Seiya Kitano (Pogoń Szczecin)
Ponownie jako pierwszy z Portowców opuścił murawę i to wcale nie bez powodu. Tym razem nie opuścił szatni po przerwie. Wcześniej niewidoczny. Mało aktywny, zaliczył dosłownie kilka kontaktów z piłką. Jego akcje okazywały się bardzo nieśmiałe, z łatwością hamowany przez defensorów gospodarzy. Zastępujący go Spas Delew dał dobra zmianę i po jego wejściu ataki Pogoni znacznie się zintensyfikowały, a w konsekwencji wpadła również wyrównująca bramka.
Petar Brlek (Wisła Kraków)
Pierwsza połowa meczu we Wrocławiu nie należała do najbardziej porywających. Palce maczał w tym właśnie Petar Brlek, który konsekwentnie uśmiercał kolejne akcje Wisły. Łatwo tracił piłki, oddawał je przeciwnikom i sprawiał, że wysiłki partnerów paliły na panewce. Defensywa Śląska okazała się dla niego za silna. Pytanie czy nie pozbawi go kolejnych występów w najbliższym czasie? Kadra Białej Gwiazdy nie należy do wąskich.
Tomas Necid (Legia Warszawa)
Z jego przyjściem do Legii wiązano ogromne nadzieje. Miał być transfer okienka, a na razie jest rozczarowanie. Tak jak można mu wybaczyć jeszcze nieskuteczność naprzeciw Andre Onany, tak w meczu z Ruchem można oczekiwać od niego sporo więcej. Podobnie jak w starciu z Holendrami, również z Niebieskimi jako pierwszy ściągnięty z boiska. Kompletnie nie radził sobie z Michałem Helikiem czy Rafałem Grodzickim. Przegrywał z nimi pojedynki, a zagrożenie stwarzane na bramce Libora Hrdlicki było naprawdę minimalne.
Łukasz Sekulski (Piast Gliwice)
Miał strzelać bramki… ale nie pokonywać własnego golkipera. Niefortunna interwencja i napastnik w pierwszej połowie trafił do własnej siatki. Tym samym otworzył rywalom worek z bramkami. W polu karnym przeciwnika nie był już tak skuteczny – futbolówka po jego strzałach nie zmierzała do bramki Jasmina Buricia, a ze starć z Maciejem Wiluszem czy Lasse Nielsenem nie zawsze wychodził zwycięsko. Po tym co pokazywał podczas sparingów, można było oczekiwać od niego nieco więcej.