Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legia, ziemia przeklęta. Ostrowski idzie drogą Szewczyka i Kowalskiego?

Mariusz Wiśniewski
Ostrowski: W Legii nie ma czasu, wszyscy chcą, aby od razu grać. A jak nie grasz, to się mówi, że transfer chybiony
Ostrowski: W Legii nie ma czasu, wszyscy chcą, aby od razu grać. A jak nie grasz, to się mówi, że transfer chybiony Janusz Wójtowicz
Podbić klub z Łazienkowskiej nie jest łatwo.

Legia Warszawa jest klubem specyficznym pod każdym względem. Zespół z Łazienkowskiej jako jedyny nie spadł z ekstraklasy po II wojnie światowej (jedyny raz Legia spadła w 1936 r.). Jest to też najbardziej rozpoznawalna polska marka piłkarska w Europie. Nigdzie indziej nie ma też takiej presji na wynik. I nigdzie indziej nowym piłkarzom nie jest tak trudno się zaadaptować. Dobrze o tym przekonali się piłkarze Śląska Wrocław.

Najnowszy przykład dotyczy Krzysztofa Ostrowskiego, który Wrocław na Warszawę zamienił ostatniej zimy. Na Łazienkowską szedł jako objawienie rundy jesiennej w ekstraklasie. Z jego transferem było dużo zawirowań, bo początkowo miał przejść do Legii jako wolny zawodnik dopiero latem. Po tym jak trener Ryszard Tarasiewicz odesłał go do zespołu Młodej Ekstraklasy, klub z Warszawy postanowił jednak go wykupić za około 80 tys. euro już zimą.

Na razie Ostrowski Warszawy nie podbił.
- Szkoda, że przyplątała mi się kontuzja, ale nie zamierzam się nią zasłaniać - komentuje zawodnik. - Zresztą, musiałem się przestawić, bo w Legii gra się zupełnie inaczej. Dużo i szybką piłką, nie ma czasu na myślenie. To inna półka.

Kowalski: W Legii od poniedziałku do piątku piłka nożna jest grą indywidualną, a w sobotę jest mecz.

Piłkarz wiosną tylko dwa razy rozegrał pełne 90 minut. (ze Stalą Sanok w Pucharze Polski). W lidze natomiast wchodził kilka razy na ostatnie minuty, ale niczym specjalnym się nie wyróżnił.
- Zawsze mam tak, że jak jestem kontuzjowany zimą, to wiosnę mam kijową. Ale jesień następnego sezonu jest super - opowiada Ostrowski. - W Legii nie ma czasu, wszyscy chcą, aby od razu grać. A jak nie grasz, to się mówi, że transfer chybiony. Muszę się z tym pogodzić i jeszcze mocniej zasuwać na treningach - dodaje.

Ciekawe, że kolejnych dwóch wrocławskich piłkarzy, którym nie powiodło się w Legii, przed przejściem na Łazienkowską też walczyło z kontuzjami. Ireneusz Kowalski do Warszawy trafił z Zagłębia Lubin, ale bardziej jest kojarzony ze Śląskiem i Wrocławiem.

- Nie chcę się tłumaczyć kontuzją, bo ktoś będzie mówił, że mi nie poszło i teraz szukam wytłumaczenia. Ale gdybym teraz przechodził do Legii, dostał jeszcze raz taką szansę, inaczej bym podszedł do pewnych spraw - stwierdza Ireneusz Kowalski, dziś piłkarz pierwszoligowej Wisły Płock.
Filigranowy środkowy pomocnik miał być reżyserem gry warszawskiego zespołu. Kontuzja spowodowała, że początek sezonu miał stracony. Zagrał w Pucharze UEFA przeciwko FC Tbilisi, później jeszcze w lidze z Zagłębiem Lubin i musiał leczyć kontuzję. Po miesiącu był gotowy do występów, ale do składu się nie przebił. Przez cały sezon tylko dwa razy wyszedł w podstawowej jedenastce, i to w Pucharze Polski. Po roku przeszedł do Odry Wodzisław.

- W Legii ważny jest początek. Jak zaskoczy, to później jest już z górki. Ale jak nie zaskoczy, to jest bardzo ciężko - komentuje zawodnik. Na zakończenie rozmowy dodaje: - Ktoś mądry kiedyś mi powiedział, że Legia to specyficzny klub, w którym od poniedziałku do piątku piłka nożna jest grą indywidualną, a w sobotę jest mecz. Czyli przez cały tydzień na treningach trzeba walczyć o swoje, myśleć indywidualnie, a dopiero później o drużynie.

Kiedy Kowalski szedł do Legii, miał opinię jednego z najbardziej kreatywnych środkowych pomocników w kraju. Po roku spędzonym na Łazienkowskiej stał się jednym z wielu i nikt już o nim nie mówił jako o potencjalnym rozgrywającym reprezentacji Polski.

Szewczyk: Ciśnienie na mistrza jest tam tak duże, że nie mogą czekać, aż zawodnik dojdzie do pełnej formy.

Krzysztofowi Szewczykowi, który do Legii trafił w 2002 roku z opinią jednego z najlepszych defensywnych pomocników, pobyt w Warszawie też nie wyszedł na dobre. Już nigdy później nie grał na poziomie sprzed pobytu na Łazienkowskiej.

- Przychodziłem do Legii po dwóch miesiącach rozbratu z piłką. Kiedy zacząłem treningi w Legii, zespół był już po dwóch obozach i ciężko było nadrobić braki. Zimą już normalnie przygotowywałem się do rundy i czułem się dobrze. Nie dostałem jednak nawet szansy - opowiada Szewczyk o swojej przygodzie z Legią.

Piłkarz wylądował w zespole rezerw, a po sezonie wrócił do trzecioligowego wówczas Śląska.
- Może dlatego rezygnują szybko z piłkarzy, bo mają dużo chętnych do gry i zawsze mogą kogoś sprowadzić? Ciśnienie na mistrza jest tam tak duże, że nie mogą czekać, aż zawodnik dojdzie do pełnej formy, tylko musi już być gotowy do gry - analizuje piłkarz.

Ale byli też tacy, którym się powiodło. Zbigniew Mandziejewicz przez trzy lata był podporą defensywy Legii. Zdobył z zespołem z Warszawy dwa razy mistrzostwo Polski i grał w Lidze Mistrzów.
- Legia to inny klimat. Ja miałem szczęście, bo dużo się na-uczyłem w Śląsku i łatwo się wpasowałem w zespół z Warszawy - krótko ucina Mandziejewicz.

Bilety na Legię
Trwa przedsprzedaż biletów na sobotni mecz Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Kasy przy stadionie na Oporowskiej są czynne od poniedziałku do piątku od 10 do 19, a w sobotę będą otwarte od 10 do 15.
Początek spotkania zaplanowano na godz. 17.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska