Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bomba w filharmonii

Stanisława Dudzik
Kombi w sztokholmskim studiu. Od lewej planie: Waldemar Tkaczyk, Grzegorz Skawiński, Sławomir Łosowski (siedzi) i  Jerzy Piotrowski
Kombi w sztokholmskim studiu. Od lewej planie: Waldemar Tkaczyk, Grzegorz Skawiński, Sławomir Łosowski (siedzi) i Jerzy Piotrowski FOT. archiwum Stanisława Dudzika
Jak w 1982 roku szwedzka bezpieka ochraniała koncert Niemena przed zwolennikami Solidarności - wspomina Stanisław Dudzik

W Szwecji zamieszkałem w połowie lat siedemdziesiątych. Początki nie były łatwe, ale po kilku latach ciężkiej harówki dorobiłem się dużej firmy zajmującej się sprzątaniem. Zatrudniałem około 50 osób - za cichym przyzwoleniem władz i związków zawodowych - głównie Polaków, przyjeżdżających "na saksy".

W tamtych czasach, bez internetu, telewizji satelitarnej, gdzie dodzwonienie się do rodziny w Polsce graniczyło z cudem, właściwie jedynym łącznikiem z krajem była radiowa "jedynka" na długich falach i... moi Polacy, na ogół ludzie wykształceni, kulturalni. Wszystkim nam brakowało żywego kontaktu z polską kulturą, krajowymi artystami. Postanowiłem wypełnić lukę. Myślałem głównie o ściąganiu do Szwecji polskich kabaretów. - Będę się dobrze bawić i przy okazji zarobię - układałem plan w głowie. Mimo iż nie mogłem wtedy swobodnie jeździć do kraju, nawiązałem kontakt ze wszechmocnym Pagartem [agencją koncertową pośredniczącą w zagranicznych kontraktach polskich artystów - red.]. Przy tej okazji los postawił na mojej drodze Jacka Sylwina i Wojtka Korzeniewskiego, rzutkich impresariów, zajmujących się promowaniem odradzającego się rocka. I tak, zamiast Laskowika czy Pietrzaka, oparłem swoją karierę w show-biznesie o zupełnie inny rodzaj wykonawców.

Była jesień 1981 roku, czas Solidarności i wielkiej odwilży. Polska nie schodziła z pierwszych stron szwedzkich gazet. Pomyślałem, że to znakomity moment na lansowanie polskich twórców. Postanowiłem więc zaprosić do Sztokholmu zespół Kombi i nagrać płytę. Szczerze mówiąc, niewiele wiedziałem wtedy o technicznej stronie całego przedsięwzięcia, ale z pomocą szwedzkich kolegów wynająłem studio i jakoś poszło - nagraliśmy singla. Na stronie A oczywiście królujący na polskich listach przebojów "Hotel twoich snów". Dalszy plan był prosty: po wydaniu singla na początku stycznia 1982 miała ruszyć trasa koncertowa, połączona z występami w STV i radiu. Ponieważ fascynacja Polską i Solidarnością była ogromna, uznałem, że polski zespół rockowy na trasie w Szwecji bez wątpienia przyciągnie uwagę tamtejszych mediów.

Bez akcentów antypolskich

No i stało się. 13 grudnia 1981 roku. Stan wojenny! Szok. Wieczorem z centralnego placu w Sztokholmie, Sergel Torg, wyruszył pochód. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi udało się na Karlavägen manifestować pod polską ambasadą. Byłem w tym tłumie - przerażony i jednocześnie wściekły na ekipę Jaruzelskiego. Oczywiście za zło, za zamknięcie granic, internowanie ludzi, za całość!
Kombi czekało w kraju, a ja skontaktowałem się ze szwedzkim Czerwonym Krzyżem i namówiłem ich do zrobienia wielkiej gali na cześć Polski. Pomysł się spodobał. Patronat nad imprezą objęła siostra króla Szwecji Karola Gustawa XVI, Krystyna. Temat zaczynał żyć w mediach. Czołówka szwedzkich artystów wyraziła chęć udziału w tym przedsięwzięciu. Skontaktowałem się z polskim ambasadorem Pawłem Cieśla-rem. Wiedziałem, że jest przyjaźnie nastawiony do Solidarności, za co zresztą został odwołany niedługo po opisanych tu wydarzeniach. W trakcie spotkania zaprosiłem pracowników ambasady na koncert i zasygnalizowałem potrzebę udziału polskich artystów.
Chodziło mi o Kombi. Zapewniłem, że w trakcie gali nie będzie żadnych "antypolskich akcentów". Sam nie wiem, co to miało znaczyć, ale tak powiedziałem. Ambasador kupił pomysł i stał się cud: w lutym 1982 roku na koncert w sztokholmskiej filharmonii dojechało Kombi. Ich rock'n'rollowy repertuar nie za bardzo pasował do popisów operowych diw, między które zostali wtłoczeni, ale uznałem, że szlak został przetarty i postanowiłem nie odpuszczać.

Szwedzka bezpieka zaprasza

Przez zamknięte granice z kraju dochodziło jeszcze mniej wiadomości niż przedtem, ale to i owo do nas docierało. Między innymi sygnały o kolaboracji Czesława Niemena z władzami PRL. Ludzie mówili o wystąpieniu telewizyjnym, w którym Czesław miał poprzeć reżim. Środowisko polonijne żyło tymi plotkami. Znając Czesława, nawet przez chwilę nie wierzyłem w te bzdury. Wywiad dla TVP niekoniecznie musiał być nagrany w stanie wojennym, zaś poglądy Niemena na temat miłości i konieczności wybaczania nikomu z jego otoczenia nie były obce [faktycznie wypowiedź Niemena w "Dzienniku Telewizyjnym" sugerująca, że muzyk popiera wprowadzenie stanu wojennego pochodziła z materiałów archiwalnych i została zmanipulowana - red.].

Tak więc wspólnie z Wojtkiem Korzeniewskim i Jackiem Sylwinem uknuliśmy plan wspólnych koncertów Niemena i Kombi. Koledzy w Polsce walczyli o paszporty, ja zarezerwowałem sale w Sztokholmie i Malmö na majowe terminy. Decyzje w Pagarcie zapadały długo, ale udało się! Zgodnie z obowiązującym prawem zgłosiłem koncerty w szwedzkich urzędach, między innymi na policji, co potraktowałem jako czystą formalność. Tymczasem na kilka dni przed przyjazdem Niemena do Sztokholmu zostałem wezwany do SÄPO, odpowiednika polskiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Takie zaproszenia zwykle podnoszą poziom adrenaliny, a ja zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi. Rozluźniłem się dopiero w trakcie spotkania, kiedy dwóch sympatycznych urzędników zaczęło wypytywać mnie o Niemena. Okazało się bowiem, że któraś z frakcji Solidarności w Szwecji (było ich już wtedy kilka) zgłosiła oficjalny protest przeciw występom Czesława, twierdząc, że on sam stanowi... zagrożenie dla demokracji. Zapowiedzieli falę protestów i wystąpili o zgodę na demonstrację.

Starałem się wytłumaczyć Szwedom, że nic wielkiego się nie zdarzy, ale SÄPO potraktowało sprawę bardzo poważnie. Omówiliśmy szczegółowo plan ochrony Niemena. Od przyjazdu do Sztokholmu zapewniono mu dyskretną obstawę. Niemenowi wspomniałem mimochodem, że jest grupa niezadowolonych i mogą protestować. Przyjął to spokojnie.

Płyty lądują na bruku
W dniu koncertu w moim sztokholmskim biurze odbyła się próba generalna. Jurek Piotrowski rozłożył swoje bębny, Grzesiek Skawiński i Waldek Tkaczyk małe gitarowe "piece", a Sławek Łosowski gdzieś w rogu klawisze. Wydaje mi się, że takiej tremy muzycy nie mieli na żadnym koncercie. Chłopaki, z wyjątkiem Jurka Piotrowskiego, nigdy nie grali z Nieme-nem, ale znali każdy utwór. Grzesiek przyznał, że było to jego marzenie życia. Jeszcze dzisiaj, po 27 latach, słyszę słowa Czesława, jak podtrzymuje ich na duchu, jak tłumaczy, że dadzą radę.

W czasie gdy "dogrywaliśmy" program, wokół filharmonii pojawiła się policja i służby porządkowe. Odgrodzono barierami wejście do budynku, rozstawiono posterunki. Uzbrojeni policjanci z tarczami i psami spokojnie czekali na przyjście pierwszych fanów i na demonstrantów. Przed samym koncertem brygady antyterrorystyczne przeszukały salę. Szukali bomby, bo jakiś kretyn zadzwonił i powiedział, że planowany jest zamach.
Prasa szwedzka przed samym koncertem milczała, jednak akcja policji wokół filharmonii nie została bez echa. Pojawił się tłumek dziennikarzy i fotoreporterów. Czesław i Kombi nie widzieli tych przygotowań, na "sound-check" weszli bocznym wejściem. Byłem bardzo zdenerwowany, koniecznie chciałem zobaczyć, co dzieje się przed budynkiem. Razem z Wojtkiem Korzenie-wskim wyszliśmy na zewnątrz ocenić sytuację. Spojrzeliśmy na demonstrację i obydwaj wybuchnęliśmy śmiechem. Stu policjantów ochraniało około 10 demonstrantów skandujących - "kolaborant" i ostentacyjnie rzucających o trotuar płytami Niemena. Te zresztą natychmiast były zbierane przez kręcących się wokół ludzi, jak się potem okazało szwedzkich dziennikarzy. Publiczność, zupełnie zdezorientowana, przedzierała się przez policyjne blokady, pokazując bilety.

Nie przeszkadzaj innym
Koncert był podzielony na dwa bloki. W pierwszym - Niemen solo, zaś w drugim razem z Kombi w klasycznym repertuarze z lat 60. W trakcie pierwszych minut koncertu kilka osób zaczęło głośno wyrażać swoje niezadowolenie. Zderzyli się jednak ze szwedzkim systemem wartości: "nie przeszkadzaj innym" i ku swojemu zupełnemu zaskoczeniu zostali, jeden po drugim, po kolei wyprowadzeni przez policję z sali. Trwało to kilka minut i nie zakłóciło występu. Niemen został przyjęty entuzjastycznie. Widziałem, jak promieniał ze szczęścia. Po koncercie pojawiła się za kulisami grupa polskich Romów. Niemena czcili jak bóstwo. Pojawili się też szwedzcy dziennikarze, uradowani, że uzupełnili swoją płytotekę o unikatowe płyty Czesława wyrzucone przez demonstrantów.

Na drugi dzień Czesław poprosił mnie o przetłumaczenie artykułów. Prasa odnotowała fakt demonstracji i poruszyła króciutko wątek domniemanej kolaboracji, ale przede wszystkim skupiła się na Niemenie jako artyście. Gorzej było w Malmö. W dniu koncertu największa popołudniówka "Kvälls Posten" umieściła na pierwszej stronie zdjęcie Czesława opatrzone - o ile dobrze pamiętam - ogromnym tytułem "Kolaborant na występach w Szwecji". Jakaś znajoma podrzuciła Niemenowi to wydanie do hotelu. Zadzwonił do mnie i poprosił, żebym do niego zajrzał. Do dziś widzę go, jak leży na łóżku z gazetą na piersiach i płacze. - Stanisław, czego ci ludzie ode mnie chcą i dlaczego mi to robią? Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, prosiłem tylko, żeby się nie przejmował takimi bzdurami.

Nie wiem, na ile wziął sobie do serca tę radę, ale na koncercie był w świetnej formie. Mam dowód - Czesław dał mi prawo do rejestracji występu na wideo. Nie jest to nagranie najwyższej jakości. Po latach "rozjechała" się ścieżka dźwiękowa. Ale z pewnością ma unikatowy charakter - rejestruje drugi, a zarazem ostatni wspólny koncert Czesława Niemena z Kombi.

***

Dzisiaj, z perspektywy czasu, zadaję sobie pytanie, czy z etycznego punktu widzenia dobrze robiłem, organizując w latach 80. występy polskich artystów w Szwecji? Wiem jedno, zapraszając ich - dałem im chwilę wytchnienia, powiew wolności w tych skomplikowanych czasach. Większość z nich bojkotowała publiczne występy, mieli szlaban w TVP. A przecież musieli z czegoś żyć.
Ta historia zmieniła także kolejne dziesięć lat mojego życia. Z dobrze prosperującego właściciela firmy sprzątającej zostałem menedżerem, producentem i jednym z pierwszych Polaków, który przebił się w świecie szwedzkiego show-biznesu.

Powyższy tekst wraz ze wspomnianym archiwalnym filmem z koncertu Niemena i Kombi został złożony na konkurs "Wspomnienia rówieśników rock'n'rolla", gdzie otrzymał jedną z trzech równorzędnych nagród głównych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki