Co robić, gdy nasze dorosłe dzieci się kłócą?

Rozmawia Renata Bożek
Kłótnie dorosłego rodzeństwa to normalna rzecz. Dopóki dotyczą tego, gdzie jechać na wakacje lub jak szukać pracy, rodzice nie powinni się wtrącać. Jeśli konflikt dotyczy uzależnienia od alkoholu lub podziału domu, muszą zająć stanowisko - mówi dr Krzysztof Korona, psychoterapeuta, w rozmowie z Renatą Bożek

Renata Bożek: Moja koleżanka i jej brat rozmawiają spokojnie wtedy, gdy spotykają się w kawiarni lub na imprezie. Ale w obecności rodziców zawsze się sprzeczają o byle co: jemu nie podobają się jej znajomi, ona docina mu, że przytył. Rodzice najpierw próbują ich uspokajać, potem irytują się: przestań tak na niego krzyczeć, nie czepiaj się jej o głupoty. Obiad rodzinny kończy się tak, że wszyscy się kłócą. Co rodzice mogą zrobić, żeby uniknąć takich awantur?
Krzysztof Korona: Muszą przede wszystkim przestać występować wobec swoich dzieci w roli sędziego, który rozsądza, kto jest winny. Wydawanie wyroków wtedy, gdy dorosłe dzieci się kłócą, to jedna z najgorszych rzeczy, które mogą zrobić rodzice. Nie tylko dlatego, że zajmując stanowisko: ty masz rację, ty nie masz, ryzykują, że jedno z dzieci poczuje się pokrzywdzone i następnym razem nie przyjdzie na obiad. Ważniejsze jest to, że taką postawą krzywdzą dzieci, bo wciąż traktują je jak niedorostki niezdolne do dorosłego załatwiania spraw między sobą.

Ale jeśli 30-latkowie zachowują się jak przedszkolaki, które wyrywają sobie zabawkę, to aż się proszą, żeby zacząć ich rozsadzać po kątach.

Ale oni nie są już maluchami. A że przy rodzicach zachowują się jak dzieciaki? Być może dlatego, że rodzice wciąż im na to pozwalają. To może się zmienić, jeśli zmieni się nastawienie rodziców do nich. Dlatego zachęcałbym do uświadomienia sobie, że Ania to 30-letnia kobieta, a nie mała córeczka, którą tata zabierał do wesołego miasteczka, a Jurek to ojciec nastolatka, a nie chłopczyk, który chodzi z mamusią za rączkę. Jeśli popatrzą na dzieci jak na dorosłych, to jest szansa, że przestaną strofować dorosłą córkę lub syna: jak ty się zachowujesz, kiedy przestaniesz wygadywać te głupoty. Unikanie takich uwag daje szansę na złagodzenie atmosfery.

Czy to wystarczy, żeby rodzinne obiady nie kończyły się jatką?
Rolą rodziców powinno być stawianie granic. Gdy syn lub córka podnoszą głos i zaczynają się obrażać, powinni postawić sprawę jasno: jesteście u nas w domu i możecie w naszej obecności wygarnąć swoje żale, ale muszą obowiązywać zasady, dlatego prosimy: żadnych przekleństw, wyzwisk i krzyków. Będzie im to łatwiej powiedzieć, gdy sami nie podnoszą głosu i nie dają się wciągnąć w awanturę. Gdy moje dorosłe dzieci zaczynają pyskować na siebie, to mówię: jesteście u mnie w domu, więc wszelkie problemy i sporne kwestie przedyskutujcie sobie poza moimi oczami. Idźcie na spacer, umówcie się jutro w kawiarni, ale nie tutaj i nie teraz. Jeżeli chcecie mnie zapytać, co ja o tym sądzę, to mogę też z wami porozmawiać. Ale nie teraz, tylko gdy każdy spokojnie wyłoży swoje racje.

Panu łatwo to powiedzieć, bo Pan jest psychoterapeutą. Ale który rodzic bez psychologicznego doświadczenia ma szansę powstrzymać kłótnię dwójki rozsierdzonych 30-latków?

Proszę mi wierzyć, tu nie trzeba doświadczenia psychoterapeutycznego. Wystarczy, jeśli rodzice przestaną być rodzicami. Brzmi prowokacyjnie? To nie prowokacja, tylko sposób na ułożenie zdrowych relacji z dziećmi i załagodzenie konfliktów, których w życiu trudno uniknąć. Ja mam dwójkę dorosłych dzieci i jestem przekonany, że rodzice powinni być rodzicami do momentu, gdy dziecko zakłada rodzinę lub ma pracę, dzięki której samodzielnie się utrzymuje. Wtedy powinni wejść w rolę doradców życiowych swoich dorosłych dzieci.
A jeśli mimo to dorosła córka nie przestaje się kłócić z bratem lub, co gorsza, z bratową? Wtedy mądry rodzic powinien wejść w rolę doradcy. Popatrzeć na kłótnię jak na problem do rozwiązania. I znaleźć różne sposoby wyjścia z tej sytuacji. Jeśli np. córka i żona syna nie znoszą się, to możemy zaproponować, żeby córka spotykała się z bratem bez jego żony, ale żeby nie obgadywała jej przy nim. Można też poprosić, a nawet wymóc na obu paniach, by na czas rodzinnego obiadu zakopały topór wojenny. A może dobrym rozwiązaniem byłoby przeproszenie bratowej za nazwanie jej idiotką bez wykształcenia? Rola doradcy polega na tym, że mówi: ja widzę takie rozwiązania tego problemu, ale to, jaką podejmiesz decyzję, zależy od ciebie.

Czy to znaczy, że rodzice zawsze powinni być neutralni i nie opowiadać się po żadnej ze stron? To zależy od tego, czego dotyczy spór. Bo nie w każdej sytuacji rodzice powinni zachować neutralność. Jeśli syn kłóci się z siostrą o to, że ona w towarzystwie lekceważy swojego męża i flirtuje z kolegami oraz przestrzega ją: zobaczysz, jak dalej tak będziesz się zachowywać, to on cię zostawi!, to zachowanie neutralności nie jest dobrym rozwiązaniem.

To nie znaczy, że mamy razem z nim wrzeszczeć na córkę. W takiej sytuacji rodzice mogą zastosować technikę, której uczę w psychoterapii, czyli metodę przeformułowania - popatrzenia na problem z innej perspektywy. Można powiedzieć córce: obraziłaś się na brata, ale popatrz na to z innej strony. On chce, by twoje małżeństwo było trwałe i szczęśliwe. Może mógł to powiedzieć inaczej, ale przecież jemu chodzi o twoje dobro. Gdy przejdzie ci złość, zastanów się, ile w jego słowach jest prawdy.

To świetna rada, ale może zadziałać tylko wtedy, gdy ludzie się kłócą, ale jeszcze ze sobą rozmawiają. A co robić, gdy młodszy brat, który mieszka na piętrze domu z żoną, od miesięcy nie odzywa się do sióstr, które na dole mieszkają z matką? A poszło o to, że synowa nazwała 40-letnie siostry starymi pannami, a one odgryzły się jej, że przynajmniej nie szły do ślubu z brzuchem. I to było jedno z łagodniejszych określeń, które padły. Skończyło się na tym, że matka stanęła po stronie córek i też nie odzywa się do synowej. Czy to błąd?
Błąd matki polega nie na tym, że opowiada się za córkami, ale na tym, że pozwala dzieciom wciąż mieszkać ze sobą. Dlaczego dorosłe kobiety, które pracują i są samodzielne, mieszkają razem z mamą? Dlaczego dorosły mężczyzna i jego żona mieszkają z mamą? Zaraz pojawią się głosy: a gdzie mają mieszkać, gdy zarabiają niewiele i nie stać ich na własne mieszkanie! Ale może problem polega raczej na tym, że nie stać ich na bycie dorosłymi, odpowiedzialnymi za siebie i swoje życie ludźmi.

Czy Pan nie przesadza? Przecież wiadomo, że jest kryzys i ludzi często nie stać na kupno lub wynajęcie mieszkania.

Gdy rodzice przedstawiają mi takie argumenty, zawsze im mówię: macie dwa wyjścia. Jedno to trzymanie dzieci koło siebie, zajmowanie się nimi i niańczenie. Ale musicie być przygotowani na kłótnie dorosłych dzieci, bo zawsze któreś poczuje się pokrzywdzone: siostra dostała więcej pieniędzy na samochód, dzieci brata dostały lepsze prezenty niż moje, matka pomaga tylko najmłodszej. A dlaczego nie mają mieć tych pretensji, skoro ciągle mama i tata zajmują się nimi jak w dzieciństwie. Więc i dorosłe dzieci kłócą się jak wtedy, gdy sprzeczały się, kto dostał więcej czekolady. Drugie wyjście jest takie: usamodzielnienie dzieci. Sprzedanie domu, podzielenie majątku lub ustalenie, kto zostaje w domu i jak ma spłacić resztę.

A może lepiej jednak próbować godzić zwaśnione strony? Przekonać córki i synową, żeby się przeprosiły i pogodziły?

Nie zniechęcam do takich prób. Ale wspomniana przez panią matka najwyraźniej nie chce, żeby córki się usamodzielniły. Może boi się, że straci kontrolę nad tym, co robią jej "córunie"? A może obawia tego, co będzie, gdy wyprowadzą się z domu? Teraz ma dość wygodną sytuację: razem z nimi jest w jednej drużynie przeciwko "obcej", młodej kobiecie w ich domu. Nic dziwnego, że syn czuje się pokrzywdzony sztamą, jaką jego mama trzyma z siostrami. Matka nie może więc oczekiwać, że on wyciągnie rękę do zgody. W tym przypadku byłbym za radykalnym rozwiązaniem: tylko wtedy, gdy dzieci zamieszkają oddzielnie i będą przyjeżdżać do mamy w odwiedziny, mają szanse przestać ze sobą walczyć.
A co, jeśli nie chcą się spotykać nawet u rodziców? Znam rodzinę, w której 40-letni brat w gminnym ośrodku rozwiązywania problemów alkoholowych złożył wniosek o przymusowe leczenie młodszego brata. Wcześniej i on, i rodzice próbowali namówić go na terapię antyalkoholową, ale on twierdził, że nie jest alkoholikiem. A upija się prawie codziennie, przez alkohol stracił pracę i kolejną narzeczoną. Teraz obraził się na brata i nawet nie odbiera od niego telefonów. Czy rodzice mogą coś zrobić, żeby synowie zachowali dobre kontakty?
W sytuacji, gdy problem dotyczy alkoholu, czyli tak naprawdę groźnej choroby, wybór między tym, czy ratować zdrowie i życie bliskiej osoby, czy unikać konfliktów i zamiatać problemy pod dywan jest dosyć oczywisty. Każdy odpowiedzialny dorosły wejdzie w konflikt. Rodzice nie mogą oczekiwać, że młodszy syn, który jest alkoholikiem, interwencje brata przyjmie z podziękowaniem. Muszą przygotować się na zaprzeczenia: ja wcale nie piję dużo, oskarżenia: on niepotrzebnie wtrąca się do mojego życia, pogróżki: jak nie wycofa wniosku, to nie mam brata i nigdy mu nie podam ręki. Tak działa mechanizm choroby alkoholowej. Muszą się pogodzić z tym, że ich synowie mogą stracić ze sobą kontakt?

Tego najbardziej boi się ich matka. Jej szczególnie zależy, żeby rodzina była zgodna, a synowie nie kłócili się jak dzieci sąsiadów. Opowiada, że nie może spać ze zmartwienia, że zadręcza się tym, że młodszy syn ma pretensje nie tylko do brata, ale i do niej, że w jasny sposób nie opowiedziała się za nim.
Rodzice muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: czy ważniejsza jest dla mnie zgoda między dziećmi, czy zdrowie i życie jednego z nich. To jest błąd, który rodzice dość często popełniają w podobnej sytuacji. Oni chcą, żeby było jak dawniej, gdy wszyscy spotykali się u nich, jedli obiad, wypili kieliszek, porozmawiali o tym i owym.

Tak jak moja znajoma, która starszemu synowi mówiła: "Dobrze zrobiłeś, ale skoro on mówi, że za nic nie pójdzie się leczyć, to może lepiej wycofaj wniosek"? Twierdzi, że teraz zależy jej tylko na tym, by synowie się pogodzili.
Ja raczej powiedziałbym, że robi to też w imię swojej wygody, bo lepiej udawać, że wszystko jest w porządku, niż skonfrontować się z trudną rodzinną sytuacją. Z poczuciem winy, że może to jej błędy wychowawcze spowodowały, że syn został alkoholikiem. Ze wstydem, że sąsiedzi się o tym dowiedzą i będą ją obgadywać. Rodzice zamiast usiłować pogodzić synów, powinni zdać sobie sprawę, że sytuacja jest dramatyczna i trzeba walczyć o życie, a nie o zgodę między braćmi, czy o to, żeby sąsiedzi nie plotkowali.
Trudno im będzie znieść to, że młodszy syn będzie w ich obecności wygadywał na starszego i zarzekał się, że już nie ma brata. Nie mogą liczyć na to, że spokojne tłumaczenia: on chce dla ciebie dobrze, dotrą do alkoholika. Ba, będzie on chciał wymusić na nich, żeby stanęli po jego stronie i przekonali brata, by wycofał wniosek. To sytuacja, z której trudno wyjść bez szwanku. Dlatego radziłbym rodzicom, żeby sami zgłosili się na konsultację do poradni antyalkoholowej. Dowiedzą się, na czym ta choroba polega, czego mogą się spodziewać, jak mogą pomóc choremu synowi. Muszą wziąć odpowiedzialność za to, jak sami zachowają się w sytuacji konfliktu nie o bzdury, ale o kwestie zdrowia i życia.

Jak zachować zimną krew, gdy dzieci się kłócą

* Gdy słowa nie uspokajają walczących stron, zrób coś zaskakującego, np. rzuć talerzem lub oblej ich wodą. Rozważ wcześniej, czy warto ryzykować straty materialne, czy lepiej wyjść na spacer i zainwestować w lody.

* Jeśli potrafisz płakać na zawołanie i wiesz, że to porusza dzieci, spróbuj się rozpłakać. Jest szansa, że poczucie winy wobec ciebie przewyższy ich złość na siebie.

* Jeśli wiesz, co rozśmiesza dzieci, opowiedz to. Jest szansa, że zaczną się śmiać i przestaną kłócić. Jeśli nie, przynajmniej ty poczujesz się bardziej rozbawiona i łatwiej zniesiesz awanturę.

* Gdy czujesz, że za chwilę ty też wybuchniesz i wygarniesz im, co o nich myślisz, wyjdź z pokoju, w którym dzieci się kłócą. Taka ucieczka z pola bitwy to nie wstyd, tylko świetny sposób na zebranie sił.

* Jeśli zadręczasz się, że twoje dzieci wrzeszczą na siebie, pociesz się, że byłoby gorzej, gdyby się do siebie nie odzywały. Jeśli się nie odzywają, pamiętaj: "Wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija", więc ich gniew na siebie też się skończy. Więc uzbrój się w cierpliwość.

* Pogódź się z tym, że dorosłe dzieci nie są idealne. Ale dobrze, że są.


Dr Krzysztof Korona, psychoterapeuta. Pracuje w poradni Psychonet.pl. Współpracuje ze spa Malinowy Zdrój

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl