18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Życie świadków koronnych wcale nie jest usłane różami. Dlaczego decydują się na współpracę?

Dorota Kowalska
Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa, to najbardziej znany świadek koronny, dzięki któremu rozpracowano gang pruszkowski. Wciąż żyje pod ochroną policji
Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa, to najbardziej znany świadek koronny, dzięki któremu rozpracowano gang pruszkowski. Wciąż żyje pod ochroną policji Przemek Świderski/Polskapresse
Decydują się sypać z różnych powodów: z zemsty na byłych kompanach, ze strachu o własne życie, a czasami z nadziei, że uda im się uniknąć kary za swoje własne występki. Ale status świadka koronnego nie załatwia wszystkiego - pisze Dorota Kowalska.

Jarosław Sokołowski, pseudonim "Masa", jest na tej liście zdecydowanie numerem jeden. To najważniejszy, a już na pewno najbardziej znany, świadek korony w Polsce. Wsypał blisko tysiąc przestępców w całej Polsce, jeździ po całym kraju na największe procesy przeciw przestępczości zorganizowanej. I zeznaje. Już kilka lat temu pojawiła się informacja, że mafia wydała na niego wyrok. I nagrodę za jego głowę: okrągły milion dolarów.

O "Masie" wiadomo stosunkowo dużo. Pochodzi z podwarszawskiego Komorowa, ojciec był bokserem warszawskiej Legii. Kiedy Sokołowski miał dwa lata, mężczyzna porzucił rodzinę, a wychowaniem syna zajmowała się matka, pracownica jednej z miejscowych fabryk. W domu się nie przelewało. Młody Sokołowski musiał szybko dorosnąć. Poszedł do technikum samochodowego w Grodzisku Mazowieckim i Zespołu Szkół Budowlanych w Pruszkowie, w międzyczasie zaczął handlować walutą pod miejscowym peweksem. Szybko też dogadał się z ludźmi "Pruszkowa": Brał udział w napadach na tiry przewożące papierosy i legalizacji samochodów pochodzących z kradzieży. Nie był w tej grupie zwykłym żołnierzem.

Kiedy w ramach walki o wpływy gangsterzy z "Pruszkowa" zabili jego przyjaciela Andrzeja Kolikowskiego, ps. Pershing, wiedział już, że jest następny. Ale został aresztowany i za wymuszanie haraczy trafił do zakładu karnego w Wadowicach - to była policyjna gra, która miała z jednej strony uchronić go przed śmiercią, a z drugiej - skłonić do współpracy. Tam dostał cynk, że ludzie z mafii chcą porwać mu dziecko albo zabić żonę. Z zemsty, że nie udało im się go dopaść. Mógł walczyć, mógł pójść na układ z policją. Wybrał to drugie.

Nie wiadomo, gdzie mieszka, wciąż ma ochronę. Trzy lata temu "Puls Biznesu" napisał, że "Masa" inwestuje. Ponoć największe dochody przynoszą mu dwie spółki produkcyjne, w które zainwestował już jako świadek koronny. Jedna wytwarza opakowania z tworzyw sztucznych, druga zajmuje się przetwórstwem rolnym: produkuje pasze dla zwierząt.

Od czasu do czasu "Masa" zgadza się na wywiady, zasłania wówczas twarz kominiarką, tak było w dokumentalnym filmie "Alfabet mafii", spotkał się wówczas z dziennikarzami: Ewą Ornacką i Piotrem Pytlakowskim.

Czasami świadkami koronnymi zostają osoby, które nigdy nie powinny nimi zostać. Bo albo okazuje się, że dokonali ciężkich przestępstw, albo kontynuują przestępczą działalność pod okiem policji

Instytucja świadka koronnego istnieje w Polsce od 1998 roku i to m.in. dzięki niej udało się rozbić w ciągu ostatnich siedmiu lat największe grupy przestępcze w Polsce. Świadek koronny w zamian za nietykalność musi opowiedzieć śledczym o wszystkich przestępstwach, jakich dokonała grupa i w których brał udział. Musi wsypać byłych kolegów i potwierdzić przed sądem to, co zeznał prowadzącym go funkcjonariuszom. I co ważne, nie może zostać koronnym ktoś, kto w swojej bandyckiej działalności dokonał ciężkiego przestępstwa, takiego, jak chociażby zabójstwo. Jakiś czas temu ustawa została znowelizowana. Dzisiaj, aby zostać świadkiem koronnym, należy ujawnić cały posiadany majątek, a sąd rozstrzyga, jaka jego część ulega przepadkowi na rzecz Skarbu Państwa. Więc chętnych na koronnych jakby mniej.

Ci, którzy mimo wszystko decydują się na współpracę ze śledczymi, robią to z najróżniejszych powodów: z zemsty, z obawy o własne życie, z wiary w to, że sami unikną kary.

- Na początku uważałem, że ta instytucja jest bardzo potrzebna, teraz mam mieszane uczucia - przyznaje Piotr Pytlakowski, dziennikarz i publicysta "Polityki". - Bo z jednej strony dzięki świadkom koronnym grupy przestępcze straciły hermetyczność, przestępcy uświadomili sobie, że nawet najbardziej zaufane osoby mogą zdradzić. Wielu z nich dzięki zeznaniom takich świadków udało się postawić przed sądem. Z drugiej strony, zdarzało się, że brano na świadków koronnych osoby, które same powinny odpowiedzieć za swoje czyny przed sądem - dodaje Piotr Pytlakowski.

Jak zauważa Piotr Pytlakowski, swego czasu zapanowała nawet moda na świadków koronnych i każda prokuratura chciała takiego mieć. Świadek koronny to była dla wymiaru sprawiedliwości nobilitacja: na sali sądowej pojawiali się antyterroryści i często rzesze dziennikarzy.
Ale, rzeczywiście, niektórzy świadkowie mocno pomogli wymiarowi sprawiedliwości, taki chociażby Wiesław C., pseudonim Kastor, jedna z najważniejszych osób w groźnym gangu "Krakowiaka". Gangster został świadkiem koronnym i pogrążył swoimi zeznaniami byłych kompanów, bo - jak tłumaczył śledczym - chciał zerwać z przeszłością i rozpocząć nowe życie. Takich "Kastorów" było całkiem sporo. Ale znacznie więcej pisało się o tych świadkach koronnych, którzy nigdy nie powinni uzyskać tego statusu. Bo pomysłowość i poczucie bezkarności niektórych przestępców mogą rzeczywiście zdumiewać.

Złodziej samochodów Jarosław R., pseudonim Szczygieł, dwa lata był świadkiem koronnym, ale status ten stracił w 2005 r., bo pod okiem policjantów w najlepsze dalej kradł samochody. Władysław C., pseudonim Prezes, pogrążył jeden z najgroźniejszych gangów na Śląsku - grupę "Krakowiaka", w której sam aktywnie działał. Już jako świadek koronny "Prezes" założył jednak własną grupę specjalizującą się w porwaniach dla okupu. Żeby było śmieszniej, wpadł dzięki zeznaniom skruszonego gangstera i oczywiście stracił oczywiście status świadka koronnego.

Janusza C., prawą rękę szefa gangu wołomińskiego Jacka K., pseudonim Klepak, i przez pewien czas świadka koronnego, sąd skazał za udział w napadzie na jeden z warszawskich banków, za przekręty finansowe i ujawnianie tajemnic państwowych. Kiedy śledczy zaczęli mu się przyglądać bliżej, okazało się, że w ogóle nie powinien dostać statusu świadka koronnego, bo 13 lat temu zabił kobietę, za co zresztą w efekcie dostał dożywocie.

Ostatnio głośno zrobiło się o Igorze M., pseudonim Patyk. "Patyk" do niedawna był świadkiem koronnym w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały, teraz jest jednym z głównych podejrzanych.

Historia "Patyka" jest historią polskiej przestępczości lat 90., zupełnie różnej niż ta dzisiejsza. Bo choć o gangsterach z Pruszkowa czy Wołomina mówiło się "mafia", to tak naprawdę mafijne powiązania bardziej widać dzisiaj niż w latach świetności grupy "Dziada" czy "Słowika". Ale zostańmy jeszcze przy "Patyku" - niepozornym chłopaku z warszawskiego Mokotowa. Ten złodziej samochodów, król dyskotek, protegowany bossów Pruszkowa, swój pierwszy samochód ukradł w wieku 16 lat, buchnął mazdę sąsiada, którą potem odsprzedał za 1,5 tys. dol. Szybko do złodziejki namówił kolegów z podwórka, ci nie zastanawiali się ani chwili, kusiła ich wielka kasa i przygoda. Kradli zwłaszcza luksusowe wozy, potem odsprzedawali, także gangsterom. Rośli w siłę, mieli pieniądze na kaucje, adwokatów i policjantów, których opłacali. Cały czas na haju, bo ich życie powoli zmieniało się w wielką, niekończącą się imprezę. O ich wyczynach zaczynało być głośno na mieście. Wpisowe do gangu Pruszkowa kosztowało ich ponoć 5 tys. dol., każdy z nich odprowadzał też co miesiąc na rzecz "patrona" 200 dol. i 20 proc. od każdego sprzedanego, ukradzionego auta. To był złoty czas ludzi "Patyka", ale i większych grup przestępczych działających na terenie Polski. Szerzył się terroryzm bandycki, przestępcy czuli się bezkarni, na oczach warszawiaków załatwiali swoje gangsterskie porachunki, a policja zdawała się być bezradna.

Tak było z grupą "Patyka", który kradł na potęgę, potrafił odbić rannego kolegę ze szpitala, a w przerwie wyskoczyć na dyskotekę do Łeby. Jednak czasy, kiedy bossowie świata przestępczego z głowami ogolonymi na łyso paradowali po nadmorskich dyskotekach, szastając plikiem banknotów, minęły szybko i bezpowrotnie. Już na przełomie wieków wszelkie oznaki przynależności do świata mafii w postaci tatutaży czy złotych łańcuchów zawieszonych na szyi były passé. A polscy mafiozi zbliżyli się do modelu gangstera amerykańskiego, który spędza wakacje w swojej rezydencji otoczonej dwumetrowym murem. Zdaniem śledczych to mafia pruszkowska zapoczątkowała w Polsce modę na niepokazywanie się. Zresztą to właśnie ludzie z Pruszkowa i Wołomina najdotkliwiej poczuli na własnej skórze skutki nadmiernego afiszowania się z przynależnością do przestępczego biznesu. Przyszły złe czasy, policja zaczęła bezpardonową walkę z przestępczością zorganizowaną.

Także sytuacja "Patyka" stawała się coraz trudniejsza. Tracił oparcie w "Pruszkowie", którego szefowie sami musieli się ukrywać. W kwietniu 2000 roku Igor M. został zatrzymany za kradzieże na Śląsku. Zeznawał w prokuraturze. Stał się jednym z najważniejszych świadków koronnych polskiej prokuratury, ale świadków koronnych było coraz więcej, sypali swoich dawnych kompanów, a w więziennych celach lądowali kolejni bossowie i ich żołnierze. Tyle tylko, że jak pokazuje historia, także "Patyka", nie wszyscy byli do końca szczerzy ze śledczymi.

Status świadka koronnego nie wszystkim też szczególnie pomógł. W 2002 r. w więzieniu w Iławie zabił się Tomasz P., pseudonim Chory, były świadek koronny, który stracił swój status i trafił ponownie za kraty po popełnieniu kolejnego przestępstwa.

Sześć lat później w celi białostockiego aresztu odebrał sobie z kolei życie Andrzej Ł., pseudonim Gruby. Znów trafił do więzienia, bo choć został świadkiem koronnym, dalej kradł auta. Groziły mu utrata statusu i wieloletnie więzienie.

Ale nawet ci, którzy nie nabroili, nie mają łatwego życia. Ciągła kontrola, która związana jest z ich ochroną, odbiera prywatność. Do tego stres, bo kapusiowi żaden bandyta nie daruje i każdy ze świadków koronnych doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Pozostaje więc strach o siebie i swoje rodziny. No i umówmy się: standard życia nie taki, bo przecież skruszonym bandytom, którzy poszli na współpracę z policją, wiodło się w tamtym starym życiu całkiem dobrze. Pieniądze znacznie łatwiej ukraść niż na nie zapracować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl