Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Matlak: Mag żeńskiej siatkówki

Redakcja
Joanna Matlak to zdjęcie oprawiła w ramkę,  bo - jak mówi - to unikat: uśmiechniętego męża można zobaczyć ogromnie rzadko
Joanna Matlak to zdjęcie oprawiła w ramkę, bo - jak mówi - to unikat: uśmiechniętego męża można zobaczyć ogromnie rzadko Archiwum rodzinne Matlaków
O nowym selekcjonerze kadry siatkarek, Jerzym Matlaku, widzianym oczami innych, tajemnicy jego sukcesów, kontrowersyjnych okrzykach, znajomości kobiecej duszy, perfekcyjnym estetyzmie, przyczynach wycofania się trenera z kandydowania na radnego w Pile i dlaczego nie sposób go naśladować - pisze Radosław Patroniak

Wszystko spieprzyłyście, obudźcie się wreszcie, co się z wami dzieje, jak wzięłyście ze sobą pieluchy, to je wyrzućcie, zróbcie coś więcej w życiu niż potraficie - tak zwraca się do swoich zawodniczek nowy selekcjoner kadry siatkarek, Jerzy Matlak.

Ci, którzy go nie znają, myślą, że jest arogancki i gburowaty. Ci, którzy znają, podziwiają i doceniają. Same zawodniczki jak ich szef krzyczy patrzą w ziemię i nie komentują. Całą złość wylewają chwilę później na parkiecie. Kto nie wierzy, że to rewelacyjnie funkcjonuje, musi jechać do Piły, bo tam działa mag żeńskiej siatkówki.

Nie jestem z buszu
Na pracy z kobietami 64-letni szkoleniowiec zjadł zęby. Dlatego nie lubi jak porównuje się go z trenerami, którzy mieli pojedyncze sukcesy w lidze siatkarek, a potem przekwalifikowali się na znawców męskiej siatkówki. Kiedy ogłoszono konkurs na następcę Marco Bonitty, włoskiego szkoleniowca, który miał przywrócić Złotkom ich blask z czasów Andrzeja Niemczyka, Matlak powiedział, że trzeba posprzątać po cesarstwie rzymskim. Nie miał złudzeń, że ludzie z siatkarskiej centrali wybiorą swojego człowieka, czyli Alojzego Świderka, bo on sam jest dla nich niewygodny i zbyt niezależny.

Kiedy okazało się, że wszyscy w środowisku popierają jego, a nie Świderka, zmienił zdanie, ale nie robił nic, żeby przypodobać się swoim przyszłym pracodawcom. Śmiał się z tych, którzy mówili, że jest z prowincji i może sobie nie poradzić na tak odpowiedzialnym stanowisku. - Może oni myślą, że wyszedłem z buszu. Reprezentację prowadziłem już 25 lat temu. Wtedy to też była najważniejsza drużyna w naszej dyscyplinie, tylko z tą różnicą, że ludzie oglądali ją w jednej telewizji, bo nie istniały prywatne stacje - wyjaśnia Matlak.

W swojej karierze zdobył pięć tytułów mistrza Polski, osiemnaście razy stawał na podium i dziewięć razy sięgał ze swoją drużyną po Puchar Polski. Jako jedyny trener w historii wystąpił z polskim zespołem w Final Four Ligi Mistrzyń (z Naftą Piła w 2000 roku). Prowadził sześć klubów w naszej lidze i jeden w belgijskiej oraz reprezentację w latach 1984-85 (ponownie odpowiada za wyniki drużyny narodowej od 17 stycznia tego roku), ale tylko w grodzie Staszica mógłby liczyć na pomnik za życia, bo zapewnił Nafcie cztery złota i zdobył wielki szacunek wśród pilskich kibiców.

Perfekcyjny esteta

Najdłużej z polskich siatkarek, bo ponad 10 lat, pracuje z Matlakiem kapitan Farmutilu, Agnieszka Kosmatka. - To prawda, że trener czasami kipi jak wulkan, nakrzyczy na nas i zdrowo opieprzy, ale my potem wychodzimy na parkiet i... często wygrywamy. Na meczach są tak duże nerwy, że nikt nie zwraca uwagi na sformułowania. Liczy się tylko to, że nasz opiekun potrafi dotrzeć do każdej z nas w mniej lub bardziej ekspresyjny sposób - przyznaje skrzydłowa wicemistrzyń kraju.

Według niej Matlaka nie należy zmieniać czy cywilizować. - Jeśli są efekty takiego stylu pracy, to nie ma sensu o tym dyskutować. Nie czujemy się poniżone. Na "czasach" traktujemy wypowiedzi trenera jako czynnik motywacyjny. Nie dziwię się, że wymaga od nas profesjonalnego podejścia do zawodu, skoro sam jest perfekcjonistą - dodaje Kosmatka.

Mocną stroną "narodowego" jest porządek i estetyka. - U innych trenerów można ćwiczyć w różnych strojach, u Matlaka nie. Wszystkie zawodniczki muszą mieć te same koszulki, dresy i torby. Trener sam lubi firmowe rzeczy, ale umie też walczyć o to, żeby efektownie wyglądały jego siatkarki - podkreśla Beata Strządała, która przez sześć sezonów pracowała z Matlakiem w Dick Blacku Andrychów i Nafcie Piła.

Jej zdaniem dyktatorski sposób prowadzenia drużyny ma zbawienny wpływ zwłaszcza na młode zawodniczki. - Krzyki trenera wzmacniają ich charakter, choć nie zawsze łatwo się z nimi oswoić. Czasami trzeba było wylać morze łez, ale jak przychodził koniec sezonu, to Matlak potrafił pochwalić, docenić i dowartościować. Wszystkie złe chwile szły w niepamięć, a on sam zdobywał autorytet i uznanie każdej siatkarki - wspomina jedna z jego ulubionych podopiecznych.

Temat wulgaryzmów jeszcze inaczej widzą koledzy Matlaka z branży. - Wszyscy podziwiają jego charyzmę. Warsztatem można mu dorównać, osiągnięciami i charakterem nie. Najbardziej kibicom i trenerom podoba się właśnie kontrowersyjny sposób prowadzenia drużyny. Nie chodzi wcale o mocne słowa, tylko o fakt, że w cudowny sposób przekładają się na grę siatkarek. Dla laika ten hałaśliwy spektakl może być uznany za towarzyskie nieporozumienie, dla znawcy zagadnienia jest kluczem do sukcesu - tłumaczy Wojciech Lalek, były trener Grześków Kalisz i AZS AWF Poznań, który ma być następcą selekcjonera w Farmutilu.

On sam ma czasami wątpliwości, czy Matlak nie przekracza granicy dobrego smaku. - Uważnie słucham jak zachowuje się na "czasach" i niekiedy mam wrażenie, że sprawy wymykają mu się spod kontroli. Po czym mija przerwa i widzę, że ta słowna wojna fantastycznie działa. Wielu chciałoby go naśladować, ale problem w tym, że ten facet jest nie do podrobienia - przyznaje Lalek.

Jak profesor z mistrzynią świata
Apodyktyczny trener w domu nie zmienia się w baranka, ale nie jest też uosobieniem dzikiej natury. - Jestem dużą dziewczyną, nauczyłam się praktycznego zastosowania słowa kompromis i naprawdę nie muszę się bać, że mąż na mnie nakrzyczy. Jurek jest profesorem w swoim zawodzie, a ja jestem mistrzynią świata w rzeczach domowych. Jak trzeba ustępuję, a jak trzeba bronię swojego zdania jak niepodległości. Kto myśli, że w relacjach między nami rządzi arogancja, jest w błędzie. Nie powiem jednak, że wszystko co nas łączy jest idealne, bo nasz dom nie jest muzeum - zauważa Joanna Matlak, która o swoim związku z mężem mówi, że to małżeństwo z odzysku (oboje mają synów z byłymi partnerami).

Jedno z boiskowych zachowań nasz bohater jednak przenosi do prywatnego życia. - Jurek jest perfekcjonistą w każdym calu. Nie myje naczyń byle jak, nie chodzi w brudnych butach i w niewyprasowanych koszulach. Takie są jego żelazne zasady - tłumaczy żona. To ona go wspiera w trudnych chwilach, porażkach na boisku i poza nim. - Bez względu na to, co się dzieje, wychodzę z założenia, że zawsze trzeba rozmawiać. Nie uznaję rozwiązania pod hasłem "jakoś to będzie" - dodaje Joanna Matlak.

Trzy lata temu jej mąż pomyślał jednak, że jakoś to będzie i wsiadł do swojego jaguara, mając 2,1 promila alkoholu we krwi. Przestawił nie tylko swój samochód, ale również auto sąsiada. Z incydentu zrobiła się afera. Matlak stracił prawo jazdy i od tego czasu jeździ taksówkami. Tak jak człowiek z krwi i kości, miewa też więc słabsze chwile.

Szkoda tylko, że wycofał się wtedy z kandydowania na radnego w Pile. Zostałby nim w cuglach...

Piła uzależniona od Matlaka
Myślisz Piła, mówisz Matlak - tak w skrócie można opisać historię sukcesów pilskiego klubu.
Cztery tytuły mistrza Polski, trzy wicemistrza kraju i udział w Final Four Ligi Mistrzyń (w 2000 roku) - te wszystkie osiągnięcia pilanki wywalczyły pod batutą Jerzego Matlaka. Zwolniono go w 2003 roku, bo jak sam twierdzi, działacze nie mogli się pogodzić z tym, że są w jego cieniu. Dwa lata później błagali go o powrót, bo wiedzieli, że jest ich polisą ubezpieczeniową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski