Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uprowadzenie Moniki

Marcin Rybak
Zatrzymanie porywaczy wrocławskiej studentki wyglądało jak w hollywoodzkim filmie
Zatrzymanie porywaczy wrocławskiej studentki wyglądało jak w hollywoodzkim filmie Michał Pawlik
"Slava Specnazom, Smiert Terroristom" - napisał w 2005 roku w swoim kalendarzu 19-letni Olek, wrocławski maturzysta. Trzy lata później razem z kolegą Tomkiem porwał dla okupu córkę znanego wrocławskiego biznesmena - pisze nasz dziennikarz, który pierwszy dotarł do akt tej sprawy,

Była trzecia nad ranem, spokojna, wrześniowa noc 2008 roku. Pomiędzy czteropiętrowcami na ul. Partynickiej na wrocławskich Krzykach kręcił się jakiś pijak. Zataczając się, podszedł do stojącego pod numerem 32 mercedesa. W środku siedziało dwóch młodzieńców.
- Chłopaki - zabełkotał - zabierzcie mnie na Biskupin. Proszę!
- Idź w swoją stronę - odburknął pasażer.

Młodzieńcy byli zirytowani pijanym facetem, który nie chciał się odczepić. A im się spieszyło. Zarobili sporą gotówkę i wybierali się do Czech odpocząć po pracy. Już mieli ruszać, kiedy pijak w jednej chwili wytrzeźwiał. Z kieszeni kurtki wyciągnął pistolet i zaczął strzelać do mercedesa.
Zaczęła się akcja wrocławskiego specnazu. Ostatni akt dramatu Moniki S.

1 lipca 2005 zaczyna się okres terminowy, cel plus założenia: masa mięśniowa 115 kg, trening siłowy, techniki walki wręcz, jujitsu, tajski boks.

- Chciałem zostać żołnierzem - powiedział Olek w prokuraturze. Trudno się dziwić. W końcu jego ojciec to emerytowany wojskowy. Odszedł z armii w stopniu majora. Był dopuszczony do największych tajemnic wojska, a nawet NATO. Dziś pracuje w urzędzie.

Olek skończył Elektroniczne Zakłady Naukowe. Zaraz po maturze poszedł na kilka miesięcy do wojska jako pracownik cywilny. Urząd Pracy skierował go na staż do Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego. Zaczął studia w prywatnej szkole biznesu i pracował w firmie komputerowej. Rzucił ją w maju 2008 roku.

Tomek chodził z Olkiem do liceum. Zaraz po maturze zdał na historię sztuki. Po drugim roku studia przerwał. Zaczął naukę w Policealnej Szkole Menedżerskiej. Przez kilka miesięcy pracował w firmie kurierskiej. Wyleciał wiosną 2008 r., po tym, jak ukradł paczkę, zamiast dostarczyć ją do klienta.
10 lutego 2008 r. operacja "Sreberko", 15.15 - wyjazd "Sreberka" kierunek Bielany Wrocławskie, 4 sierpnia - cykl treningowy, 6 sierpnia - koniec cyklu treningowego.

Latem 2007 r. Wrocław oszalał na punkcie najdroższego samochodu świata, który pojawił się na ulicach miasta. Fora internetowe pełne były jego zdjęć, filmów nakręconych telefonem komórkowym, dyskusji, kto i gdzie go widział, rozważań, do kogo należy to cacko.
A należało do wrocławskiego biznesmena, wujka Moniki S. Olek zauważył je w centrum miasta jesienią 2007. Wracał z Tomkiem z kolacji w Pizzy Hut. Wymienili uwagi, że właścicielem musi być ktoś bardzo bogaty.

- Postanowiliśmy porwać go dla okupu - powiedział Olek na przesłuchaniu w prokuraturze.
Kiedy następnym razem zobaczył samochód na ulicy, pojechał za nim aż pod bramy posesji na Ołtaszynie. Zaczęli ją obserwować. Ale auto więcej tam nie przyjechało. Zjawiło się za to srebrne porsche cayman, tańsze, ale nie mniej luksusowe. Siedziała w nim wrocławska studentka, właścicielka domu. To była idealna kandydatka na ofiarę. Olek wymyślił kryptonim przedsięwzięcia: "Operacja Sreberko".
Kto walczy, ten zwycięża, prawdziwy wojownik zawsze zwycięża.

Fragment rozmowy Tomka z Olkiem na gadu-gadu. Lipiec 2008 roku:

Olek: Czeka nas jeszcze tyle pracy. A potem wieczne wakacje.
Tomek: Inwestycje, chaty z basenami, fury.
Olek: Noo. Stary, to będzie życie. Działajmy prędko.
Tomek: Może jakieś laski się znajdą na stałe. Sorry. Zamyśliłem się.
Olek: Oj, zapiszemy się w historii.
Tomek: Terroryści.
Olek: Zorganizowana grupa przestępcza o charakterze zbrojnym, Łysy i Tom Team.

Rozmowa na gadu-gadu z sierpnia 2008 roku:
Olek: Ale mówię ci, jak to nie wyjdzie nam, to jesteśmy skończeni.
Tomek: A załóż chociaż raz, kurwa, że coś ci się uda. Czasem to mam ochotę na bezczelnego wejść.
Olek: Tzn., Tom?
Tomek: Wbić na chatę, za dupę i zażądać okupu i dać kolesiowi w zęby, żeby nas potraktował POWAŻNIE. Tyle że wtedy to by o nas cały kraj usłyszał. Nawet Gwardia Narodowa. A GROM to już na pewno.

Gdy wybije drugi gong, wystarczy, że spojrzysz na wrogów i wiesz, że są wystraszeni na śmierć.

Na początku września byli gotowi finalizować "Operację Sreberko". Obserwowali posesję na Ołtaszynie. Czekali tylko na dogodną okazję. Nadarzyła się 8 września. Tomek około 19.00 zadzwonił do Olka, że porsche cayman podjechało pod dom. W środku była dziewczyna. Tomek w kilkanaście minut był na miejscu.

W tych dniach Monika rzadko odwiedzała swoje mieszkanie. Częściej gościła u ojca. Tak jak jej wujek, znany wrocławski biznesmen. Wieczorem 8 września przyjechała podlać kwiaty. Po chwili wychodziła z domu. Siedziała już za kierownicą porsche, kiedy obok niej zatrzymała się niebieska honda.
- Jakiś chłopak podszedł do mnie, popsikał gazem i zaczął wyciągać z samochodu - zeznawała później. - Krzyczałam, a on wrzucił mnie na tylne siedzenie i usiadł obok mnie.

Około 20.30 do ojca Moniki Romana S. zadzwonił sąsiad, że było włamanie do jej auta, bo stoi na parkingu pod domem z otwartymi drzwiami. Roman S. chwilę później był koło mieszkania córki. Na ziemi zauważył jej buty, w środku torebkę. W krótkim czasie okolica zaroiła się od policjantów. Ekipy techników przeczesywały miejsce zdarzenia. Sporządzono gipsowe odlewy kół jakiegoś auta, znaleziono podejrzaną puszkę po piwie z odciskiem palca, piętnaście niedopałków papierosów, ślad czyjegoś zapachu. Następnego dnia rano Roman S. dostał SMS-a: "Do 15.00 dnia dzisiejszego macie czas, aby spławić policję. Po tym czasie, jeśli dalej będziecie kooperować, będziemy obcinać Monice palce, później całe kończyny".

Tomek i Olek zawieźli dziewczynę do wynajętego wcześniej mieszkania na ul. Partynickiej. Miała oczy zaklejone taśmą. Robili wrażenie, jakby ich było więcej. Wymieniali jakieś pseudonimy. Mówili, że ich szefem jest Niedźwiedź. Że to fenomen, że dopiero teraz porwano kogoś z jej rodziny i że dotąd "uchodziło im na sucho". Olek ostrzegł Monikę, że będą jej obcinać palce, jak ojciec nie zechce współpracować. I że będzie mogła sobie wybrać, czy mają jej obciąć palec u ręki, czy u nogi.
Rosyjskie porzekadło - miarą twojego sukcesu jest ilość twoich wrogów.

Roman S. dostaje kolejne SMS-y. "Dwie godziny zostały, później zrywam kontakt całkowicie. Zrozumiałeś, czy mam ci coś podesłać, żebyś zaczął nas traktować poważnie?". Zaczęły się "negocjacje". Olek zażądał 1,5 miliona złotych. Roman S. powiedział, że jego możliwości to nie więcej jak 700 tysięcy. Olek zgodził się bez wahania. Biznesmen przygotował 690 tysięcy złotych. Sfotografował każdy banknot z okupu. Wieczorem 9 września porywacze pozwolili mu porozmawiać z córką.

"Cześć kochaneczku. Nie przejmuj się. Robię wszystko, żebyś jak najszybciej wyszła" - powiedział jej.
"Ja się strasznie boję, rób wszystko, co oni Ci powiedzą" - usłyszał od Moniki.

Wszystkiemu dyskretnie przyglądali się policjanci. Ich dowódcy zaczęli patrzeć w przyszłość z coraz większym optymizmem. Wiedzieli już, że porywacze to amatorzy. I że popełniają błędy. Najważniejsze było to, żeby zakładniczce nic się nie stało. Porywacze do końca musieli więc być pewni, że to oni kontrolują sytuację.

Ból przemija, chwała jest wieczna.

Wymiana Moniki na pieniądze dokonała się w okolicach centrum handlowego na Bielanach Wrocławskich. Była 2.00 w nocy z 9 na 10 września. Z pieniędzmi przyjechał ojciec Moniki i jego przyjaciel, wspólnik w interesach. Monika i Tomek kilkadziesiąt minut czekali w trawie tuż obok zaparkowanego na poboczu tira. Olek pojechał samochodem do domu swoich rodziców w podwrocławskiej wiosce. Tam zostawił auto, a na Bielany wrócił motorem. Wtedy doszło do przekazania okupu.

Monika niedługo później była w domu cała i zdrowa, a porywacze pojechali motorem do domu Olka. Tam na strychu stał sejf, do którego Olek zapakował okup. Przesiedli się do mercedesa, którego kupił kilka miesięcy wcześniej. Chcieli jechać do Czech na kilkudniowe wakacje, ale Tomek przypomniał sobie, że w mieszkaniu na Partynickiej zostawił kota zamkniętego w szafie. Wrócili go uwolnić. Tu przyczepił się do nich pijak, który w jednej sekundzie wytrzeźwiał i zaczął strzelać do mercedesa.

To był sygnał do ataku dla policyjnej grupy szturmowej. Prowadzący mercedesa Tomek ruszył z piskiem opon, omal nie potrącając otrzeźwionego pijaka. Po chwili za mercedesem pojawił się czerwony golf. Uciekali ulicą Przyjaźni, skręcili w prawo w Karkonoską. Golf kilka razy próbował ich wyprzedzić, ale nie dali się. Kilkaset metrów za stacją BP, przy drodze do Bielan, dwa samochody zajechały drogę mercedesowi. W jednej chwili wokół auta z porywaczami zaroiło się od policyjnych radiowozów - cywilnych i oznakowanych. Usłyszeli warkot silnika policyjnego helikoptera.
Olek: Od razu położyłem się na asfalcie.
Akcja była skończona.

***
Kwiecień 2009 roku. Olek i Tomek siedzą w areszcie i czekają na proces. Kilka tygodni temu zostali oskarżeni o porwanie Moniki oraz dwa napady na banki, których dokonali kilka miesięcy wcześniej.
Olek dostał zgodę sądu na kontynuowanie studiów w szkole biznesu. Tomek z aresztu napisał list do Moniki: Moniko, strasznie żałuję tego, co wraz z Olkiem zrobiliśmy Tobie. Spróbuj nam wybaczyć krzywdę, którą Ci wyrządziliśmy oraz traumę, którą musiałaś przez nas przeżyć. Mam nadzieję, że pozbierasz się psychicznie po tym wszystkim, co przeszłaś. Tomek
Prokurator zatrzymał list w aktach. Nie chciał dodatkowo stresować ofiary przestępstwa.

***
Cytaty pisane kursywą pochodzą z kalendarza Olka zabezpieczonego w aktach prokuratury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska