Szmalcownicy wyrośli na obojętności Polaków

rozmowia Anna Gwozdowska
W okupacyjnej Warszawie solidarność społeczna się nie załamała i uratowano tysiące Żydów, ale nie da się tego powiedzieć o reszcie Generalnej Guberni - przekonuje autor książki "Ja tego Żyda znam" Jan Grabowski w rozmowie z Anną Gwozdowską

Napisał Pan, że gdyby zasadzić drzewka symbolizujące szmalcowników wydających w czasie okupacji za pieniądze Żydów, wyrósłby cały las. Jaka była skala tego zjawiska?
To co nazywamy szmalcownictwem, to wierzchołek, może nie góry lodowej, ale sporej kry. Szmalcownicy byli widoczni, było ich wielu. Sprawozdania żydowskie, niemieckie i raporty Armii Krajowej nie pozostawiają wątpliwości. Ale dopiero teraz badacze dochodzą do wniosku, że zezwierzęcenie, które prowadziło do szantażowania, czy wręcz mordowania, Żydów, było zjawiskiem dużo bardziej, niż się przedtem sądziło, rozpowszechnionym.

Czy historycy opierają się na jakichś twardych danych?
Przegląd dokumentacji niemieckiej żandarmerii, sądów wojennych, plus powojennych polskich dochodzeń pokazuje, że grube tysiące Żydów padły ofiarą najpierw szantażu, próby wydobycia od nich pieniędzy, potem donosu, a wreszcie zostały wydane w ręce Niemców, czasem nawet mordowane.

Ale jaka była skala szmalcownictwa? Wielu badaczy sądzi, że było to zjawisko marginalne.
Nigdy nie będziemy mieli pełnej listy nazwisk szmalcowników. To co możemy dziś zrobić, to przeprowadzić coś, co nazywam triangulacją pamięci. Posłużyć się raportami niemieckiej żandarmerii, relacjami żydowskich ocaleńców i wreszcie pamięcią Polaków, zresztą bardzo niekompletną. Zestawiając te trzy pamięci, dochodzimy do wniosku, że 90-95 proc. tzw. wpadek ukrywających się Żydów, po likwidacjach gett, było konsekwencją donosów składanych przez Polaków, czy wręcz oddawania ich w niemieckie ręce albo w ręce polskiej policji granatowej. Życie żydowskie w oczach bardzo wielu Polaków nie miało wtedy żadnej wartości i dlatego tak niebezpiecznie było ich ukrywać. Dlatego też tym większy szacunek powinniśmy żywić do tych Polaków, którzy jednak ryzykowali.

Jeśli tak powszechnie wydawano Żydów, to dlaczego Niemcy zdecydowali się na karanie śmiercią nawet za próbę nakarmienia Polaków narodowości żydowskiej?
Od 1941 roku nastąpiło zaostrzenie penalizacji w niemieckim prawodawstwie. Dlatego liczba czynów, za którą groziła w okupowanej Polsce kara śmierci, jest niebywała. Umrzeć można było nawet za niekolczykowanie świń, nielegalny ubój czy za jazdę bez przepustki.

Czy gdzieś jeszcze poza Polską, ale w Europie Zachodniej, groziła kara śmierci za ukrywanie Żydów?
Nie, ale można to dość łatwo wyjaśnić. Żydzi mieszkali przede wszystkim w naszej części Europy. Około 10 proc. ludności żydowskiej uciekała z gett. Mówimy o setkach tysięcy ludzi, którzy usiłowali się w ten sposób ratować. Niemcy nie mieli tego problemu w Europie Zachodniej, choćby w Holandii. Dlatego właśnie w Polsce karali śmiercią, żeby zapobiec ucieczkom, np. w tereny wiejskie czy na stronę aryjską w miastach. Ale pamiętajmy, że Niemcy stosowali w Polsce nie tylko politykę kija, a także marchewki. Wprowadzali częściową amnestię dla Polaków, którzy decydowali się z własnej woli wydać ukrywanych Żydów. Kara śmierci nie była więc natychmiastowa, automatyczna. Z moich badań wynika, że była często kwestią przypadku.

Wymordowanie całej rodziny Ulmów, która ukrywała ośmiu Żydów, nie było chyba przypadkiem?

Oczywiście, że nie. Zdarzały się takie straszne wyroki śmierci. Zresztą nikt, kto przechowywał Żydów, nie znał dnia ani godziny. Poświęcenie wielu Polaków w obronie Żydów było niezaprzeczalne i ogromne. Sądzę jednak, że czasem ta kara śmierci nie była automatyczna.

Gdyby zjawisko szmalcownictwa było - tak jak Pan mówi - powszechne, Niemcy "poradziliby" sobie z kwestią żydowską o wiele szybciej.
Nie sądzę, bo skala zbrodni, którą Niemcy musieli popełnić, była gigantyczna. Poza tym w Polsce od lipca 1942 roku wszyscy doskonale wiedzieli, co się dzieje z Żydami. Polscy Żydzi, kiedy przyjeżdżali do obozów zagłady, zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka. Stąd próby buntów w gettach czy nawet na stacjach kolejowych. Natomiast np. Żydzi holenderscy do końca łudzili się, że jadą do pracy.
A dlaczego tak wielu Żydów udało się przechować w Warszawie? Gunnar Paulsson, autor książki "Utajone miasto", uważa, że w stolicy ukrywało się około 20 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego, które tworzyły podziemne miasto.
Rzeczywiście, jeżeli gdzieś można się było w okupowanej Polsce skutecznie ukryć, to właśnie w Warszawie. To było jedyne wielkie miasto w przedwojennej Polsce. Tam można było żyć anonimowo. Nie wiemy niestety, bo nie zachowały się żadne relacje, ilu warszawskich Żydów wydano. Natomiast niewątpliwie, w stolicy Polski znajdowały się oazy bezpieczeństwa, gdzie solidarność społeczna się nie załamała, wbrew istnieniu szmalcowników. Przypuszczam, że dzięki wyjątkowemu charakterowi mieszkańców niektóre dzielnice Warszawy, np. "czerwony Żoliborz" były przykładem tych wartości, które gdzie indziej okupacja niszczyła. W każdym razie przekładanie warszawskich statystyk dotyczących ratowania Żydów na resztę Generalnej Guberni byłoby historycznie nieuzasadnione.

Jak reagowało na szmalcowników Polskie Państwo Podziemne?
Zaczęło się w ogóle interesować sprawą szmalcownictwa późną jesienią 1942 roku. Pierwsze, zresztą nieliczne, wyroki zaczęły być wykonywane zimą 1943 roku. Problem eksterminacji Żydów nie był w oczach podziemia sprawą kluczową. Uznano bowiem, że można jej zapobiec tylko dzięki pobiciu Niemców. Wszelkie próby indywidualnego ujmowania się za Żydami spowodują, że wzmoże się niemiecka propaganda głosząca, że trwa wojna żydowska. Z moich badań wynika, że za samo szmalcownictwo kula w głowę nie czekała. Wyrok śmierci wiązał się dopiero ze współpracą na rzecz Niemców przeciwko podziemiu. Zdarzało się na przykład, że szmalcownicy łączyli wydawanie Żydów z szantażowaniem ludzi podziemia.

Trudno uwierzyć, że w warunkach okupacji, kiedy także Polacy byli narażeni na terror i śmierć, ludzie, którzy ukrywali Żydów, bali się bardziej Polaków niż Niemców.
Ale tak było. Ludzie ukrywający Żydów najbardziej bali się sąsiadów, a w drugiej kolejności Niemców. Okupanci nie mieli przecież pojęcia, gdzie tych Żydów szukać.

Szmalcownicy to nie był margines?
Zakłada się, że przed wojną w Polsce mieszkało 3 miliony 300 tysięcy Żydów. Pod władzą niemiecką znalazło się niecałe 3 miliony osób narodowości żydowskiej. Po wojnie zameldowało się w Polsce około 300 tysięcy Żydów, z tego około 40 tysięcy ocalało na terenach okupowanych przez Niemców. Pozostali wrócili z Rosji. Co się więc stało z tymi ludźmi, którzy próbowali uciekać z gett i pociągów jadących do obozów śmierci, a przyjmuje się, że było to około 10 proc. wyłapanych przez Niemców Żydów?

Według Gunnara Paulssona, jednego Żyda musiało kryć 10 i więcej osób. Tymczasem, żeby wydać nawet dużą grupę uciekających Żydów, potrzebna była tylko jedna osoba. W Warszawie mieszkało milion osób, a szmalcowników kilka tysięcy. Trudno więc uznać zjawisko szmalcownictwa za powszechne.
Szmalcownicy wyrastali na obojętności pozostałych Polaków. Gdyby nie było przyzwolenia społecznego, to zjawisko by nie zaistniało. Gros szmalcowników to byli ludzie z przypadku. Nie byli zawodowymi kryminalistami. Okazja otworzyła im drogę do niecnej kariery. Może było ich stosunkowo niewielu w porównaniu np. do populacji stolicy, ale ich wpływ był na innych paraliżujący. Wielu Polaków zamknęło drzwi przed Żydami ze strachu przed szmalcownikami.

Wydaje mi się, że posługuje się Pan uogólnieniami. Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że po wojnie istniało przyzwolenie na wymordowanie tysięcy żołnierzy podziemia. Polska znajdowała się w czasie wojny pod niemiecką okupacją!
Jednak los Żydów był szczególnie koszmarny, bo ich życie w oczach bardzo wielu Polaków nie było warte obrony. Oczywiście nie wszyscy donosili na Żydów, ale na tle obojętności wyrastały postawy ekstremalne. Ludzie odwracali oczy i ułatwiali szmalcownikom życie. Mimo że istniało wszechpotężne państwo podziemne, wydanie Żydów nie było traktowane tak samo, jak na przykład zadenuncjowanie AK-owskiej radiostacji. Wydawanie Żydów w oczach części polskiego społeczeństwa nie było uznawane za kolaborację z Niemcami.

Jan Grabowski, historyk Holokaustu, profesor na wydziale historii University of Ottawa (Kanada), autor książki "Ja tego Żyda znam. Szantażowanie Żydów w Warszawie"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szmalcownicy wyrośli na obojętności Polaków - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl