Zemsta Sikorskiego, ostracyzm piłsudczyków... Tajemnicze samobójstwo gen. Wieniawy-Długoszowskiego

Lucjan Strzyga
Wieniawa (drugi z prawej) obok Józefa Becka
Wieniawa (drugi z prawej) obok Józefa Becka Fot. Wikipedia Commons
Tragiczna śmierć byłego adiutanta marszałka Piłsudskiego to nie tylko nierozwikłana dotąd historyczna zagadka.To także jedna z wielu ofiar w długiej wojnie polsko-polskiej - pisze Lucjan Strzyga.

Drugiego lipca 1942 r. polski konsul generalny w Nowym Jorku Sylwin Strakacz wysłał do prezydenta Władysława Raczkiewicza depeszę o następującej treści: "Generał Wieniawa--Długoszowski popełnił samobójstwo. Rozmawiałem z nim telefonicznie na 15 minut przed śmiercią, komunikując mu telegram MSZ w sprawie przydziału samochodu dla poselstwa w Hawanie".

W dalszej części depeszy znajdowała się informacja, że w kieszeni piżamy generała policja znalazła kartkę z zapiskami: "Myśli plączą mi się w głowie i łamią jak zapałki lub słoma. Nie mogę spamiętać najprostszych nazw miejscowości, nazwisk ludzi oraz prostych wypadków z mego życia. Nie czuję się w tych warunkach reprezentować Rząd, gdyż miast pożytku, mógłbym szkodzić sprawie. Zdaję sobie sprawę, że popełniam zbrodnię wobec żony i córki, zostawiając je na pastwę losu i obojętnych ludzi. Proszę Boga o opiekę nad nimi. Boże, zbaw Polskę. B".

Strakacz dopisał od siebie komentarz: "Ta notatka została dołączona do protokołu policyjnego. Zna ją oprócz żony i córki tylko kilka osób związanych tajemnicą. Dostałem zapewnienie, że treść notatki nie będzie opublikowana".

Był chory, tracił pamięć
Tragiczne wiadomości z Nowego Jorku zelektryzowały całą emigrację. Podobnie jak coraz bardziej sensacyjnie brzmiące doniesienia prasowe o kulisach wypadku. Wedle nich 1 lipca 1942 r., tuż po godzinie dziewiątej, na taras domu przy Riverside Drive wyszedł mężczyzna w piżamie. Zbliżył się do barierki, przez chwilę patrzył w niebo, potem ukląkł na gzymsie, przeżegnał się, a potem rzucił się w dół. Na świadkach sprawiał wrażenie całkowicie nieobecnego, być może pogrążonego w modlitwie.

CZYTAJ TAKŻE: Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Wierny adiutant Marszałka, szpieg, lekkoduch i amant

Taksówkarz, obserwujący wydarzenia z przeciwnej strony ulicy, zeznał: "On nie skoczył, po prostu spadał. Tak jakby już nie żył tam, na górze".

Dla Nowojorczyków był to jeszcze jeden tragiczny wypadek, jakich setki zdarza się w wielkiej metropolii. Dla Polaków jednak koniec pewnej epoki, którą Bolesław Wieniawa--Długoszowski, legendarny szwoleżer II RP, przez lata symbolizował. Natychmiast też zaczęły się spekulacje, co do kulis jego samobójstwa. Dla ludzi z otoczenia gen. Władysława Sikorskiego, który sterował wówczas nawą polskiej państwowości, w tym tragicznym wydarzeniu nie było nic dziwnego. Często przytaczany jest zapis z dziennika Karola Estreichera (w tym czasie kierownik Biura Rewindykacji Strat Kulturalnych przy Ministerstwie Prac Kongresowych w Londynie), który dość bezceremonialnie pod adresem zmarłego zanotował: "Był chory, tracił pamięć, starzał się. Wszystkie dawne grzechy i pijatyki, i hulanki wydały owoce na starość. Skoczył oknem. Umarł, jak żył - nieodpowiedzialnie".

Piłsudczycy, od trzech lat całkowicie zmarginalizowani politycznie przez środowisko Sikorskiego, niemal od początku podejrzewali, że samobójstwo Wieniawy ma też drugie dno. Dlaczego - pytano - Wieniawa po prostu nie złożył dymisji z funkcji przyszłego konsula, którą wcześniej przecież przyjął, tylko nagle targnął się na swoje życie? Co znaczyły tajemnicze słowa: "Boże, zbaw Polskę", które, jak się okazało później, dopisane zostały ołówkiem na końcu listu pożegnalnego? Dlaczego zmarły podpisał autograf jedynie literą B., skoro nigdy tego nie robił, a wszelkie dokumenty, nawet osobiste, sygnował zawsze pełnym nazwiskiem? Później wątpliwości zaczęto mnożyć, szczególnie po wojnie, gdy okazało się, że oryginał list Wieniawy w sekretny sposób zniknął z policyjnych archiwów.
Wyjaśnieniu sprawy od początku nie pomagało również osobliwe zachowanie polskich władz. Do dziś nie wiadomo dlaczego, najpierw śmierć byłego adiutanta marszałka Piłsudskiego próbowano ukryć, a następnie dość nieudolnie zmarginalizować. Rozsiewano plotki o jego niepoczytalności, pijaństwach i osobliwym zachowaniu w miejscach publicznych. Ówczesny ambasador Polski w Waszyngtonie Jan Ciechanowski przekazał dziennikarzom news, że do samobójstwa generała doprowadził zapewne fatalny stan zdrowia, który nie pozwalał mu normalnie funkcjonować. Ciechanowski wymigał się jednak od deklaracji, czy to oficjalne stanowisko rządu polskiego, w którym pełnił rolę sekretarza generalnego MSZ.

Natychmiast podniosły się głosy przeciwne. Rok 1942 był czasem wyjątkowo ostrych tarć między zwolennikami Sikorskiego a dawnymi Piłsudczykami. Wacław Jędrzejewicz, kolega Wieniawy jeszcze z czasów Legionów, a w czasie wojny ewidentna ofiara politycznej czystki (otoczenie Sikorskiego nie dopuściło go do służby w armii polskiej, pracował więc jako robotnik w jednej z amerykańskich farm), oświadczył publicznie: "Moim zdaniem jego zabił rząd londyński. Tu nie ma wątpliwości. Ciągle prosił Sikorskiego i prezydenta Raczkiewicza o przydział do wojska. Nie mógł tego znieść. Chciał służyć ojczyźnie". Inni dodawali, że zmarły, mimo 61 lat, cieszył się dobrym zdrowiem, a opinie o tym, wcześniej jakoby wykazywał objawy psychicznego niezrównoważenia, są jedynie wymysłem jego przeciwników.

Poseł w Hawanie
Zwolennicy teorii, że Wieniawa-Długoszowski padł ofiarą zemsty Sikorskiego przez lata przytaczali w polemikach swoje koronne argumenty. Niektórzy badacze - choćby tropiciel historycznych sensacji Dariusz Baliszewski - upierają się nawet przy poglądzie, że Sikorski przyznał się pośrednio do winy w sprawie śmierci Wieniawy. Oto 15 grudnia 1942 r., podczas swojej wizyty w Nowym Jorku, spotkał się on z wdową po generale - Bronisławą Długoszowską. Rozmawiali przez blisko półtorej godziny i według niepotwierdzonych świadectw generał miał w czasie tej rozmowy szczerze kajać się za popełnione czyny. Czy to prawda - trudno ocenić, do dziś bowiem nikt nie poznał treści owej rozmowy. Bronisława Długoszowska, do swojej śmierci w 1953 r., nigdy nie wracała do tego zdarzenia.

Konkretniej wyglądają inne argumenty. Wiadomo było, że jeszcze półtora roku wcześniej Wieniawa snuł przed znajomymi dalekosiężne plany. Pod datą 24 listopada 1940 r. wspomniany tu już Karol Estreicher zanotował: "Bolesław Wieniawa-Długoszowski - pierwszy piłsudczyk i były ambasador w Rzymie jest w Ameryce. Tu wystąpił z pomysłem tworzenia Legii Cudzoziemskiej i z projektu zwierzył się Sikorskiemu. Napisał list w tej sprawie. Odpisał mu sucho Sikorski, że tego rodzaju akcja wprowadziłaby dezorganizację między Polaków amerykańskich i prosił Wieniawę, by zamiaru poniechał". Mniej uprzedzeni do Długoszowskiego niż Estreicher politycy dodawali, że Naczelny Wódz zaproponował jednocześnie Wieniawie "pomniejsze stanowisko" w armii, lecz ten go nie przyjął z uwagi na "własne przedsięwzięcia w przyszłości".

Czy ktoś o tak zdyscyplinowanym wojskowym duchu jak Wieniawa popełnia samobójstwo tylko dlatego, że kiedyś nie mógł dogadać się z politycznym przeciwnikiem? Zwłaszcza że już w kwietniu 1941 r., podczas pierwszej wizyty Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych, doszło do znamiennego spotkania obu generałów. Nie było przy niej obcych, ale z oględnych wypowiedzi obu uczestników wynikało, że Sikorski postanowił powierzyć mu stanowisko przedstawiciela Rzeczypospolitej w Hawanie. Wiadomość Polonia przyjęła z mieszanymi uczuciami. Dla tych, którzy wiedzieli, że Wieniawie marzy się przede wszystkim powrót w szeregi armii, była to jawna kpina z Piłsudczyka, dla innych był to zaś dowód swoistego ocieplenia relacji między nimi. Wedle nich placówka w Hawanie, styk działalności wywiadów wszystkich bez mała państw świata, mogła stać się dla kogoś - jak Wieniawa - obdarzonego niebywałym wręcz talentem do języków (znał ich ponoć siedem), odskocznią od powrotu do wojska.

Późniejsze postępowanie Długoszowskiego wskazuje, że - po pewnych wahaniach - propozycję Naczelnego Wodza przyjął. Jego żona wspominała, że kupował letnie garnitury, szlifował język, studiował hiszpańskie gazety. Na 2 lipca 1942 r. zamówił bilety lotnicze do Hawany. Tak nie zachowuje się ktoś, kto chce targnąć się na swoje życie.
Ofiara czystki Sikorskiego
Dariusz Baliszewski podaje jeszcze jeden argument przeciw zaplanowanemu na zimno samobójstwu generała, rzec by można z gatunku charakterologicznych. Otóż Wieniawa, jako rasowy kawalerzysta, nie wyobrażał sobie innej śmierci niż na polu bitwy.

Dziś brzmi to cokolwiek egzotycznie, ale dla wychowanego na romantycznych tradycjach oficera, prozaiczne samobójstwo w piżamie było po prostu niehonorowe i nie do przyjęcia. Przecież sam prorokował w jednym z wierszy swój koniec: "A potem mnie wysoko złoża na lawecie/ Za trumną stanie biedny sierota mój koń/ I wy mnie szwoleżerzy do grobu zniesiecie/ A piechota w paradzie sprezentuje broń".

Idźmy dalej tokiem tego rozumowania: gdy w 1940 r. Wieniawa dowiedział się o samobójczej śmierci swojego przyjaciela, który wolał odebrać sobie życie, niż pójść do niemieckiej niewoli, powiedział publicznie: "Dobry Bóg daruje ten ciężki grzech tym, co nie mieli innego wyjścia". Jak zanotował we wspomnieniach ks. Walerian Meysztowicz, Długoszowski właśnie samobójstwo uważał za postępek chyba najbardziej naganny moralnie ze wszystkich. Dlaczego zatem sam miałby się go dopuścić i to w sytuacji, która wcale tego nie wymagała?

W grę - jak sugerują niektórzy badacze - wchodzić więc mogło nagłe zniechęcenie do prowadzenia gry z "kliką Sikorszczyków". Wszak dla Wieniawy konflikt z gen. Sikorskim nie był niczym nowym, ciągnął się przynajmniej od 1928 r., kiedy to Piłsudski z premedytacją (inni podejrzewali trudną do opanowania zazdrość o zdolności militarne) odstawił go na boczny tor. Następcy marszałka również darzyli Sikorskiego niechęcią - nawet we wrześniu 1939 r., gdy ten poprosił o przydział do jednostki frontowej, zignorowali jego prośbę. Kilka lat potem Wieniawa znalazł się w dokładnie takim samym położeniu i zapewne zdawał sobie sprawę, co przez lata musiał czuć Sikorski.

A ten od chwili, gdy został naczelnym Wodzem, realizował konsekwentnie swoją antypiłsudczykowską politykę. Obozy dla niewygodnych oficerów (najpierw we francuskim Cerizay, potem na szkockiej wyspie Bute), nieprzejednana polityka personalna, za którą odpowiadał prof. Stanisław Kot, wreszcie niszczenie kultu Marszałka i zerwanie z jego antysowiecką polityką. Stanisław Cat-Mackiewicz wyzłośliwiał się, że nawet słynnych matematyków, którzy złamali szyfry Enigmy, Sikorski kazał w czasie kampanii 1940 r. rozmieścić w różnych francuskich jednostkach, byle tylko nie dotarli do centrum brytyjskiej kryptologii w Bletchley Park. Powód? Uważał ich za zdeklarowanych piłsudczyków.

Jedną z pierwszych ofiar Sikorskiego był właśnie Wieniawa. Gdy 25 września 1939 r. zgodnie z artykułem 24 konstytucji kwietniowej został namaszczony przez Ignacego Mościckiego na prezydenta, Sikorski przy pomocy aliantów i szeroko zakrojonych intryg doprowadził do tego, że już cztery dni decyzja została odwołana. Zamiast Wieniawy prezydentem został Władysław Raczkiewicz. Najwyraźniej o takim politycznym policzku trudno było Wieniawie zapomnieć.

Klina nie przebacza
Jeden z biografów generała Jacek M. Majchrowski podsuwa nam jednak inną hipotezę na temat jego śmierci. Nagłe samobójstwo miało podłoże w ostracyzmie, jakiemu Wieniawa został poddany przez środowisko piłsudczyków, gdy zgodził się na wyjazd na Kubę. Podobnie zresztą twierdziła tuż po jego śmierci Bronisława Długoszowska, przekonana, że samobójstwo męża było bezpośrednim skutkiem presji środowiska piłsudczyków, oburzonych współpracą Wieniawy z Sikorskim. "Ci ludzie nie darowali mu nigdy jego istotnej wyższości, bezinteresowności... Ciągłe dokuczania i ujadania, głupie i podłe insynuacje o zdradzie Marszałka Piłsudskiego".
Dziś trudno nam zrozumieć, w jak trudnej sytuacji znalazł się latem 1942 r. Długoszowski. Można powiedzieć, że był dosłownie ofiarą dwóch zwalczających się politycznych klik. Karol Popiel, przez pewien czas koncesjonowany minister w tzw. trzecim rządzie Sikorskiego, napisał wtedy, że Wieniawa "zgodził się więc służyć rządowi znienawidzonego przez jego przyjaciół Sikorskiego, czego mafia nie mogła mu darować. Obrzydzili życie, zaszczuli i zniszczyli prostolinijnego człowieka i żołnierza". Kto obrzydził, zaszczuł i zniszczył - trzeba wyjaśnić, bowiem nie chodzi tu wcale o ludzi Sikorskiego.

Zupełnie sensacyjnie brzmi bowiem informacja, że w noc poprzedzającą tragiczną śmierć Wieniawę odwiedzili wysokiej rangi piłsudczycy, przed wojną piastujący funkcje ministrów w sanacyjnych rządach: pułkownik Ignacy Matuszewski, major Henryk Floyar-Rajchman i wspomniany już w tym tekście major Wacław Jędrzejewicz. O czym rozmawiali do piątej nad ranem, budząc zaniepokojenie sąsiadów odgłosami gwałtownej kłótni? Czy - jak sugeruje Baliszewski - odbyli rodzaj sądu kapturowego nad generałem. Zapewne wytknięto mu i "zdradę", i "kalanie pamięci marszałka", i szereg innych grzechów. Może właśnie to popchnęło go do desperackiego czynu parę godzin później?

CZYTAJ TAKŻE: Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Wierny adiutant Marszałka, szpieg, lekkoduch i amant

Przytoczmy jeszcze fragment artykułu, który ukazał się 21 lipca 1942 r. w rządowym "Dzienniku Polskim" w Londynie. Po informacji o śmierci generała znalazł się wielce zastanawiający passus: "Ostatnio rozszerzane są pogłoski, jakoby przed śmiercią ś.p. Długoszowskiego mianowanie to (na stanowisko Posła R.P. w Hawanie) zostało cofnięte. Pogłoski te są całkowitym wymysłem i to z widocznie brudnych źródeł". A może wcale wymysłem nie były? Ta krótka gazetowa notka jest dla niektórych dowodem, że gen. Wieniawa-Długoszowski padł ofiarą kolejnej przemyślnej intrygi Sikorszczyków. Najpierw poddano go długiemu okresowi politycznej izolacji, potem zaproponowano mało znaczące stanowisko, aby z kolei w ostatniej chwili rozwiać jego wszelkie złudzenia. Zapewne nigdy się nie dowiemy, czy w ostatniej chwili ktoś nie zatelefonował doń i złośliwie nie poinformował, że rząd RP rezygnuje z jego usług? Dla schorowanego i roztrzęsionego generała mogła to być wiadomość przeważająca szalę.

Ale to tylko przypuszczenia. "Wieniawa nade wszystko był człowiekiem honoru - pisał Antoni Słonimski. - Honor i wierność miały go bowiem doprowadzić do konfliktu o conradowskim tragizmie. Musiał zmienić poglądy i zerwać ze swym środowiskiem, aby pozostając wierny honorowi żołnierza - oddać się pod rozkazy przeciwnikowi Marszałka - generałowi Sikorskiemu. Są konflikty tragiczne, za które płaci się samobójstwem". Wieniawa zapłacił, stając się kolejną ofiarą w niekończącej wojnie polsko-polskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl