Złe świadectwo i co dalej?

Rozmawia Renata Bożek
Na nic zdały się korepetycje, dodatkowe kursy językowe, prośby: Ucz się! Oceny na świadectwie są słabe i tyle. Czy teraz pomoże groźba: Nie przyniosłeś dobrego świadectwa, nie jedziesz na wakacje! Co zrobić z kiepską cenzurką dziecka - mówi Tomasz Srebnicki, psychoterapeuta, w rozmowie z Renatą Bożek

Renata Bożek: Gdy okazało się, że 15-letni syn mojej znajomej na koniec roku miał sporo gorsze oceny niż na półrocze, jego ojciec powiedział, że za karę nie dołoży mu pieniędzy na obóz na Słowacji. Gdy znajoma protestowała, były mąż zarzucił jej, że rozpieszcza chłopaka. Może taka kara rzeczywiście dobrze zrobi nastolatkowi?
Tomasz Srebnicki: Dobrze ta kara robi ojcu, a nie synowi. Co w ten sposób uzyskał tata? Sporo. Dopiekł byłej żonie, zaoszczędził trochę pieniędzy, pokazał, że jako ojciec wciąż decyduje. Niewielkim kosztem, bo to matka będzie miała chłopaka na głowie. A jeśli ona zapłaci, tatuś będzie miał argument: rozpuszczasz go, to radź sobie z nim sama. Matka, zamiast zastanowić się, czy słabe świadectwo to naprawdę problem, będzie wściekać się na byłego męża i użalać się nad sobą, że wszystko na jej głowie. Tutaj nie chodzi o świadectwo ani o dziecko, tylko o to, że rodzice tak naprawdę wcale się nie rozstali i szukają pretekstów, żeby walczyć ze sobą. Bo wygodniej im kłócić się i przerzucać pretensjami, niż powiedzieć sobie: skoro się rozstaliśmy, to pora zakończyć ten związek. A zakończą wtedy, gdy rzeczowo i spokojnie będą rozmawiać o tym, co ich łączy do końca życia, czyli o dziecku.

Czy to znaczy, że lepiej machnąć ręką na kiepskie świadectwo i powiedzieć: Synu, masz na wakacje i baw się dobrze?

Na pewno nie należy robić afery z niskiej średniej, bo przecież z tym świadectwem już nic nie można zrobić. Jest i tyle. Jeśli wcześniej nie umawialiśmy się jasno: Pojedziesz na obóz za granicę, jeśli będziesz miał co najmniej średnią 4, to najgorszą rzeczą, która możemy zrobić, to zakazać mu wyjazdu. W ten sposób nie pokazujemy nastolatkowi, że ponosi konsekwencje swojego lenistwa, jeśli rzeczywiście nie przykładał się do nauki, tylko uczymy go, że nie może nam ufać. Bo jeśli wcześniej obiecaliśmy, że zapłacimy za obóz, to krzycząc: Z takim świadectwem nigdzie nie wyjedziesz, pokazujemy, że nasze obietnice nie mają znaczenia.

A jeśli wcześniej sugerowaliśmy, że dobre świadectwo to warunek wyjazdu?
Gdy pytam rodziców, czy ustaliliście z nim jasno zasady wyjazdu na wakacje, często odpowiadają: daliśmy mu do zrozumienia, że musi mieć wyższa średnią. Wtedy mówię: proszę sobie wyobrazić, że pracuje pani dziesięć lat w firmie. Nagle wzywa panią szef i mówi: zwalniam cię, bo w ciągu ostatniego roku spóźniałaś się i nie oddawałaś pracy w terminie. Skoro wcześniej nic o tym nie mówił, to taka kara słusznie wyda się krzywdząca. Dlaczego więc robimy to dziecku? Jeśli rodzic w ten sposób karze dziecko, to przyznaje się do swojej bezradności, do tego, że nie wie, jak postępować z nastolatkiem. Słabe świadectwo to nie powód, by odmawiać dziecku prawa do wypoczynku. Poza tym, jeśli nie pozwolimy mu jechać na obóz, to ukarzemy nie tylko jego, ale też siebie. Nastolatek pokaże, co myśli o tym, że zabroniliśmy mu jechać. Kilkunastoletni chłopak to nie przedszkolak wpatrzony w rodziców, którego można wziąć za rękę i powiedzieć: marsz do domu!

Czy w takim razie rację ma moja znajoma, która liczy, że jak pojedzie z 14-letnim synem na wakacje do Maroka, to on doceni to, że ma wspaniałe wakacje i zacznie się lepiej uczyć?

Ja nazywam takich rodziców "rodzicami pobożnych życzeń". Proszą syna lub córkę: Obiecaj mi, że jak pojedziesz na fajne wakacje, to w następnym roku podciągniesz się z matmy. Mają nadzieję, że nastolatek to doceni i z wdzięczności zacznie się lepiej uczyć. On obiecuje, bo co ma nie obiecać! Ja też mogę obiecać, że nie będę łamał przepisów drogowych. Dotrzymam tej obietnicy tym łatwiej, że pomagają mi w tym radary i policja. Podobnie trzeba traktować obietnice nastolatków. Nie twierdzę, że rodzic ma wejść w rolę policjanta, ale musi wiedzieć, że nadzór jest konieczny. Pani znajoma, zanim wsiądzie z synem do samolotu, powinna mu jasno powiedzieć: Zabieram cię na te wakacje, bo uważam, że włożyłeś sporo wysiłku w to, żeby nie mieć jedynki z angielskiego. Ale stawiam warunek: po powrocie z wakacji pójdziesz na wakacyjny kurs angielskiego.

A jeśli on protestuje: w wakacje nie będę się uczył!?
No cóż, ma w tym sporo racji, bo wakacje są od tego, żeby odetchnąć od szkoły i zająć się swoimi sprawami. Można opłacić mu wakacyjny kurs i walczyć, żeby tam chodził. Ale można też popatrzeć na dziecko inaczej niż przez pryzmat ocen na świadectwie. Córka ma chłopaka, przyjaciół, maluje się, idzie na imprezę? Rodzicu, ciesz się z tego! Pomyśl, co ważniejsze w życiu: pierwsza miłość? Pierwsza impreza bez rodziców? Pierwszy samodzielny wyjazd na wakacje czy piątki na świadectwie? Które z tych doświadczeń były dla ciebie najważniejsze w życiu?

No dobrze, ale nie powie przecież Pan, że oceny na świadectwie nie są ważne?
Nie twierdzę, że oceny są bez znaczenia. Ale nie stawiałbym ich na pierwszym miejscu. Rodzice powinni pamiętać, że szkoła to tylko jeden z wielu elementów życia młodego człowieka. Jeśli gimnazjalista lub licealista ma przyjaciół, zainteresowania to gorsze świadectwo wcale nie oznacza, że gorzej poradzi sobie w życiu od klasowego prymusa. Niech rodzic, zamiast przejmować się tym, że jego dziecko nie ma dobrego świadectwa, odpowie sobie na pytanie: Czy świadectwo z czerwonym paskiem jest gwarancją, że w dorosłym życiu moje dziecko będzie umiało rozwiązywać problemy, podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność? Oczywiście, że nie.

Proszę to powiedzieć matce, która słyszy przechwałki koleżanek, że ich dzieci mają same piątki, a ona na świadectwie córki widzi tylko trójki!

Powiem jej: Co z tego wynika, że Asia ma więcej piątek niż pani córka? Moi nastoletni pacjenci często mają doskonałe świadectwa, a przecież nie przychodzą na psychoterapię dlatego, że są szczęśliwymi młodymi ludźmi. Nie, mają depresje, zaburzenia jedzenia, fobie. Jeśli nastolatek ma zainteresowania, czyta, ogląda filmy, ma dziewczynę, lubi chodzić na imprezy, a przy tym przechodzi z klasy do klasy, to może lepiej sobie poradzić w życiu niż ten, który ślęczy nad książkami. Nie uważam, żeby celem zdrowego nastolatka były szóstki na świadectwie.

Czy Pan sugeruje, że rodzic powinien się cieszyć, że dziecko nie przykłada się do nauki?
Tego nie powiedziałem. Ale przychodzą do mnie prymusi i okazuje się, że ślęczą nad książkami i walczą o szóstki tylko po to, by spełniać oczekiwania rodziców lub nauczycieli. Ich samych to, czego się uczą, mało interesuje. Po drugie, to dzieciaki, które budują swoje poczucie wartości tylko za pomocą ocen. Potrafią się załamać, gdy z klasówki dostaną pięć, a nie sześć. Czy o takim dziecku marzy rodzic? Po trzecie, prymusi mają kłopoty w kontaktach społecznych, często nie mają przyjaciół, znajomych. Badania pokazują, że najskuteczniej radzą sobie w życiu uczniowie czwórkowi, bo to oni, gdy dorosną, zarabiają najwięcej i mają udane życie osobiste.

Ale przecież gorsze świadectwo w gimnazjum to gorsze liceum, gorsze świadectwo w liceum to gorsze studia. To nie fanaberia rodziców, że martwią się kiepską cenzurą na koniec roku!
Nie należy chronić dziecka przed konsekwencjami jego wyborów. Owszem, trzeba mu uzmysłowić, czym może się skończyć to, że ledwie przechodzi z klasy do klasy. Wspólnie z nim zastanowić się, jakie są jego cele życiowe i jak widzi siebie za dziesięć lat. Uświadomić mu, że to jego życie i jego wybory, że nie uczy się dlatego, by mama i tata byli zadowoleni, ale po to, żeby później mieć więcej możliwości. Bo do gorszej szkoły zawsze może się dostać. Do lepszej tylko wtedy, gdy będzie miał lepsze oceny. Można mu powiedzieć: Synu, nie chce ci się uczyć, poniesiesz tego konsekwencje. Koledzy pójdą do lepszego liceum, ty nie. Potem dostaną się na uniwersytet, a tobie pozostaną płatne studia. Jeśli nie będę mógł ich opłacić, będziesz musiał iść do pracy. Takie będą konsekwencje tego, że teraz wolisz siedzieć w internecie i grać w gry komputerowe, niż czytać lektury. Zastanów się, na czym ci bardziej zależy.

No dobrze, ale większość nastolatków, tak jak moja bratanica, mówi: Zależy mi na tym, żeby zdać na studia prawnicze. Gdy jednak ma wybór: obóz sportowy czy językowy, woli ten pierwszy. Przekonywać ją, żeby w wakacje podciągnęła się z angielskiego?
Uważam, że najlepszą strategią, żeby nastolatek dorósł do pewnych rzeczy, czyli np. przekonania, że chce podciągnąć się z języków lub powalczyć o lepsze oceny w następnym roku, jest pokazywanie mu różnych możliwości i konsekwencji jego wyborów. W przypadku 14-latki, która chce iść na dobre studia, ale do nauki się nie garnie, proponowałbym zabrać ją na dni otwarte na uniwersytecie, razem sprawdzić, jakie są wymagania przy przyjęciu. Jeśli dziewczyna dalej chce tam studiować, można zaproponować jej pomoc przy przedmiotach, z którymi ma kłopot. Jeśli sami nie jesteśmy w stanie pomóc dziecku, poszukajmy korepetytora, dodatkowych kursów. Trzeba postawić sprawę jasno: jeśli chcesz tam studiować, musisz od września wziąć się do nauki.

Czy to wystarczy, jeśli nastolatek postanowi: od września zacznę się uczyć i za rok świadectwo będzie lepsze?
Choć jestem zwolennikiem pokazywania nastoletnim dzieciom różnych dróg, a nie nadzorowania każdego ich kroku, to nie tylko dziecko musi postanowić: od września będzie inaczej! Rodzic musi też podjąć konkretne decyzje: jak zorganizować swoje życie od nowego roku szkolnego, by mieć więcej czasu dla dziecka. I musi sobie uczciwie odpowiedzieć: co jest moim priorytetem? Kariera, nowy dom, super samochód? Nie ma co się oszukiwać, że każdy rodzic nie widzi świata poza dziećmi. Jeśli ty właśnie jesteś takim ojcem lub matką, dla którego najważniejsza jest kariera, to weź za to odpowiedzialność. I ponoś tego konsekwencje, m.in. w postaci kiepskiej cenzurki syna. Pogódź się z tym, że nie będziesz miał wszystkiego i jeszcze syna jak z katalogu idealnych dzieci.

A jeśli rodzic postanowi: od września dam sobie spokój z dodatkowymi zleceniami, a moim priorytetem będzie pomaganie dziecku w nauce?

Jest takie powiedzenie: nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To nie znaczy, że zniechęcam rodziców do zajmowania się dziećmi, ale przestrzegam, żeby nie wpadać z jednej skrajności, czyli puszczenia dzieci samopas, w drugą: całodobową kontrolę. Rodzice muszą pamiętać, że oprócz dzieci mają swoje życie. Matka oprócz bycia matką jest też żoną, kochanką, osobą, która chodzi do pracy. Ojciec jest też mężem, kochankiem, partnerem do brydża, szefem. Ważne, by rodzice pamiętali, że trójki na świadectwie tak naprawdę nie mówią wiele ani o inteligencji dziecka, ani o jego zainteresowaniach, ani o szansach na przyszłość. Znam ludzi, którzy w liceum mieli trójki, a teraz bronią doktorat i mają pracę, która daje im satysfakcję. I brak dobrej średniej wcale im w tym nie przeszkodził.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl