Idziemy na spacer. Chyba muszę się rozruszać" i... kończyło się w szpitalu, bo przychodziły przedwczesne skurcze. - Bardzo brakowało mi mamy, przyjaciółki, z którą można by porozmawiać - uśmiecha się smutno.

Kiedy maluchy stawiały pierwsze kroki w ciasnym mieszkaniu, jedno z nich musiało być w domu non stop i, jak ustalili, był to Szymon. Jednak pensja masażystki ledwie na kaszki wystarczała. Pieniądze rozchodziły się szybko. Bywało, że na zupkę kuroniówkę z dziećmi, w rządku, wszyscy za ręce, dreptali.

Smoczyńscy nie mają złych wspomnień z okresu dorastania Agnieszki. Babcia zrobiła kawał dobrej roboty. Osiem lat temu w ich nowym mieszkaniu przy ruchliwej łódzkiej ulicy już na stałe pojawiła się Agnieszka. Ambitna, trochę zadziorna, gadatliwa 15-latka. Renia miała wreszcie córkę przy sobie. Mogła czytać jej na głos plotkarskie gazety, wychodzić na zakupy.

Agnieszka w liceum ani na jotę nie odpuściła nauki. Radziła sobie sama. Mama puszyła się przed znajomymi, że córcia jest jak złoto, że w domu wreszcie ruch i gwar. - Mama lubi robić wszystko po swojemu. Dlatego nigdy nie czułam się jej opiekunką. Nie zamieniłyśmy się rolami, że kiedyś ona mnie, to potem ja ją za rękę będę prowadzić - mówi Agnieszka.

Wszystko musi być na miejscu...

Dzień Dederków wygląda tak: pierwsza wstaje mama. Idzie do kuchni, nastawia wodę na herbatę, sięga po deskę do krojenia, po nóż. Kiedy deski nie ma, to znak, że starsze córki wróciły w nocy i robiły sobie kanapki. I nerwy od rana. U Dederków wszystko musi być na miejscu, bo Teresa uczy się domu na pamięć. Jak coś jej poprzestawiają, wścieka się, bo nie może nic zrobić. Ale dzieci nie robią jej niczego na złość.

Teresa nie uważa, aby kalectwo umniejszało ją w ich oczach. Czuje, że jest dla nich autorytetem, że liczą się z jej zdaniem. Dziesiątki razy widziały ją w sytuacjach, w których straciłby głowę niejeden widzący. Mama zawsze wyjeżdżała z nimi na wakacje.

Pływała w morzu, chodziła po górach. Teresa i Szymon wpoili dzieciakom, że w podróży zawsze muszą trzymać się razem. Każdy pilnuje swoich bagaży, jedno z dzieci jest zawsze przy mamie. Dyscyplina. - Kiedyś obiecaliśmy dzieciakom wypad do wesołego miasteczka. Ale Szymon się rozchorował. Powiedziałam, że pojadę z nimi, ale Natalia odpowiada za Agatę, Agata za Jędrka, a Jędrek za Julkę. Wszyscy trzymamy się za ręce.

Pojechaliśmy tramwajem. W wesołym miasteczku krzyk, muzyka, potworny stres. Dzieci prowadziły mnie pod kolejne karuzele i tłumaczyły, co będą robić. Może lepiej, że tego nie widziałam - śmieje się Teresa.

Od kilku lat Teresa jest dyrektorem Biblioteki Centralnej Polskiego Związku Niewidomych. Po latach masowania ludzkich ciał wreszcie trafiła się okazja, by zacząć pracę zgodnie z wykształceniem. Biblioteka PZN-u się rozwijała. Potrzebowali pracowników. Dwie najstarsze córki studiują pedagogikę. Jędrek i Julka w liceum, Małgosia w podstawówce.

Od czterech lat bywalcem u Smoczyńskich jest Michał, chłopak Agnieszki. Renia marzy, żeby zostać babcią, a Ryszard się obrusza: "Kto to widział, tak długo z chłopakiem chodzić... Oboje lubią Michała, który przez te wszystkie lata nieźle opanował język migowy.

Agnieszka zapewnia, że towarzysko rodzice są rozkręceni. Cisza w głowie nie wyłączyła ich z nurtu życia. A od kiedy jest internet, mama lubi poplotkować na Gadu-Gadu. Prawdziwym błogosławieństwem dla ich rodziny są telefony komórkowe, dzięki którym krążą esemesy: "O której będziesz? Czy wstawiać ziemniaki?". Mama umawia wizytę u dentystki, więc nawet rozmowy za rodziców przez telefon powoli Agnieszce odpadają. Dlatego nie lubi, kiedy mama komórkę gdzieś odłoży i nie czuje wibracji. -Przy sobie trzeba telefon nosić - strofuje ją. Regina i Ryszard niczego nie zmieniliby w swoim życiu. No, może chcieliby mieć jeszcze jedno dziecko.

Teresa chciałaby odzyskać wzrok tylko po to, żeby zobaczyć dzieci. Potem mogłaby znowu nie widzieć. No, może jeszcze te fotografie męża,o których wszyscy jej opowiadają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl