Ateiści i agnostycy także są przeciw przerywaniu ciąży

Grzegorz Górny, publicysta, redaktor naczelny "Frondy"
fot. materiały prasowe
Łączenie lewicowych przekonań z negatywnym stosunkiem wobec aborcji spotyka się często, nie tylko w Europie.

Do marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego trafił przed tygodniem projekt rezolucji w sprawie moratorium na wykonywanie aborcji. Inicjatywa ta przedstawiana jest często w mediach jako czysto religijna.

Tymczasem nic bardziej mylnego. Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia jest osoba nie- związana z żadną religią, a mianowicie włoski publicysta, redaktor naczelny dziennika "Il Foglio" Giuliano Ferrara.

W grudniu ub.r. Ferrara wysłał apel do sekretarza generalnego ONZ z wnioskiem o wprowadzenie moratorium na wykonywanie aborcji. Wystąpił też z postulatem znowelizowania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przez wniesienie poprawki do artykułu 3. W obecnej formie zapis ten brzmi: "każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swojej osoby".

Zdaniem Ferrary należy doprecyzować, iż chodzi o prawo do życia "od poczęcia do naturalnej śmierci". Włoski dziennikarz nie poprzestał na tym i w czasie ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu założył nawet własne ugrupowanie pod nazwą "Aborcja? Nie, dziękuję".

Dla wielu zaskoczeniem może być fakt, że Ferrara jest osobą niewierzącą, na dodatek często podkreślającą, że jego inicjatywa nie powstała z pobudek religijnych. W przeciętnym odbiorze społecznym spór o aborcję jest bowiem sporem o charakterze wyznaniowym.

Jeśli w mediach występuje jakiś przeciwnik przerywania ciąży, to można być niemal pewnym, że jest on zdeklarowanym ortodoksyjnym chrześcijaninem. Tymczasem to, co dzieje się we Włoszech, wymyka się temu podziałowi.

Niedawno doszło do głośnej kontrowersji między Giuliano Ferrarą a byłą minister zdrowia i minister ds. rodziny w rządzie Romano Prodiego - Rosy Bindi. Ta ostatnia, notabene wice-przewodnicząca Włoskiej Akcji Katolickiej, stwierdziła publicznie, że istnieją dwa rodzaje wolności - wolność do popełnienia aborcji i wolność sumienia lekarzy do odmowy aborcji - i oba są jednakowo ważne. W liście otwartym Ferrara odpowiedział jej: "Nie wiem, czy Pani twierdzenie jest katolickie, wiem natomiast, że nie jest słuszne z punktu widzenia laickiego."

Laickiego publicystę dziwi fakt, że katolicka minister "głosi swobodę popełniania aborcji z lapsusem moralnego zobojętnienia, który w przeciągu ostatnich trzydziestu lat wyniósł do rangi idola wyzwolenia ową zacofaną i niedzisiejszą praktykę zabijania poczętego życia ludzkiego". Ferrara kończy swój list stwierdzeniem: "Ja idę naprzód, a Pani niech sobie poszuka kierownika duchowego."
Dlaczego redaktor "Il Foglio" uważa, że sprzeciw wobec aborcji wynika z wierności ideałom laickim?

Żeby to zrozumieć, należy przypomnieć sobie, na czym oparte zostało ustawodawstwo dopuszczające aborcję w krajach zachodnich. Otóż prawo francuskie (ustawa Veil-Pelletier), niemieckie (paragraf 218), włoskie (ustawa nr 194) czy amerykańskie (wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs. Wade) stwierdza wyraźnie, że płód jest istotą ludzką, jednak w pewnym okresie jego życie zostaje wyjęte spod ochrony prawnej państwa.

Sędzia Sądu Najwyższego Harry Blackman, uzasadniając w 1973 r. wyrok legalizujący aborcję w USA, przyznał, że sędziowie musieli zbilansować dwie racje - prawo dziecka do życia i prawo matki do aborcji - i dlatego wskazali arbitralnie na okres między szesnastym a osiemnastym tygodniem ciąży jako moment, w którym można uśmiercić dziecko w łonie matki bez sankcji karnych.

Laicki humanizm, który reprezentuje Ferrara, opiera się na założeniu, że człowiek ma prawo do życia w każdym okresie bez wyjątku. Jego zdaniem w przypadku aborcji nie można stosować argumentu o konflikcie wartości, jak uczynił to sędzia Blackman, gdyż prawo do życia jako najbardziej podstawowe jest ważniejsze od wszystkich innych praw ludzkich.

Podobnie uważał wybitny włoski myśliciel Norberto Bobbio, deklarujący się publicznie jako osoba niewierząca. Kiedy pytano go, dlaczego podczas referendum w 1981 r. głosował przeciwko legalizacji aborcji, odpowiedział: "Chciałbym zapytać, jakaż to niespodzianka może kryć się w fakcie, że laicki humanista traktuje nakaz "nie zabijaj" jako powszechnie obowiązujący w sensie absolutnym, jako imperatyw kategoryczny. Zdumiewa mnie, że niewierzący chcą pozostawić wierzącym przywilej i honor potwierdzania tego, iż nie wolno zabijać."

Sprzeciw wobec aborcji może wynikać także z wierności ideałom lewicowym, o czym przekonuje przykład Giuliano Amato - ministra spraw wewnętrznych w rządzie Romano Prodiego. Ten socjalistyczny polityk w 1992 r. jako premier Włoch domagał się prawnego zakazu aborcji. Według niego etos lewicy zawsze polegał na stawaniu po stronie wykluczonych, dyskryminowanych i bezbronnych. Dziś najbardziej dyskryminowane i bezbronne są dzieci nienarodzone, gdyż odbiera im się najbardziej podstawowe prawo - prawo do życia.

"Życie jest wartością człowieka fundamentalną. Jeśli będziemy je czynić nadal przedmiotem dyskusyjnej gry, jeśli nie poddamy zasadniczej rewizji tych opinii, wedle których jeden człowiek może kwestionować życie drugiego, wówczas przekreślamy samą podstawę umożliwiającą współżycie między ludźmi, podstawę głębszą jeszcze niż zasada solidarności", przekonywał Amato i dodawał: "To nade wszystko dane czysto racjonalne zmuszają mnie do uznania, iż życie ludzkie - raz ukształtowane - uzyskuje jako takie tytuł do tego, by było samo w sobie respektowane i chronione."

Amato przyznawał, iż traktował zawsze jako osobistą obrazę uwagi krytyków, którzy zarzucali mu, że przyjmuje papieski punkt widzenia. Podkreślał, że zajmuje takie stanowisko jako człowiek świecki, przedstawiciel lewicy, wierny etyce laickiej. Dla niego sprzeciw wobec aborcji to nie nakaz religijny, lecz zakorzeniony w człowieku wyraz respektowania wartości ludzkiego życia. I nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś jest wierzący, czy nie.

Łączenie lewicowych przekonań z negatywnym stosunkiem wobec aborcji jest powszechnie spotykane pośród polityków w Ameryce Południowej. Na przykład prezydent Urugwaju Tabaré Vázquez z socjalistycznej partii Frente Amplio sprzeciwił się rozwiązaniom prawnym legalizującym aborcję. Dodał, że jako lekarz uważa, że zadaniem medycyny jest ratowanie życia, a nie zabijanie. W podobnym duchu wypowiadał się prezydent Ekwadoru Rafael Correa z lewicowej partii Alianza PAIS, dodając, że życie dzieci nienarodzonych musi być chronione przez państwo.

W listopadzie 2006 r. w Chile parlament stosunkiem głosów 61 do 21 odrzucił projekt ustawy znoszącej karalność za aborcję, a socjalistyczny przewodniczący Izby Deputowanych Antonio Leal Labrin nie krył radości z tego powodu. Stwierdził, że legalizacja aborcji byłaby niezgodna z chilijską konstytucją, która gwarantuje prawo do życia. Nawet przywódca nikaraguańskich marksistów Daniel Ortega nazwał aborcję "zwykłym morderstwem" i w grudniu 2006 r. jako prezydent podpisał ustawę bezwarunkowo chroniącą poczęte życie.

Działacze pro-life twierdzą, że olbrzymi wpływ na zahamowanie procederu aborcji miał film dokumentalny "Niemy krzyk" nakręcony w 1985 r. przez amerykańskiego ginekologa Bernarda Nathansona. Lekarz ten, kiedy rozpoczynał swoją kampanię przeciw przerywaniu ciąży, był człowiekiem niewierzącym. To nie cytaty z Biblii czy encyklik papieża uczyniły go przeciwnikiem aborcji, lecz to, co zobaczył na ekranie ultrasonografu. Jak sam podkreśla, przekonały go argumenty naukowe, a nie religijne. Po wynalezieniu USG wielu ginekologów, także dalekich od jakiejkolwiek religii, zrezygnowało z wykonywania aborcji.

Warto w tym kontekście przypomnieć, że najstarszy zachowany kodeks etyki lekarskiej, czyli przysięga Hipokratesa, zawierał bezwzględny zakaz aborcji i eutanazji. Dokument ten powstał ok. 450 r. przed Chrystusem na greckiej wyspie Kos i przez 25 wieków określał istotę i powinności medycyny.

Dopiero w 1949 r. Światowe Stowarzyszenie Lekarzy zastąpiło przysięgę Hipokratesa tzw. deklaracją genewską. Główna zmiana polegała na tym, że wyrzucono następujące słowa: "Nikomu nie dam trucizny, choćby mnie o nią prosił, ani nie będę dawał rad, które mogą śmierć spowodować. Podobnie nie dam kobiecie środka na spędzenie płodu. Zachowam czystość mojego życia i mojej sztuki." Tak więc już w czasach przedchrześcijańskich największe autorytety medyczne starożytnej Grecji uznawały aborcję za czyn niegodny lekarza.

Dziś jednak głosy ateistów, agnostyków czy ludzi lewicy, którzy sprzeciwiają się przerywaniu ciąży, są w debacie publicznej najczęściej przemilczane. Nie wpisują się bowiem w obowiązujący schemat przedstawiania sporu o aborcję. Interesujące wydaje się pytanie, jak doszło do upowszechnienia się owego modelu.

Odpowiedzi udziela wspomniany już dr Bernard Nathanson, niegdyś założyciel i były przewodniczący NARAL - największej amerykańskiej organizacji działającej na rzecz legalizacji aborcji. Ujawnia on, że od samego początku jednym z założeń kampanii proaborcyjnej było przedstawienie sporu o życie jako kwestii nie naukowej, lecz czysto religijnej.

Ważne było też określenie stron konfliktu: przeciwko aborcji mieli opowiadać się chrześcijanie ortodoksyjni, przywiązani do dogmatów swej wiary, a więc nienowocześni, zacofani, obskuranccy.

Natomiast każdy, kto był za aborcją, automatycznie lądował w obozie ludzi światłych, nowoczesnych, otwartych i postępowych. Ten sposób przedstawiania sporu, wykreowany przez NARAL, obowiązuje na Zachodzie do dziś w mediach głównego nurtu.

Od czasu do czasu niektórym znanym osobistościom, których nie sposób przemilczeć, udaje się wymknąć z tego schematu.

Tak było w przypadku znanego włoskiego reżysera Piera Paolo Pasoliniego, człowieka lewicy i zdeklarowanego homoseksualisty. Swego czasu napisał on tekst pt. "O konformizmie postępu - zniszczenie kultu pojedynczego człowieka przez społeczeństwo". Nazwał w nim aborcję moralnym przestępstwem, a jej legalizację - symptomem masowej neurozy i początkiem panowania nowego faszystowskiego społeczeństwa konsumpcyjnego.

Inną tego typu osobistością była zdeklarowana ateistka Oriana Falaci, która napisała kiedyś "List do nienarodzonego dziecka" - książkę zaczynającą się słowami: "Tej nocy wiedziałam, że byłeś. Kropelka życia, która wyrwała się z nicości?"

Gdy umierała na raka i próbowano ją przekonać, że być może mogłyby ją wyleczyć komórki macierzyste pobrane z ludzkich embrionów, odpowiedziała: "Bardzo kocham żyć i chciałabym żyć, jak długo tylko się da. Jestem zakochana w życiu. Ale leczyć moje nowotwory wstrzykiwaniem sobie komórek pochodzących z nigdy nie- narodzonego dziecka wydaje mi się aktem kanibalizmu. To tak jak Medea, która zabija własne dzieci."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl