Wieprz. Żyją przy zakręcie śmierci. Nie chcą więcej oglądać, jak umiera tutaj człowiek

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Henryk Łysak fotografuje wypadki przed swoim domem i pisze apele o poprawę bezpieczeństwa. Ogrodzenie wiele razy było taranowane przez samochody, pali się tu znicz
Henryk Łysak fotografuje wypadki przed swoim domem i pisze apele o poprawę bezpieczeństwa. Ogrodzenie wiele razy było taranowane przez samochody, pali się tu znicz Bogumił Storch/OSP Wieprz
Mieszkańcy ul. Beskidzkiej apelują do drogowców i policji, by zniwelowano zakręt przy tej drodze i ograniczono na niej prędkość. Podkreślają, że przez to, iż dotąd tego nie zrobiono, oni są mimowolnymi świadkami wypadków, nawet śmiertelnego. Zagrożone są też dzieci z pobliskiej szkoły, chodzące chodnikiem przy feralnym zakręcie.

Dla mieszkańców z tej części Wieprza wypadki to niemal smutna codzienność. Pan Artur stara się nawet żartować, że pod alarmowy nr 112 dzwoni częściej, niż do znajomych, ale tak naprawdę wcale nie jest mu do śmiechu. - Udzielanie pierwszej pomocy opanowałem chyba do perfekcji, chociaż nigdy nie miałem żadnych szkoleń. Mieliśmy już tu tyle wypadków, że człowiek teraz działa automatycznie, jak ratownik medyczny - wzdycha.

Konał na ich oczach

Miejscowi zgodnie powtarzają, że Halina i Henryk Łysakowie mają najgorzej ze wszystkich. Ich dom znajduje się przy ul. Beskidzkiej w Wieprzu, przydrodze wojewódzkiej nr 781 między Andrychowem a Zatorem. Samochód, jeśli nie wyrobi się na sporym zakręcie, jedzie prosto na ich dom.

Działka z domem leży tuż za tym łukiem, nazywanym „zakrętem śmierci”. Łysakom, podobnie jak ich sąsiadowi, tylko w tym roku już dwukrotnie wypadające z drogi na pełnej szybkości pojazdy taranowały ogrodzenie i bramy.

- Nie nadążamy z ich naprawianiem. Dlatego do dzisiaj tu wszystko leży: cegły, deski. Tyle razy już to odbudowywaliśmy, że trudno zliczyć, a każde takie zniszczenie oznacza poważny wypadek - mówi. - Żyjemy jak na bombie. Kiedyś zamiast w płot takie auto może uderzyć w kogoś z nas, jak będziemy stać w ogródku - mówi jego sąsiad.

Najtragiczniejszy wypadek wydarzył się w tym miejscu jesienią ubiegłego roku.

Kierowca ciężarowego MAN-a z naczepą, wyjeżdżając zza zakrętu, utracił panowanie nad pojazdem. Ciężarówka przewróciła się na bok, a kabina ciągnika roztrzaskała się o betonowe ogrodzenie Łysaków i ich sąsiada.

Nieprzytomnego kierowcę trzeba było wydostać ze zmiażdżonej kabiny przy pomocy sprzętu hydraulicznego. Akcja była bardzo skomplikowana i czasochłonna. Gdy udało się go wydobyć i ratownicy przystąpili do reanimacji, było za późno.

- To był Ukrainiec, który niedawno przyjechał do Polski z rodziną i dostał tu pracę. W ogrodzie dla niego, wśród resztek ogrodzenia, pali się teraz cały czas znicz - ociera łzy Halina Łysak.

Od tego czasu doszło w tym samym miejscu jeszcze do kilku bardzo podobnych wypadków.

- Niedawno kierowca osobówki stracił panowanie nad autem, bo akurat było ślisko. Auto zniszczył, cudem przeżył. W ciągu roku takich zdarzeń jest tu kilkanaście. Mówię tylko o tych, które są zgłaszane policji. Jak kogoś obróci na drodze albo walnie w płot, to nawet się tego nie zgłasza, a my już nie mamy siły reagować - przyznaje kolejny z mieszkańców ulicy.

Henryk Łysak twierdzi, że wszystkiemu winien jest feralny zakręt. - Na nic nasze apele o zabezpieczenie tego fragmentu drogi. Moim zdaniem jest źle wyprofilowany. Od pięciu lat piszemy listy do Wojewódzkiego Zarządu Dróg w Krakowie, by coś z tym zrobili, bez efektu. A przez ten czas były wypadki, których być może dałoby się uniknąć, gdyby nie brak reakcji - mówi mężczyzna.

- Może zareagują, gdy zginie dziecko, bo wszystkie auta wypadające zza tego cholernego zakrętu, najpierw wyrzuca z impetem na chodnik, którym chodzą uczniowie. Do tragedii nie trzeba tu wiele - mówi rodzic jednego z uczniów podstawówki.

Mniejszy zakręt i prędkość

Miejscowi domagają się też postawienia tu znaku ograniczenia prędkości do 40 km na godz.

Zarząd Dróg Wojewódzkich obiecuje, że jeszcze w tym roku ten fragment drogi będzie remontowany. Nie ma jednak pewności, że zakręt zostanie inaczej wyprofilowany.

Pomoc mieszkańcom w tej sprawie obiecuje też Urząd Gminy Wieprz.

- Mam nadzieję, że nasze interwencje, przy zaangażowaniu policji i ZDW, przyniosą poprawę bezpieczeństwa - mówi Bartłomiej Westwalewicz, przewodniczący Radu Gminy. - To, że w pobliżu jest szkoła, też powinno być powodem do wprowadzenia zmian na tej drodze - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wieprz. Żyją przy zakręcie śmierci. Nie chcą więcej oglądać, jak umiera tutaj człowiek - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl