Mary Ellen Tyrmand: Bycie konserwatystą w USA nie było łatwe. Lolek był radykalny

Anna J. Dudek
Mary Ellen Fox Tyrmand, wdowa po Leopoldzie Tyrmandzie, z bliźniakami Rebeccą i Matthew
Mary Ellen Fox Tyrmand, wdowa po Leopoldzie Tyrmandzie, z bliźniakami Rebeccą i Matthew Fot. Rodzinne archiwum Tyrmandów
- Tyrmandów było dwóch. Ja nie wiedziałam nic o jego polskim życiu. Nie wiedziałam, że był playboyem. Byłam młoda, on był znanym pisarzem, musiałam ciężko pracować, żeby traktował mnie poważnie - mówi Annie J. Dudek Mary Ellen Tyrmand, żona Leopolda.

Jak to się stało, że musiało minąć tyle lat, żeby przyjechała Pani do kraju męża?
Nigdy mnie nie zapraszano, to po pierwsze, a po drugie, kiedy Lolek umarł, zostałam sama z czteroletnimi bliźniakami. Wszyscy byliśmy w kiepskim stanie, zarówno emocjonalnym, jak i finansowym. Przede wszystkim musiałam się skupić na dzieciach, stworzyć im w miarę normalny dom, przywrócić poczucie bezpieczeństwa. Przeprowadziłam się z powrotem do Nowego Jorku, żyłam bliżej mojej rodziny. Później poznałam innego mężczyznę, zaczęłam prowadzić biznes i moje życie zaczęło się toczyć w zupełnie innym kierunku. Wtedy w ogóle nie podróżowaliśmy, a jeśli już, to były to podróże biznesowe.

Ta podróż ma miejsce tak późno, bo wcześniej mogłaby być zbyt bolesna?
Nie, ale życie toczyło się inaczej. Ból wraca teraz, od momentu, kiedy pojawił się pomysł książki "Tyrmandowie. Romans Amerykański", życie się toczy dalej, nie można żyć przeszłością. Poznałam kogoś innego, staliśmy się partnerami w pracy, później w życiu, byliśmy razem przez 14 lat. Później mój mąż zachorował na raka. Zajmowałam się więc dziećmi, śmiertelnie chorym mężczyzną, z którym spędziłam wiele pięknych lat, rodziną, biznesem... Polska była ostatnią rzeczą, o której myślałam.

To Henryk Dasko ożywił literacką spuściznę Tyrmanda.
Ja żyłam wtedy w Nowym Jorku. Henry upewnił się, że książki Leopolda znowu będą publikowane. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy, jak brat i siostra, i to on sprawił, że literackie dziedzictwo Tyrmanda dosłownie powstało z popiołów. Agata mówi, że kiedy musiał wyjechać z Polski w 1968 roku, wyjechał na Zachód z walizką pełną książek Tyrmanda. Jakieś dwa lata po śmierci Lolka Henry odezwał się do mnie i bardzo się zaprzyjaźniliśmy, jak rodzina. Kiedy zachorował, poznałam Agatę, pojechałam do Toronto. Po śmierci Henry'ego Agata i ja bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Byłyśmy dwiema wdowami, ja nawet dwa razy, i ten ból, i to cierpienie sprawiło, że bardzo się zbliżyłyśmy. Agata jest świetną pisarką, ale nie była wcale zbyt zainteresowana twórczością Tyrmanda. To Henry sprawił, że zaczęła go czytać. To zabawne, bo każdy za nas, Lolek, Agata, Henry i ja, wszyscy jesteśmy jedynakami. Chyba więc w naszej znajomości było tak, że szukaliśmy więzi silniejszych niż przyjaźń, więzi braterskich i siostrzanych. Ja miałam taką przyjaźń z Henrym, później z Agatą. Agata reporterka, Agata pisarka pewnego dnia powiedziała mi, wiesz, a może tu jest artykuł? W tej historii? To było pięć lat temu. Rozmawiałyśmy, ona robiła notatki, coś tam nagrywała, a ja po prostu mówiłam...

Czy potrafiłaby Pani zaufać komukolwiek innemu ze swoją historią?
Nie. Cóż, był taki czas, kiedy niektórzy Polacy nie zachowywali się zbyt uczciwie w kwestii praw autorskich. Niedawno dopiero dowiedziałam się, że w Warszawie odbywa się olimpiada żywcem wzięta ze "Złego"! Gdzie wszyscy biegają po Warszawie. Ja nigdy o tym nie wiedziałam. Wtedy mój syn, który akurat był w związku z polską dziewczyną, widział tę tyrmandiadę na własne oczy. Te rzeczy się zdarzały, ludzie kradli takie rzeczy i mi o tym nie mówili. To miało częściowo coś wspólnego z Barbarą Hoff, która najwyraźniej bryluje w Warszawie, sądząc ciągle, że jest panią Tyrmand, mimo że ich małżeństwo zakończyło się ponad 40 lat temu.

Poznała ją Pani?
Nie. Chciałam, ale ona nie chciała poznać mnie. Agata niejako odziedziczyła mnie po Henrym, obiecała mu, że zajmie się Tyrmandami, i Mary Ellen Tyrmand, i jego spuścizną literacką. I zrobiła to. Ufam jej jak kobieta kobiecie, przyjaciółka przyjaciółce. Listy? Nawet nie wiedziałam, gdzie one są, nie wiedziałam, gdzie zacząć szukać. W pewnym momencie w domu znalazłam zaginione listy, zadzwoniłam do Agaty i krzyczę, że znalazłam, znalazłam zaginione listy. Dla mnie to było zbyt bolesne, dałam je jej. Zaczęła czytać te listy i mówi: Tu jest książka. Ja nie miałam pojęcia, co z tego może być. Jesteśmy przyjaciółkami, Ty interesujesz się Tyrmandem i jego literaturą, bierz, poczytaj, może coś ci się przyda. Ale nie miałam pojęcia, że to będzie książka. Co ja wiem o książkach? Nigdy żadnej nie napisałam. Więc byłam i jestem bardzo zaskoczona, że idę do Empiku, a tam na półce stoi książka o Lolku i o mnie, o naszej miłości i wspólnym życiu. Dałam jej listy, przez dwa lata przysyłała mi pytania e-mailem. Pisałam, pisałam i pisałam i płakałam, płakałam i płakałam. To było bardzo bolesne.

Miała Pani myśli, że to za dużo, że nie da rady?
Nie. Miałam depresję, mój lekarz zapytał wprost: Czy to naprawdę konieczne? Tak, konieczne! Powiedziałam mu. Miałam więc poczucie dyscypliny, kiedy zabrałam się do pisania. Im więcej pisałam, tym łatwiej mi było. Lolka poznałam ponad 40 lat temu, ale wszystko bardzo dokładnie pamiętam. Częściowo zrobiłam to dla Lolka, częściowo dla Matthew, a częściowo dla Polaków, bo chciałam, żeby zobaczyli inną stronę Tyrmanda. Bo Tyrmandów było dwóch. W tej książce ich połączyłyśmy, polskiego Tyrmanda i tego amerykańskiego. W książce chciałyśmy pokazać Tyrmanda jako Amerykanina.

Musiała Pani sobie zdawać sprawę z tego, że stanie się osobą publiczną, zwłaszcza w Polsce.
W tych listach, które znajdują się w książce, nie ma nic, czego musiałabym się wstydzić. Przeciwnie, one są interesujące, nie pokazują żadnego z nas w złym świetle, komentarz jest bardzo szczery. Nie ma minusów.
Te listy są wzruszające, pokazują początkowo bardzo wyrafinowany, intelektualny flirt między dwojgiem ludzi.
Lolek był wyrafinowany, on mnie tego nauczył. Ja pochodzę z bardzo interesującego środowiska, dobrego domu - żadnych pieniędzy, ale muzyka, literatura i dobre maniery. Ale miałam tylko 23 lata, Amerykanka, Europejczycy są zupełnie inni niż Amerykanie, czytałam go w "The New Yorker", bardzo podobało mi się to, co czytałam. W końcu w 1970 r. stwierdziłam, że napiszę list, o tym, jakie wrażenie robi na mnie jego pisarstwo. Nigdy przedtem nie zrobiłam czegoś takiego, nigdy nie napisałam do żadnego z pisarzy, których czytałam i podziwiałam. Lolek był

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl