18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe życie Mendozy

Justyna Kościelna
Eduardo Mendoza, jednym z najwybitniejszych hiszpańskich pisarzy
Eduardo Mendoza, jednym z najwybitniejszych hiszpańskich pisarzy Fot. Michał Pawlik
Dlaczego nigdy nie przeczytał własnej książki, a wizyta w księgarni wprawia go w konsternację i przyprawia o bóle głowy? Rozmawiamy z Eduardo Mendozą, jednym z najwybitniejszych hiszpańskich pisarzy.

Rozbrykany ośmioletni Jezus, Maria, która z trudem wyjaśniła mężowi Józefowi tajemnicę pewnego poczęcia i niewydarzony Rzymianin, orator z problemami gastrycznymi, który próbuje ocalić ich rodzinę: to bohaterowie Pana najnowszej książki "Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa". Mam wrażenie, że pisząc ją, musiał się Pan świetnie bawić.

Rzeczywiście, miałem spory ubaw, wymyślając sytuacje, które mogłyby wydarzyć się tysiące lat temu. Jako dziecko odebrałem solidną edukację religijną, znam wiele fragmentów Biblii. Uczyłem się też łaciny i greki. Do dziś jestem zafascynowany klasycznym światem: mitologią, historią, filozofią. Pisząc "Niezwykłą podróż", czułem się więc jak w domu, byłem pośród starych przyjaciół.

Najtrudniej było chyba stworzyć postać kilkuletniego Jezusa?

Miałem spory ubaw, wymyślając sytuacje, które mogłyby wydarzyć się tysiące lat temu.

Nie, wręcz przeciwnie. Wróciłem po prostu do wspomnień z lat chłopięcych, przypomniałem sobie też dzieciństwo moich dwóch synów. Chciałem pokazać normalnego chłopca urwisa, ale i wyraźnie zarysować aureolę, która nad jego głową ciągle się unosiła.

A propos lat dziecięcych - podobno chciał Pan zostać torreadorem, odkrywcą albo kapitanem statku?

Tak, to rozpalało moją wyobraźnię. Żagle, morze, piraci... Zamiast jednak realizować te marzenia, zacząłem pisać. A później mówić, że bycie pisarzem to najgłupsza rzecz na świecie...Cha, cha...

No tak. Bo wygląda to tak, że człowiek siedzi w samotności i spisuje każdą rzecz, jaka przyjdzie mu do głowy. Już ten fakt wydaje mi się dość absurdalny. Poza tym na świecie jest już tyle książek. Po co komu następna?

Za każdym razem, kiedy coś piszę, nie wchodzę nawet do księgarni, bo wpadam w depresję, myśląc, że dorzucam do tego morza kolejną kroplę, dodaję małą skałę do Himalajów. No ale później wracam do domu, siadam przy biurku i zapominam o tym wszystkim, stawiając litery, wymyślając wątki i wikłając bohaterów w surrealistyczne sytuacje.
Robi to Pan ze wspaniałym rezultatem. I to chyba kokieteria, kiedy mówi Pan, że jest najgorszym pisarzem na świecie.
To, czy moja książka mi się podoba, czy nie, jest zmienne jak słupki na giełdzie. Czasami jestem zadowolony i wydaje mi się, że zrobiłem coś naprawdę dobrze. A później, kiedy następnego dnia czytam ten sam fragment, entuzjazm opada. Pewnie dlatego nigdy nie przeczytałem żadnej wydanej książki swojego autorstwa.

Żartuje Pan?

Nie. Pierwszą książkę napisałem w wieku 25 lat. Jak ostatnio robiono jej specjalną edycję, osoba, która ją przygotowywała, zadała mi kilka pytań. Nie znałem odpowiedzi, bo przecież nigdy jej nie przeczytałem. No, ale sięgnąłem po nią i w tym samym momencie przeniosłem się do młodzieńczych czasów, kiedy pociłem się nad każdym pojedynczym słowem. Powiedziałem: Przepraszam, ale nie jestem gotowy, by stawić czoła temu zadaniu. To tak, jakby brać do ust jedzenie, po którym kiedyś miało się silne zatrucie.

A z ostatniej książki jest Pan zadowolony?

Nigdy nie przeczytałem żadnej wydanej książki swojego autorstwa.

Tak.

Niemożliwe!

Naprawdę. Bo to nie jest tak, że nie lubię swoich książek. Po prostu praca nad nimi jest dość żmudna i czasochłonna. Długo wygładzam każde zdanie, żeby się nie powtarzało, było jasne i nieskomplikowane. I jak już stawiam ostatnią kropkę, jestem najzwyczajniej w świecie wykończony. A wtedy przychodzi ostatni cios: książka wraca do mnie po redaktorskich poprawkach i znów muszę ją czytać. Wraca właśnie wtedy, kiedy myślę, że już mam wszystko z głowy i mogę się zająć czymś innym. Czasami mówię w wydawnictwie, że przeczytałem, a tak naprawdę tego nie robię. Po prostu nie mogę. Widzę tyle błędów...
Jednym słowem, jest Pan perfekcjonistą. Pracoholikiem też?

Oj, nie. Pracuję regularnie, ale dość mało. Nie potrafię koncentrować się przez długi czas. Dwie godziny dziennie to dla mnie optymalna dawka.

Wstaję dość wcześnie, jak na hiszpańskie standardy. Koło godziny dziesiątej, już po porannej kawie i prasówce, zaczynam pracować. Ale spokojnie, zgodnie z własnym tempem. Nigdy się do pisania nie zmuszam. Co ważne, już do tego przyzwyczaiłem swoje wydawnictwo. Czasami pytają: kiedy skończysz? Mówię, że w grudniu, po czym oddaję w grudniu, ale rok później.

Dwie godziny dziennie - to bardzo przyjemny wymiar pracy.

No tak, ale jak już skończę pisać, nie gapię się przez okno. Najczęściej robię rzeczy związane z książką. Piszę ręcznie - tak się przyzwyczaiłem, a teraz jestem już za stary, żeby to zmienić. Nie potrafię jednocześnie uderzać w klawiaturę i myśleć. Dopiero z pomazaną kartką, rękopisem, siadam przed komputerem i przepisuję. Wtedy poprawiam tekst, używając oczywiście internetu i wszystkich innych wynalazków.

Popołudniami dużo czytam. Albo po to, by się przygotować do pisania, albo wręcz przeciwnie - by wyjść z opisywanego świata i wejść w inny.
Jak piszę, najczęściej sięgam po poezję. To jak zażywanie języka w pigułce. Takie skoncentrowane formy są dla mnie lekarstwem i dają mi, nazwijmy to, lingwistyczny power. Lubię też historię. Bardzo mnie to usypia i relaksuje.

To jednak ma Pan biblioteczkę. Słyszałam, że nie.

Aż tak radykalny nie jestem. Mam własny księgozbiór, ale rzeczywiście bardzo mały. Nie magazynuję książek, po prostu po przeczytaniu je rozdaję. Zatrzymuję te naprawdę dobre, po które w przyszłości jeszcze raz sięgnę. Mam dużo poezji i literatury klasycznej.

Z jaką publikacją by się Pan nigdy nie rozstał?

To trudne pytanie. Mam wielu ulubionych autorów w różnych kategoriach. Najlepszą książką jest chyba "Wojna i pokój" Tołstoja. Ale jak mnie pani zapyta jutro, równie dobrze mogę powiedzieć, że "Don Kichot" Cervantesa albo "Czerwone i czarne" Stendhala.

Nie magazynuję książek, po prostu po przeczytaniu je rozdaję.


Jutro to będzie Pan już w Hiszpanii. Wróci Pan kiedyś do Wrocławia?

Na pewno. Myślę, że to jedno z najpiękniejszych miast w Europie.
W ogóle lubię podróżować. Jak byłem młody, wyruszałem- w przeciwieństwie do kolegów,którzy najczęściej wylegiwali się na włoskich i greckich plażach- w egzotyczne miejsca.

Odwiedzałem na przykład Norwegię czy Czechosłowację. Byłem ciekawy, jak tam się żyje. I ze zdumieniem odkrywałem, że mimo różnych problemów, systemów politycznych czy klimatu, ludzie wszędzie egzystują tak samo. Jedzą, śpią, martwią się o swoje ulubione drużyny sportowe.
To fantastyczne, jak po pierwszym wrażeniu człowiek odkrywa podobieństwa w innych.

***
Eduardo Mendoza to dziś najlepiej sprzedający się towar pisarskiej Hiszpanii.

Krytycy nie mają żadnych wątpliwości: po erze Artura Péreza-Revertego i Carlosa Ruiza Zafóna przyszedł czas Eduardo Mendozy i 66-letni były adwokat i radca prawny wyznacza dziś za Pirenejami powieściowe standardy.

Na krótkim tournee po Polsce Katalończyk promował najnowszą książkę, "Niezwykłą podróż Pomponiusza Flatusa", która ukazała się w wydawnictwie Znak. Wraz z nią do czytelników trafił także zestaw najsłynniejszych jego książek: "Sekret hiszpańskiej pensjonarki", "Mauricio, czyli wybory", "Przygody fryzjera damskiego" i "Oliwkowy labirynt", czyli bestsellery, dzięki którym Mendoza wmaszerował do pisarskich salonów. Ale bądźmy uczciwi: "Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa" to produkt zdumiewający nawet jak na tego szczwanego bajarza.

Tym razem barcelończyk pokusił się o napisanie podróżniczej powiastki w stylu Woltera, przybranej w szaty kryminału z początków naszej ery. Sięgnął do chrześcijańskich legend i apokryfów, dodał szczyptę mitologii i sensacyjną intrygę, a całość przyprawił szczodrze sowizdrzalskim humorem. Wyszła pikantna zabawa literacka z filozoficznym przesłaniem, od której trudno się oderwać aż do ostatniej stronicy.

Pomijając kilka ataków za obrazę uczuć religijnych, "Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa" nie wywołała w Hiszpanii religijnych waśni. Co więcej, tygodniami nie schodziła z topu książkowych rankingów, potwierdzając, że nic tak nie podbija pisarskiej sławy, jak umiejętnie zaaranżowana prowokacja. BB

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska