Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec kapci we wrocławskich szpitalach

Eliza Głowicka
Foliowe ochraniacze to relikt - przyznaje wielu lekarzy. Mimo to wiele placówek nadal każe je wkładać odwiedzającym
Foliowe ochraniacze to relikt - przyznaje wielu lekarzy. Mimo to wiele placówek nadal każe je wkładać odwiedzającym Michał Pawlik
Szpital wojskowy przy ul. Weigla oraz szpital im. Falkiewicza na Brochowie zrezygnowały z jednorazowych ochraniaczy na buty dla gości. Inne placówki też rozważają takie rozwiązanie.

Wrocławskie szpitale zaczynają rezygnować z obowiązku używania przez osoby odwiedzające pacjentów jednora-zowych ochraniaczy na buty. Okazały się one bezużyteczne - nie chronią przed rozprzestrzenianiem się zarazków. Często, wbrew zasadom, goście szpitala używali ich bowiem wielokrotnie.

Jako pierwszy automaty z foliowymi kapciami za złotówkę zlikwidował szpital im. Falkiewicza na Brochowie. Dystrybutory zniknęły też ze szpitala wojskowego przy ul. Weigla.

- Idea ochraniaczy byłaby słuszna, gdyby przestrzegać zasady, że po wyjściu ze szpitala wyrzucamy je do kosza - tłumaczy decyzję Zdzisław Czekierda ze szpitala wojskowego. - Sęk w tym, że odwiedzający chowali je do kieszeni i przy kolejnych wizytach w szpitalu znów je zakładali - rozkłada ręce.

Czekierda wyjaśnia, że w ten sposób wynoszono zarazki ze szpitala, a z drugiej strony - wnoszono inne z zewnątrz. Co prawda teraz służby sprzątające mają więcej pracy, ale z sanitarnego punktu widzenia jest to bezpieczniejsze dla zdrowia.
Komendant placówki przy ulicy Weigla płk Grzegorz Stoinski nie kryje jednak, że decyzję podjął niechętnie.

- Dla mnie ochraniacze były zewnętrzną oznaką porządku. Dzięki nim było czyściej - uważa. - Ale takie były zalecenia zespołu ds. zakażeń wewnątrzszpitalnych, który oparł się na najnowszych badaniach - mówi komendant.

Stoinski przyznaje, że szpital zarabiał na ochraniaczach tylko kilkaset złotych miesięcznie, bo tyle producent kapci płacił za dzierżawę.
- Teraz musimy zainwestować w system odpowiednich wycieraczek, żeby ludzie nie wnosili do nas brudu z ulicy - zaznacza.
Do dolnośląskich szpitali trafiało dotąd aż 40 tys. par ochraniaczy miesięcznie.
- Gdy ktoś je zakładał na buty, przy okazji brudził ręce. A potem tymi rękoma dotykał leżącego na oddziale dziecka - opowiada Janusz Wróbel, dyrektor szpitala na Brochowie, który jako pierwszy wycofał ochraniacze.
Z jego obliczeń wynika, że średnio połowa odwiedzających szpital nie kupowała jednorazowych kapci.

Wycofanie obowiązkowego foliowego obuwia rozważają też inne wrocławskie szpitale, m.in. kolejowy z al. Wiśniowej, Dolnośląskie Centrum Onkologii czy szpital z ulicy Koszarowej.

Suchej nitki na idei używania jednorazówek nie zostawia prof. Andrzej Gładysz z kliniki chorób zakaźnych Akademii Medycznej we Wrocławiu, były konsultant krajowy ds. chorób zakaźnych.
- Walczę z nimi od lat, bo są szkodliwe dla chorych. Ludzie, którzy wiele razy je zakładają, stwarzają zagrożenie dla siebie i innych. Nigdzie na świecie w szpitalach goście nie muszą ich zakładać. Koledzy z innych państw są tym zszokowani - stwierdza Gładysz.

Przekonuje, że więcej szkody zrobi choremu pielęgniarka, która nie umyje rąk, niż ktoś, kto wejdzie na oddział w butach.
Za równie bezużyteczny zabieg Gładysz uważa przymus zakładania gościom fartuchów.
- Aby zminimalizować ryzyko przenoszenia bakterii, należy po prostu często myć podłogę i ręce - mówi Gładysz.

Dr Witold Paczosa, szef epidemiologii w wojewódzkiej stacji sanepidu, również przyznaje, że nie ma racjonalnego uzasadnienia, aby nosić w szpitalach foliowe buty.
- Jeśli są pacjenci wysokiego ryzyka, gdzie musi być zachowany reżim sanitarny, to jest to głównie na oddziałach prze-szczepowych. W pozostałych nie ma to sensu - uważa.

Kto zyskuje na kapciach
Automaty z foliowymi ochraniaczami pojawiły się w polskich szpitalach 10 lat temu.
Dziś jednorazówki stosuje aż 90 proc. z ponad 700 polskich szpitali. Nie ma żadnego odgórnego przepisu, który nakazywałby ich wprowadzanie. Podobnie jest w przypadku jednorazowych fartuchów. Koszt produkcji pary foliowych butów to 10-20 groszy. Cena w szpitalach jest dziesięć razy większa.

Potentatem na rynku ochraniaczy jest firma Adrich z Ciechanowa. Zaopatruje ona aż połowę polskich szpitali, także te wrocławskie. Szpitalom płaci co miesiąc za dzierżawę automatów z ochraniaczami. Wczoraj w tej firmie nikt nie chciał się wypowiedzieć na ten temat.
Ministerstwo Zdrowia daje w tej sprawie szpitalom wolną rękę.
- Kierownik placówki sam decyduje, czy wprowadzić na swoim terenie obowiązkowe ochraniacze - tłumaczy Jakub Gołąb, rzecznik prasowy resortu zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska