11 lipca mija 75. rocznica mordów na ludności polskiej na Wołyniu. Zapal Znicz Pamięci!

maf
IPN
75 lat temu, 11 lipca 1943 r. bojówki Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojnego ramienia – Ukraińskiej Powstańczej Armii zaatakowały równocześnie w 99 miejscowościach, mordując kilkanaście tysięcy polskich mieszkańców Wołynia. W kolejnych dniach kontynuowano eksterminację polskiej ludności cywilnej.

Ogółem na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej z rąk ukraińskich nacjonalistów poniosło śmierć ok. 130 tysięcy Polaków. W związku z rocznicą „krwawej niedzieli” na Wołyniu Instytut Pamięci Narodowej podejmuje działania, których celem jest wyjaśnianie okoliczności zbrodni przez historyków i prokuratorów, godne upamiętnienie ofiar oraz edukacja na temat tej zbrodni

11 lipca 2018 r. Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie wspólnie z Jednostką Strzelecką 2033 im. gen. Józefa Kustronia w Lubaczowie i Centrum Kultury i Sportu w Cieszanowie wezmą udział w akcji „11 lipca zapal Znicz Pamięci”, której celem jest zapalenie zniczy na grobach pomordowanych przez OUN-UPA w powiecie lubaczowskim. Planowane jest zapalenie zniczy w miejscach kaźni m.in. Rudka, las Bachory oraz na cmentarzach m.in. w Baszni, Brusnie, Cieszanowie, Dąbrowie, Horyńcu, Płazowie, Łukawicy i Wielkich Oczach.


Wojewoda lubelski zawiadomił prokuraturę o porównaniu zbrodni Wołyńskiej do mordu AK na ludności ukraińskiej w Sahryniu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: 11 lipca mija 75. rocznica mordów na ludności polskiej na Wołyniu. Zapal Znicz Pamięci! - Nowiny

Komentarze 27

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

z
zywy uchodzca z Wolynia
W dniu 24.07.2018 o 18:43, Gość napisał:

ale się kaban opisał. i wszystko kłamstwo. a Donbasu nie ma kto bronic 

Prawy Sektor - to przeciez kolejna wersja UPA.

Za czasow KOMUNY na Ukrainie UPA musialo sie ukrywac bo zaraz by im leb ukrecili. Po rozpadzie ZSRR powoli krok po kroku rozpychali sie aby w reszcie skorzystac z zawieruchy niezadowolenia narodu ktora przejeli silowo wymordowujac przywodcow zawieruchy i przejmujac ster i inicjatywe aby zagarnac wladze nad motlochem.

Czesc Banderowcow nie dopchala sie do wladzy po rozruchach do jakich doprowadzili w Kijowie. Chcac ratowac zycie przed konkurencja uciekli do wschodnich terenow nad ktorymi przejeli kontrole.

Odgonili innych aby samemu zagarnac kase i rzadzic motlochem. Nie dalo sie rzadzic cala Ukraina to rzadza choc kawalkiem Ukrainy.

Jedna podlota z UPA, odgonila inna podlote z UPA.

Mało tego, oni traktują Polskę jako przejściowe państwo mające im zapewnić socjal, a później chcą emigrować dalej po jeszcze większy socjal. Zdecydowane nie dla takich praktyk. Do tego dochodzi jeszcze problem przestępczości, handlu narkotykami i ludzkim towarem.

G
Gość
W dniu 20.07.2018 o 00:43, Gość napisał:

4. Apogeum - 100 albo nawet 150 wiosek napadniętych 11 lipca.Mit największy i najważniejszy. Tu nawet wprowadzenie i opis znaczenia tego mitu nie są potrzebne. 100 czy tym bardziej 150 wiosek napadniętych w jednym dniu, niemal jednocześnie – na to potrzeba ogromnych sił. Na to potrzeba ogromnych przygotowań, potrzeba podziału zadań, rozkazów itp. Tutaj wystarczy zapytać choćby pana Grzegorza Motykę... Czy mógłby pan przedstawić dokumenty (jakiekolwiek) polskie, niemieckie, sowieckie czy ukraińskie z tego okresu, w których wymienia sie te 100 wiosek napadniętych 11 lipca 1943 roku? Jeżeli nie, to czy mógłby pan wymienić te wioski samodzielnie, bez odsyłania nas do pracy Siemaszków? Czy którykolwiek polski historyk może je wymienić? Nie! Nikt ich nie wymieni. Co najwyżej powtórzą za Siemaszkami... A na liście Siemaszków są nawet takie wioski jak: „wioska gdzieś w okolicy Porycka - nie ustalona z nazwy” albo „jeden z majątków w powiecie”. Są też wioski,  gdzie liczba zamordowanych to zero, jedna, dwie albo trzy... Jak na „zaplanowane ludobójstwo”, coś tu nie gra. Czystki etniczne, to mordowanie wszystkich mieszkańców jednej narodowości, a nie kilku wybranych ludzi, czy w ogóle nikogo...5. 100 tysięcy ofiar „zbrodni ukraińskich nacjonalistów”.W rzeczywistości ten mit nawet nie jest tak ważny,  jak wymienione wcześniej. 20 tysięcy ofiar, 50 tysięcy ofiar, czy 100 tysięcy ofiar – to zawsze tragedia. Za takimi liczbami kryją się morderstwa, zbrodnie, „odwety”, „prewencje”, jak również ludzie polegli w walce, jak również zlikwidowani za kolaborację… Niewątpliwie duża część ofiar, to ofiary zbrodni. Jedyne co dziś możemy zrobić, to rzetelne i uczciwe policzyć straty – zarówno polskie, jak i ukraińskie. Jednak wszyscy opierają się na pracy Siemaszków – autorów, którzy już na samym początku postawili sobie zadanie osiągnięcia z góry przyjętej liczby ofiar. Już na przełomie lat 80/90 Siemaszko z Turowskim rzucali liczby 300-400 tysięcy ofiar. Już wtedy dążyli do osiągnięcia jak największej liczby. A co najśmieszniejsze, zakładali, że na Wołyniu w każdym powiecie musi być taki sam odsetek ofiar – 20%. Dziś nikt w Polsce nie próbuje niczego weryfikować, sprawdzać. Wiadomo – próba sprawdzania Siemaszków może skończyć się popadnięciem w niełaskę i utratą synekury. Który ZAWODOWY historyk chciałby się narażać? Wszak ZAWODOWY historyk zależny jest od tych, co mu płacą. Bywa, że do ofiar zbrodni nacjonalistów wlicza się nawet ludzi z ukraińskiej wioski, wymordowanej przez Niemców i Polaków. Jako „udokumentowane ofiary zbrodni” liczy się nawet żołnierzy z 1939 roku, którzy zginęli w walce z sowietami. Za wiarygodne uznaje się każde „źródło”, które rzuca wielką okrągłą liczbą 200 albo 600 Polaków zamordowanych w jednej wiosce. Taka okrągła liczba natychmiast zostaje podniesiona do rangi „liczby pewnej”. Po zsumowaniu „liczb pewnych” mnoży się jeszcze sumę przez 2. Więc skąd wzięła sie liczba 100 tysięcy? Do takiej liczby udało się „dociągnąć” w taki sposób, żeby fałszerstwo nie rzucało się w oczy. Pierwotnie miało być 500, 400, 300, 200 tysięcy… Liczba ofiar wciąż malała. W końcu stanęło na 100 tysiącach, choć i to jest liczba mocno „naciągnięta”. Stosuje się metodę zawyżania na kilku poziomach. Najpierw zawyża się poszczególne składniki sumy, a później mnoży się jeszcze całą sumę. Pytanie zasadnicze: kiedy wreszcie rzeczowo, uczciwie, zgodnie z zasadami rzetelnego śledztwa, polska strona zacznie badać konflikt polsko-ukraiński i zbrodnie z tym konfliktem związane? Kiedy wreszcie polscy historycy przestaną drżeć ze strachu przed panią Siemaszko i jej kolegami? Jak więc wygląda obecna „przyjaźń” z Polską? W przyszłym roku ogólnopolska histeria powtórzy się znowu. Znowu dowiemy się o „zbrodni zapomnianej”,  znowu pojawią się skandaliczne wypowiedzi o 100 tysiącach zamordowanych Polaków i kilku tysiącach zabitych „w odwecie” Ukraińców.. Znowu jakiś polski polityk nazwie „ukraińską hucpą” modlitwy za dusze Ukraińców pomordowanych w Sahryniu, w Pawłokomie albo w innej spośród setek miejscowości. Znowu na ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy zostaną wylane wiadra pomyj. Być może pojawią się jakieś nowe mity na miejsce starych – już obalonych? Obalonych mitów zebrało się sporo: zdjęcie –„wianuszek dzieci”,  kilkadziesiąt innych fałszywych zdjęć,  Dywizja Galicja pacyfikująca Powstanie Warszawskie i wiele, wiele innych mitów. Niestety, nowe mity wyrastają jak grzyby po deszczu.  Za rok powtórka z histerii... A tymczasem co? Strategiczne partnerstwo, dobre sąsiedztwo, zgoda i przyjaźń? Nie tędy droga mości panowie, tak już nie przejdzie...Dobrodziej

ale się kaban opisał. i wszystko kłamstwo. a Donbasu nie ma kto bronic 

G
Gość
W dniu 20.07.2018 o 00:43, Gość napisał:

4. Apogeum - 100 albo nawet 150 wiosek napadniętych 11 lipca.Mit największy i najważniejszy. Tu nawet wprowadzenie i opis znaczenia tego mitu nie są potrzebne. 100 czy tym bardziej 150 wiosek napadniętych w jednym dniu, niemal jednocześnie – na to potrzeba ogromnych sił. Na to potrzeba ogromnych przygotowań, potrzeba podziału zadań, rozkazów itp. Tutaj wystarczy zapytać choćby pana Grzegorza Motykę... Czy mógłby pan przedstawić dokumenty (jakiekolwiek) polskie, niemieckie, sowieckie czy ukraińskie z tego okresu, w których wymienia sie te 100 wiosek napadniętych 11 lipca 1943 roku? Jeżeli nie, to czy mógłby pan wymienić te wioski samodzielnie, bez odsyłania nas do pracy Siemaszków? Czy którykolwiek polski historyk może je wymienić? Nie! Nikt ich nie wymieni. Co najwyżej powtórzą za Siemaszkami... A na liście Siemaszków są nawet takie wioski jak: „wioska gdzieś w okolicy Porycka - nie ustalona z nazwy” albo „jeden z majątków w powiecie”. Są też wioski,  gdzie liczba zamordowanych to zero, jedna, dwie albo trzy... Jak na „zaplanowane ludobójstwo”, coś tu nie gra. Czystki etniczne, to mordowanie wszystkich mieszkańców jednej narodowości, a nie kilku wybranych ludzi, czy w ogóle nikogo...5. 100 tysięcy ofiar „zbrodni ukraińskich nacjonalistów”.W rzeczywistości ten mit nawet nie jest tak ważny,  jak wymienione wcześniej. 20 tysięcy ofiar, 50 tysięcy ofiar, czy 100 tysięcy ofiar – to zawsze tragedia. Za takimi liczbami kryją się morderstwa, zbrodnie, „odwety”, „prewencje”, jak również ludzie polegli w walce, jak również zlikwidowani za kolaborację… Niewątpliwie duża część ofiar, to ofiary zbrodni. Jedyne co dziś możemy zrobić, to rzetelne i uczciwe policzyć straty – zarówno polskie, jak i ukraińskie. Jednak wszyscy opierają się na pracy Siemaszków – autorów, którzy już na samym początku postawili sobie zadanie osiągnięcia z góry przyjętej liczby ofiar. Już na przełomie lat 80/90 Siemaszko z Turowskim rzucali liczby 300-400 tysięcy ofiar. Już wtedy dążyli do osiągnięcia jak największej liczby. A co najśmieszniejsze, zakładali, że na Wołyniu w każdym powiecie musi być taki sam odsetek ofiar – 20%. Dziś nikt w Polsce nie próbuje niczego weryfikować, sprawdzać. Wiadomo – próba sprawdzania Siemaszków może skończyć się popadnięciem w niełaskę i utratą synekury. Który ZAWODOWY historyk chciałby się narażać? Wszak ZAWODOWY historyk zależny jest od tych, co mu płacą. Bywa, że do ofiar zbrodni nacjonalistów wlicza się nawet ludzi z ukraińskiej wioski, wymordowanej przez Niemców i Polaków. Jako „udokumentowane ofiary zbrodni” liczy się nawet żołnierzy z 1939 roku, którzy zginęli w walce z sowietami. Za wiarygodne uznaje się każde „źródło”, które rzuca wielką okrągłą liczbą 200 albo 600 Polaków zamordowanych w jednej wiosce. Taka okrągła liczba natychmiast zostaje podniesiona do rangi „liczby pewnej”. Po zsumowaniu „liczb pewnych” mnoży się jeszcze sumę przez 2. Więc skąd wzięła sie liczba 100 tysięcy? Do takiej liczby udało się „dociągnąć” w taki sposób, żeby fałszerstwo nie rzucało się w oczy. Pierwotnie miało być 500, 400, 300, 200 tysięcy… Liczba ofiar wciąż malała. W końcu stanęło na 100 tysiącach, choć i to jest liczba mocno „naciągnięta”. Stosuje się metodę zawyżania na kilku poziomach. Najpierw zawyża się poszczególne składniki sumy, a później mnoży się jeszcze całą sumę. Pytanie zasadnicze: kiedy wreszcie rzeczowo, uczciwie, zgodnie z zasadami rzetelnego śledztwa, polska strona zacznie badać konflikt polsko-ukraiński i zbrodnie z tym konfliktem związane? Kiedy wreszcie polscy historycy przestaną drżeć ze strachu przed panią Siemaszko i jej kolegami? Jak więc wygląda obecna „przyjaźń” z Polską? W przyszłym roku ogólnopolska histeria powtórzy się znowu. Znowu dowiemy się o „zbrodni zapomnianej”,  znowu pojawią się skandaliczne wypowiedzi o 100 tysiącach zamordowanych Polaków i kilku tysiącach zabitych „w odwecie” Ukraińców.. Znowu jakiś polski polityk nazwie „ukraińską hucpą” modlitwy za dusze Ukraińców pomordowanych w Sahryniu, w Pawłokomie albo w innej spośród setek miejscowości. Znowu na ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy zostaną wylane wiadra pomyj. Być może pojawią się jakieś nowe mity na miejsce starych – już obalonych? Obalonych mitów zebrało się sporo: zdjęcie –„wianuszek dzieci”,  kilkadziesiąt innych fałszywych zdjęć,  Dywizja Galicja pacyfikująca Powstanie Warszawskie i wiele, wiele innych mitów. Niestety, nowe mity wyrastają jak grzyby po deszczu.  Za rok powtórka z histerii... A tymczasem co? Strategiczne partnerstwo, dobre sąsiedztwo, zgoda i przyjaźń? Nie tędy droga mości panowie, tak już nie przejdzie...Dobrodziej

ale się kaban opisał. i wszystko kłamstwo. a Donbasu nie ma kto bronic 

k
konrad
W dniu 20.07.2018 o 00:41, Gość napisał:

Mity histeryczneCoroczny atak ogólnonarodowej psychozy w Polsce, znany pod nazwą „11 lipca - zapomniane ludobójstwo”, i tym razem miał typowy przebieg. Jak każdego roku przypominano o „zapomnianych zbrodniach”, jak każdego roku oskarżano Ukraińców o najcięższe zbrodnie. Jak każdego roku dzielono zbrodnie na chwalebne polskie „akcje prewencyjno-odwetowe” i ukraińskie „zaplanowane ludobójstwo”. Jak każdego roku nazwano ukraińskich bohaterów narodowych najokrutniejszymi mordercami, nie dociekając, co się na Wołyniu naprawdę stało, ani jakie były przyczyny i jaki rzeczywisty przebieg wypadków. Jak każdego roku polscy „przyjaciele” i „adwokaci Ukrainy w Europie”, manipulują, oszukują i fałszują historię. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Czy winna jest tylko rosyjska agentura? Wszak antypolska akcja NKWD – akcja rzeczywiście systematyczna i zaplanowana – jest wyraźnie wyciszana przez polskich polityków. Czy ludzie rządzący Polską musieli się cofnąć przed propagandowym naciskiem agentury? Może nie tylko agentura jest winna? Niezależnie od przyczyn, psychozę trzeba leczyć. Może w tym leczeniu pomocne będzie omówienie pięciu mitów, na których oparta jest polska, a w rzeczywistości raczej rosyjska i postkomunistyczna narracja.1. Rozkaz, którego nie było.Nikt nigdy nie widział żadnego rozkazu, który nakazywał by wymordowanie polskiej ludności na Wołyniu. Przed „krwawą niedzielą” strona ukraińska wielokrotnie nawoływała Polaków do zerwania sojuszu z sowietami i do wspólnej walki. Próbowano nawet tworzyć polskie oddziały UPA. Ale polscy historycy wiedzą, że taki rozkaz był, bo musiał być. A jeżeli musiał być, to był. Był i już! Kilkukrotnie obwieszczano, że już jest, że go znaleziono, ...ale tylko obwieszczano, a potem nabierano wody w usta.2. Przed wojną żyliśmy w zgodzie i nagle Ukraińcy namówieni, a nawet zmuszeni przez OUN czy UPA, rozpoczęli rzeź... O przedwojennej „zgodzie” długo by pisać. Polonizacja, pacyfikacje, masowe aresztowania, znęcanie się nad ukraińskimi patriotami, obóz koncentracyjny, niszczenie cerkwi, przymusowe nawracanie na katolicyzm, sielanka i idylla... Powodów do ogromnej nieprzyjaźni, a nawet nienawiści do Polski i Polaków, było dostatecznie dużo, beczka prochu czekała tylko na iskrę. Przejdźmy więc do czasów jeszcze bardziej tragicznych. Polsko-ukraińskie wzajemne rzezie - pomijając mordy na Chełmszczyźnie, dokonywane w 1942 roku na ukraińskiej inteligencji, i sporadyczne ataki na Polaków - pracowników niemieckiej administracji – rozpoczęły się na dobre dopiero po fali dezercji Ukraińców z policji. (Parośla to zbrodnia, której sprawstwo wbrew polskiej wersji wciąż pozostaje niewyjaśnione, a po Parośli upłynął jeszcze miesiąc bez masowych zbrodni). Te rzezie, z początkiem wiosny, rozpoczęli Polacy na służbie u Niemców. Tak jest! Aby tego nie przyznać polscy historycy wprowadzili zasadę, że ofiary tych zbrodni to nie są ofiary Polaków... Żaden „szanujący się” polski historyk - zbrodni w Krasnym Sadzie i dziesiątek innych zbrodni dokonanych przez polskie schutzmannschafty nie uważa za zbrodnie polskie... Polacy są przekonani, że to nie oni, że to Niemcy... Czasem słyszy się nawet z ust „szanującego się” historyka: POLACY SĄ NIEWINNI, BO WYKONYWALI TYLKO ROZKAZY. Darujcie sarkazm! Ukrainiec, któremu w tamtych dniach Polacy wymordowali rodzinę, powinien był już wtedy, już w 1943 roku przeczytać Siemaszków albo Motykę! Wiedziałby wtedy, że zemsty powinien szukać gdzieś pod Berlinem, a nie w polskich wioskach, polujących na Ukraińców i wydających ich Niemcom na śmierć. Podobnie jest, gdy chodzi o czerwonych polskich partyzantów. Jeżeli więc Satanowski czy Sobiesiak (ten ostatni w swoich wspomnieniach chwali sie likwidacją ukraińskich nacjonalistów juz w roku 1942, wspominając o rozstrzelaniu 16 ukraińskich chłopów) mordują w ukraińskich wioskach świadomych narodowo Ukraińców, to ich rodziny powinny były szukać zemsty gdzieś pod Moskwą... Sprytni „historycy” usprawiedliwiają polskie zbrodnie, mówiąc o akcjach „prewencyjnych” i „odwetowych”. Jednak ukraińskie odwety to nie są dla nich „akcje odwetowe”, lecz „zaplanowane ludobójstwo”.3. PreludiumPrzed 11 lipca według polskiej historiografii miały się odbywać pokojowe rozmowy pomiędzy polską delegacja a UPA. Polską stronę reprezentować miał Zygmunt Rumel. W Polsce panuje przekonanie, ze UPA zamordowało Rumla w bestialski sposób - rozerwano go końmi, poćwiartowano i zakopano gdzieś w lesie. Wiedzą o tym wszyscy! Wszak „szanujący się” historycy, z Grzegorzem Motyką na czele, wsparli propagandowo film Smarzowskiego. Wszyscy są przekonani, że UPA tak bestialsko potraktowało człowieka, który na polecenie delegata polskiego rządu przyjechał do nich, proponując porozumienie. To bardzo ważny mit, który zakorzenił się już dawno w polskiej świadomości narodowej. Film „Wołyń” utwierdził Polaków w przekonaniu, że właśnie tak było, bo scena rozerwania końmi polskich delegatów jest tam jedną z najważniejszych. Ale zapytajcie nawet polskich, lecz uczciwych historyków. Odpowiedzą wam, że rozerwanie końmi to mit, bajka , że tak naprawdę nie ma żadnych raportów, żadnych informacji z prasy podziemnej, żadnych wcześnie spisanych wspomnień, żadnych zeznań czy relacji z pierwszej ręki, żadnych dokumentów z tamtych czasów. Tak naprawdę nic nie wiemy o przebiegu wydarzeń. Wiemy tylko, ze Rumel wyjechał na rozmowy i już nie wrócił. Nie wiemy kto i w jakich okolicznościach go zamordował. Hipotez może być kilka... Napiszemy coś, co dla Polaków potrafiących myśleć samodzielnie, co dla Polaków, nie ulegających psychozie będzie impulsem do przemyśleń i zachętą do dalszych badań. Rumel nie jechał na rozmowy z rozkazu Kazimierza Banacha... Kazimierz Banach nic o tych rozmowach nie wiedział! Zapytajcie swoich historyków o ten szczegół! Czemu wszyscy przemilczeli wspomnienia Banacha wydane w latach 60-tych? Zapytajcie ich, dlaczego dopuścili do utrwalenia mitu o „rozerwaniu końmi”? Czyż walka o prawdę, czyż walka z kłamstwem nie jest podstawowym zadaniem historyka?

Może lepiej pojedź do donbasu pilnować ojczyzny, bo Krym na zawsze już rosyjski?
G
Gość
W dniu 20.07.2018 o 00:43, Gość napisał:

4. Apogeum - 100 albo nawet 150 wiosek napadniętych 11 lipca.Mit największy i najważniejszy. Tu nawet wprowadzenie i opis znaczenia tego mitu nie są potrzebne. 100 czy tym bardziej 150 wiosek napadniętych w jednym dniu, niemal jednocześnie – na to potrzeba ogromnych sił. Na to potrzeba ogromnych przygotowań, potrzeba podziału zadań, rozkazów itp. Tutaj wystarczy zapytać choćby pana Grzegorza Motykę... Czy mógłby pan przedstawić dokumenty (jakiekolwiek) polskie, niemieckie, sowieckie czy ukraińskie z tego okresu, w których wymienia sie te 100 wiosek napadniętych 11 lipca 1943 roku? Jeżeli nie, to czy mógłby pan wymienić te wioski samodzielnie, bez odsyłania nas do pracy Siemaszków? Czy którykolwiek polski historyk może je wymienić? Nie! Nikt ich nie wymieni. Co najwyżej powtórzą za Siemaszkami... A na liście Siemaszków są nawet takie wioski jak: „wioska gdzieś w okolicy Porycka - nie ustalona z nazwy” albo „jeden z majątków w powiecie”. Są też wioski,  gdzie liczba zamordowanych to zero, jedna, dwie albo trzy... Jak na „zaplanowane ludobójstwo”, coś tu nie gra. Czystki etniczne, to mordowanie wszystkich mieszkańców jednej narodowości, a nie kilku wybranych ludzi, czy w ogóle nikogo...5. 100 tysięcy ofiar „zbrodni ukraińskich nacjonalistów”.W rzeczywistości ten mit nawet nie jest tak ważny,  jak wymienione wcześniej. 20 tysięcy ofiar, 50 tysięcy ofiar, czy 100 tysięcy ofiar – to zawsze tragedia. Za takimi liczbami kryją się morderstwa, zbrodnie, „odwety”, „prewencje”, jak również ludzie polegli w walce, jak również zlikwidowani za kolaborację… Niewątpliwie duża część ofiar, to ofiary zbrodni. Jedyne co dziś możemy zrobić, to rzetelne i uczciwe policzyć straty – zarówno polskie, jak i ukraińskie. Jednak wszyscy opierają się na pracy Siemaszków – autorów, którzy już na samym początku postawili sobie zadanie osiągnięcia z góry przyjętej liczby ofiar. Już na przełomie lat 80/90 Siemaszko z Turowskim rzucali liczby 300-400 tysięcy ofiar. Już wtedy dążyli do osiągnięcia jak największej liczby. A co najśmieszniejsze, zakładali, że na Wołyniu w każdym powiecie musi być taki sam odsetek ofiar – 20%. Dziś nikt w Polsce nie próbuje niczego weryfikować, sprawdzać. Wiadomo – próba sprawdzania Siemaszków może skończyć się popadnięciem w niełaskę i utratą synekury. Który ZAWODOWY historyk chciałby się narażać? Wszak ZAWODOWY historyk zależny jest od tych, co mu płacą. Bywa, że do ofiar zbrodni nacjonalistów wlicza się nawet ludzi z ukraińskiej wioski, wymordowanej przez Niemców i Polaków. Jako „udokumentowane ofiary zbrodni” liczy się nawet żołnierzy z 1939 roku, którzy zginęli w walce z sowietami. Za wiarygodne uznaje się każde „źródło”, które rzuca wielką okrągłą liczbą 200 albo 600 Polaków zamordowanych w jednej wiosce. Taka okrągła liczba natychmiast zostaje podniesiona do rangi „liczby pewnej”. Po zsumowaniu „liczb pewnych” mnoży się jeszcze sumę przez 2. Więc skąd wzięła sie liczba 100 tysięcy? Do takiej liczby udało się „dociągnąć” w taki sposób, żeby fałszerstwo nie rzucało się w oczy. Pierwotnie miało być 500, 400, 300, 200 tysięcy… Liczba ofiar wciąż malała. W końcu stanęło na 100 tysiącach, choć i to jest liczba mocno „naciągnięta”. Stosuje się metodę zawyżania na kilku poziomach. Najpierw zawyża się poszczególne składniki sumy, a później mnoży się jeszcze całą sumę. Pytanie zasadnicze: kiedy wreszcie rzeczowo, uczciwie, zgodnie z zasadami rzetelnego śledztwa, polska strona zacznie badać konflikt polsko-ukraiński i zbrodnie z tym konfliktem związane? Kiedy wreszcie polscy historycy przestaną drżeć ze strachu przed panią Siemaszko i jej kolegami? Jak więc wygląda obecna „przyjaźń” z Polską? W przyszłym roku ogólnopolska histeria powtórzy się znowu. Znowu dowiemy się o „zbrodni zapomnianej”,  znowu pojawią się skandaliczne wypowiedzi o 100 tysiącach zamordowanych Polaków i kilku tysiącach zabitych „w odwecie” Ukraińców.. Znowu jakiś polski polityk nazwie „ukraińską hucpą” modlitwy za dusze Ukraińców pomordowanych w Sahryniu, w Pawłokomie albo w innej spośród setek miejscowości. Znowu na ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy zostaną wylane wiadra pomyj. Być może pojawią się jakieś nowe mity na miejsce starych – już obalonych? Obalonych mitów zebrało się sporo: zdjęcie –„wianuszek dzieci”,  kilkadziesiąt innych fałszywych zdjęć,  Dywizja Galicja pacyfikująca Powstanie Warszawskie i wiele, wiele innych mitów. Niestety, nowe mity wyrastają jak grzyby po deszczu.  Za rok powtórka z histerii... A tymczasem co? Strategiczne partnerstwo, dobre sąsiedztwo, zgoda i przyjaźń? Nie tędy droga mości panowie, tak już nie przejdzie...Dobrodziej

100/100

G
Gość
W dniu 20.07.2018 o 00:41, Gość napisał:

Mity histeryczne Coroczny atak ogólnonarodowej psychozy w Polsce, znany pod nazwą „11 lipca - zapomniane ludobójstwo”, i tym razem miał typowy przebieg. Jak każdego roku przypominano o „zapomnianych zbrodniach”, jak każdego roku oskarżano Ukraińców o najcięższe zbrodnie. Jak każdego roku dzielono zbrodnie na chwalebne polskie „akcje prewencyjno-odwetowe” i ukraińskie „zaplanowane ludobójstwo”. Jak każdego roku nazwano ukraińskich bohaterów narodowych najokrutniejszymi mordercami, nie dociekając, co się na Wołyniu naprawdę stało, ani jakie były przyczyny i jaki rzeczywisty przebieg wypadków. Jak każdego roku polscy „przyjaciele” i „adwokaci Ukrainy w Europie”, manipulują, oszukują i fałszują historię. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Czy winna jest tylko rosyjska agentura? Wszak antypolska akcja NKWD – akcja rzeczywiście systematyczna i zaplanowana – jest wyraźnie wyciszana przez polskich polityków. Czy ludzie rządzący Polską musieli się cofnąć przed propagandowym naciskiem agentury? Może nie tylko agentura jest winna? Niezależnie od przyczyn, psychozę trzeba leczyć. Może w tym leczeniu pomocne będzie omówienie pięciu mitów, na których oparta jest polska, a w rzeczywistości raczej rosyjska i postkomunistyczna narracja.1. Rozkaz, którego nie było.Nikt nigdy nie widział żadnego rozkazu, który nakazywał by wymordowanie polskiej ludności na Wołyniu. Przed „krwawą niedzielą” strona ukraińska wielokrotnie nawoływała Polaków do zerwania sojuszu z sowietami i do wspólnej walki. Próbowano nawet tworzyć polskie oddziały UPA. Ale polscy historycy wiedzą, że taki rozkaz był, bo musiał być. A jeżeli musiał być, to był. Był i już! Kilkukrotnie obwieszczano, że już jest, że go znaleziono, ...ale tylko obwieszczano, a potem nabierano wody w usta.2. Przed wojną żyliśmy w zgodzie i nagle Ukraińcy namówieni, a nawet zmuszeni przez OUN czy UPA, rozpoczęli rzeź... O przedwojennej „zgodzie” długo by pisać. Polonizacja, pacyfikacje, masowe aresztowania, znęcanie się nad ukraińskimi patriotami, obóz koncentracyjny, niszczenie cerkwi, przymusowe nawracanie na katolicyzm, sielanka i idylla... Powodów do ogromnej nieprzyjaźni, a nawet nienawiści do Polski i Polaków, było dostatecznie dużo, beczka prochu czekała tylko na iskrę. Przejdźmy więc do czasów jeszcze bardziej tragicznych. Polsko-ukraińskie wzajemne rzezie - pomijając mordy na Chełmszczyźnie, dokonywane w 1942 roku na ukraińskiej inteligencji, i sporadyczne ataki na Polaków - pracowników niemieckiej administracji – rozpoczęły się na dobre dopiero po fali dezercji Ukraińców z policji. (Parośla to zbrodnia, której sprawstwo wbrew polskiej wersji wciąż pozostaje niewyjaśnione, a po Parośli upłynął jeszcze miesiąc bez masowych zbrodni). Te rzezie, z początkiem wiosny, rozpoczęli Polacy na służbie u Niemców. Tak jest! Aby tego nie przyznać polscy historycy wprowadzili zasadę, że ofiary tych zbrodni to nie są ofiary Polaków... Żaden „szanujący się” polski historyk - zbrodni w Krasnym Sadzie i dziesiątek innych zbrodni dokonanych przez polskie schutzmannschafty nie uważa za zbrodnie polskie...  Polacy są przekonani, że to nie oni, że to Niemcy... Czasem słyszy się nawet z ust „szanującego się” historyka: POLACY SĄ NIEWINNI, BO WYKONYWALI TYLKO ROZKAZY. Darujcie sarkazm! Ukrainiec, któremu w tamtych dniach Polacy wymordowali rodzinę, powinien był już wtedy, już w 1943 roku przeczytać Siemaszków albo Motykę!  Wiedziałby wtedy, że zemsty powinien szukać gdzieś pod Berlinem, a nie w polskich wioskach, polujących na Ukraińców i wydających ich Niemcom na śmierć. Podobnie jest, gdy chodzi o czerwonych polskich partyzantów. Jeżeli więc Satanowski czy Sobiesiak (ten ostatni w swoich wspomnieniach chwali sie likwidacją ukraińskich nacjonalistów juz w roku 1942, wspominając o rozstrzelaniu 16 ukraińskich chłopów) mordują w ukraińskich wioskach świadomych narodowo Ukraińców, to ich rodziny powinny były szukać zemsty gdzieś pod Moskwą... Sprytni „historycy” usprawiedliwiają polskie zbrodnie, mówiąc o akcjach „prewencyjnych” i „odwetowych”. Jednak ukraińskie odwety to nie są dla nich „akcje odwetowe”, lecz „zaplanowane ludobójstwo”.3. PreludiumPrzed 11 lipca według polskiej historiografii miały się odbywać pokojowe rozmowy pomiędzy polską delegacja a UPA. Polską stronę reprezentować miał Zygmunt Rumel. W Polsce panuje przekonanie, ze UPA zamordowało Rumla w bestialski sposób - rozerwano go końmi, poćwiartowano i zakopano gdzieś w lesie. Wiedzą o tym wszyscy! Wszak „szanujący się” historycy, z Grzegorzem Motyką na czele, wsparli propagandowo film Smarzowskiego. Wszyscy są przekonani, że UPA tak bestialsko potraktowało człowieka, który na polecenie delegata polskiego rządu przyjechał do nich, proponując porozumienie. To bardzo ważny mit, który zakorzenił się już dawno w polskiej świadomości narodowej. Film „Wołyń” utwierdził Polaków w przekonaniu, że właśnie tak było, bo scena rozerwania końmi polskich delegatów jest tam jedną z najważniejszych. Ale zapytajcie nawet polskich, lecz uczciwych historyków. Odpowiedzą wam, że rozerwanie końmi to mit, bajka , że tak naprawdę nie ma żadnych raportów, żadnych informacji z prasy podziemnej, żadnych wcześnie spisanych wspomnień, żadnych zeznań czy relacji z pierwszej ręki, żadnych dokumentów z tamtych czasów. Tak naprawdę nic nie wiemy o przebiegu wydarzeń. Wiemy tylko, ze Rumel wyjechał na rozmowy i już nie wrócił. Nie wiemy kto i w jakich okolicznościach go zamordował. Hipotez może być kilka... Napiszemy coś, co dla Polaków potrafiących myśleć samodzielnie, co dla Polaków, nie ulegających psychozie będzie impulsem do przemyśleń i zachętą do dalszych badań. Rumel nie jechał na rozmowy z rozkazu Kazimierza Banacha... Kazimierz Banach nic o tych rozmowach nie wiedział! Zapytajcie swoich historyków o ten szczegół! Czemu wszyscy przemilczeli wspomnienia Banacha wydane w latach 60-tych? Zapytajcie ich, dlaczego dopuścili do utrwalenia mitu o „rozerwaniu końmi”? Czyż walka o prawdę, czyż walka z kłamstwem nie jest podstawowym zadaniem historyka?   

100/100

G
Gość

4. Apogeum - 100 albo nawet 150 wiosek napadniętych 11 lipca.

Mit największy i najważniejszy. Tu nawet wprowadzenie i opis znaczenia tego mitu nie są potrzebne. 100 czy tym bardziej 150 wiosek napadniętych w jednym dniu, niemal jednocześnie – na to potrzeba ogromnych sił. Na to potrzeba ogromnych przygotowań, potrzeba podziału zadań, rozkazów itp. Tutaj wystarczy zapytać choćby pana Grzegorza Motykę... Czy mógłby pan przedstawić dokumenty (jakiekolwiek) polskie, niemieckie, sowieckie czy ukraińskie z tego okresu, w których wymienia sie te 100 wiosek napadniętych 11 lipca 1943 roku? Jeżeli nie, to czy mógłby pan wymienić te wioski samodzielnie, bez odsyłania nas do pracy Siemaszków? Czy którykolwiek polski historyk może je wymienić? Nie! Nikt ich nie wymieni. Co najwyżej powtórzą za Siemaszkami... A na liście Siemaszków są nawet takie wioski jak: „wioska gdzieś w okolicy Porycka - nie ustalona z nazwy” albo „jeden z majątków w powiecie”. Są też wioski,  gdzie liczba zamordowanych to zero, jedna, dwie albo trzy... Jak na „zaplanowane ludobójstwo”, coś tu nie gra. Czystki etniczne, to mordowanie wszystkich mieszkańców jednej narodowości, a nie kilku wybranych ludzi, czy w ogóle nikogo...

5. 100 tysięcy ofiar „zbrodni ukraińskich nacjonalistów”.

W rzeczywistości ten mit nawet nie jest tak ważny,  jak wymienione wcześniej. 20 tysięcy ofiar, 50 tysięcy ofiar, czy 100 tysięcy ofiar – to zawsze tragedia. Za takimi liczbami kryją się morderstwa, zbrodnie, „odwety”, „prewencje”, jak również ludzie polegli w walce, jak również zlikwidowani za kolaborację… Niewątpliwie duża część ofiar, to ofiary zbrodni. Jedyne co dziś możemy zrobić, to rzetelne i uczciwe policzyć straty – zarówno polskie, jak i ukraińskie. Jednak wszyscy opierają się na pracy Siemaszków – autorów, którzy już na samym początku postawili sobie zadanie osiągnięcia z góry przyjętej liczby ofiar. Już na przełomie lat 80/90 Siemaszko z Turowskim rzucali liczby 300-400 tysięcy ofiar. Już wtedy dążyli do osiągnięcia jak największej liczby. A co najśmieszniejsze, zakładali, że na Wołyniu w każdym powiecie musi być taki sam odsetek ofiar – 20%. Dziś nikt w Polsce nie próbuje niczego weryfikować, sprawdzać. Wiadomo – próba sprawdzania Siemaszków może skończyć się popadnięciem w niełaskę i utratą synekury. Który ZAWODOWY historyk chciałby się narażać? Wszak ZAWODOWY historyk zależny jest od tych, co mu płacą. Bywa, że do ofiar zbrodni nacjonalistów wlicza się nawet ludzi z ukraińskiej wioski, wymordowanej przez Niemców i Polaków. Jako „udokumentowane ofiary zbrodni” liczy się nawet żołnierzy z 1939 roku, którzy zginęli w walce z sowietami. Za wiarygodne uznaje się każde „źródło”, które rzuca wielką okrągłą liczbą 200 albo 600 Polaków zamordowanych w jednej wiosce. Taka okrągła liczba natychmiast zostaje podniesiona do rangi „liczby pewnej”. Po zsumowaniu „liczb pewnych” mnoży się jeszcze sumę przez 2. Więc skąd wzięła sie liczba 100 tysięcy? Do takiej liczby udało się „dociągnąć” w taki sposób, żeby fałszerstwo nie rzucało się w oczy. Pierwotnie miało być 500, 400, 300, 200 tysięcy… Liczba ofiar wciąż malała. W końcu stanęło na 100 tysiącach, choć i to jest liczba mocno „naciągnięta”. Stosuje się metodę zawyżania na kilku poziomach. Najpierw zawyża się poszczególne składniki sumy, a później mnoży się jeszcze całą sumę. Pytanie zasadnicze: kiedy wreszcie rzeczowo, uczciwie, zgodnie z zasadami rzetelnego śledztwa, polska strona zacznie badać konflikt polsko-ukraiński i zbrodnie z tym konfliktem związane? Kiedy wreszcie polscy historycy przestaną drżeć ze strachu przed panią Siemaszko i jej kolegami? Jak więc wygląda obecna „przyjaźń” z Polską? W przyszłym roku ogólnopolska histeria powtórzy się znowu. Znowu dowiemy się o „zbrodni zapomnianej”,  znowu pojawią się skandaliczne wypowiedzi o 100 tysiącach zamordowanych Polaków i kilku tysiącach zabitych „w odwecie” Ukraińców.. Znowu jakiś polski polityk nazwie „ukraińską hucpą” modlitwy za dusze Ukraińców pomordowanych w Sahryniu, w Pawłokomie albo w innej spośród setek miejscowości. Znowu na ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy zostaną wylane wiadra pomyj. Być może pojawią się jakieś nowe mity na miejsce starych – już obalonych? Obalonych mitów zebrało się sporo: zdjęcie –„wianuszek dzieci”,  kilkadziesiąt innych fałszywych zdjęć,  Dywizja Galicja pacyfikująca Powstanie Warszawskie i wiele, wiele innych mitów. Niestety, nowe mity wyrastają jak grzyby po deszczu.  Za rok powtórka z histerii... A tymczasem co? Strategiczne partnerstwo, dobre sąsiedztwo, zgoda i przyjaźń?

Nie tędy droga mości panowie, tak już nie przejdzie...

Dobrodziej

G
Gość

Mity histeryczne

 

Coroczny atak ogólnonarodowej psychozy w Polsce, znany pod nazwą „11 lipca - zapomniane ludobójstwo”, i tym razem miał typowy przebieg. Jak każdego roku przypominano o „zapomnianych zbrodniach”, jak każdego roku oskarżano Ukraińców o najcięższe zbrodnie. Jak każdego roku dzielono zbrodnie na chwalebne polskie „akcje prewencyjno-odwetowe” i ukraińskie „zaplanowane ludobójstwo”. Jak każdego roku nazwano ukraińskich bohaterów narodowych najokrutniejszymi mordercami, nie dociekając, co się na Wołyniu naprawdę stało, ani jakie były przyczyny i jaki rzeczywisty przebieg wypadków. Jak każdego roku polscy „przyjaciele” i „adwokaci Ukrainy w Europie”, manipulują, oszukują i fałszują historię. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Czy winna jest tylko rosyjska agentura? Wszak antypolska akcja NKWD – akcja rzeczywiście systematyczna i zaplanowana – jest wyraźnie wyciszana przez polskich polityków. Czy ludzie rządzący Polską musieli się cofnąć przed propagandowym naciskiem agentury? Może nie tylko agentura jest winna? Niezależnie od przyczyn, psychozę trzeba leczyć. Może w tym leczeniu pomocne będzie omówienie pięciu mitów, na których oparta jest polska, a w rzeczywistości raczej rosyjska i postkomunistyczna narracja.

1. Rozkaz, którego nie było.

Nikt nigdy nie widział żadnego rozkazu, który nakazywał by wymordowanie polskiej ludności na Wołyniu. Przed „krwawą niedzielą” strona ukraińska wielokrotnie nawoływała Polaków do zerwania sojuszu z sowietami i do wspólnej walki. Próbowano nawet tworzyć polskie oddziały UPA. Ale polscy historycy wiedzą, że taki rozkaz był, bo musiał być. A jeżeli musiał być, to był. Był i już! Kilkukrotnie obwieszczano, że już jest, że go znaleziono, ...ale tylko obwieszczano, a potem nabierano wody w usta.

2. Przed wojną żyliśmy w zgodzie i nagle Ukraińcy namówieni, a nawet zmuszeni przez OUN czy UPA, rozpoczęli rzeź... O przedwojennej „zgodzie” długo by pisać. Polonizacja, pacyfikacje, masowe aresztowania, znęcanie się nad ukraińskimi patriotami, obóz koncentracyjny, niszczenie cerkwi, przymusowe nawracanie na katolicyzm, sielanka i idylla... Powodów do ogromnej nieprzyjaźni, a nawet nienawiści do Polski i Polaków, było dostatecznie dużo, beczka prochu czekała tylko na iskrę.

Przejdźmy więc do czasów jeszcze bardziej tragicznych. Polsko-ukraińskie wzajemne rzezie - pomijając mordy na Chełmszczyźnie, dokonywane w 1942 roku na ukraińskiej inteligencji, i sporadyczne ataki na Polaków - pracowników niemieckiej administracji – rozpoczęły się na dobre dopiero po fali dezercji Ukraińców z policji. (Parośla to zbrodnia, której sprawstwo wbrew polskiej wersji wciąż pozostaje niewyjaśnione, a po Parośli upłynął jeszcze miesiąc bez masowych zbrodni). Te rzezie, z początkiem wiosny, rozpoczęli Polacy na służbie u Niemców. Tak jest! Aby tego nie przyznać polscy historycy wprowadzili zasadę, że ofiary tych zbrodni to nie są ofiary Polaków... Żaden „szanujący się” polski historyk - zbrodni w Krasnym Sadzie i dziesiątek innych zbrodni dokonanych przez polskie schutzmannschafty nie uważa za zbrodnie polskie...

 

Polacy są przekonani, że to nie oni, że to Niemcy... Czasem słyszy się nawet z ust „szanującego się” historyka: POLACY SĄ NIEWINNI, BO WYKONYWALI TYLKO ROZKAZY. Darujcie sarkazm! Ukrainiec, któremu w tamtych dniach Polacy wymordowali rodzinę, powinien był już wtedy, już w 1943 roku przeczytać Siemaszków albo Motykę!  Wiedziałby wtedy, że zemsty powinien szukać gdzieś pod Berlinem, a nie w polskich wioskach, polujących na Ukraińców i wydających ich Niemcom na śmierć. Podobnie jest, gdy chodzi o czerwonych polskich partyzantów. Jeżeli więc Satanowski czy Sobiesiak (ten ostatni w swoich wspomnieniach chwali sie likwidacją ukraińskich nacjonalistów juz w roku 1942, wspominając o rozstrzelaniu 16 ukraińskich chłopów) mordują w ukraińskich wioskach świadomych narodowo Ukraińców, to ich rodziny powinny były szukać zemsty gdzieś pod Moskwą... Sprytni „historycy” usprawiedliwiają polskie zbrodnie, mówiąc o akcjach „prewencyjnych” i „odwetowych”. Jednak ukraińskie odwety to nie są dla nich „akcje odwetowe”, lecz „zaplanowane ludobójstwo”.

3. Preludium

Przed 11 lipca według polskiej historiografii miały się odbywać pokojowe rozmowy pomiędzy polską delegacja a UPA. Polską stronę reprezentować miał Zygmunt Rumel. W Polsce panuje przekonanie, ze UPA zamordowało Rumla w bestialski sposób - rozerwano go końmi, poćwiartowano i zakopano gdzieś w lesie. Wiedzą o tym wszyscy! Wszak „szanujący się” historycy, z Grzegorzem Motyką na czele, wsparli propagandowo film Smarzowskiego. Wszyscy są przekonani, że UPA tak bestialsko potraktowało człowieka, który na polecenie delegata polskiego rządu przyjechał do nich, proponując porozumienie. To bardzo ważny mit, który zakorzenił się już dawno w polskiej świadomości narodowej. Film „Wołyń” utwierdził Polaków w przekonaniu, że właśnie tak było, bo scena rozerwania końmi polskich delegatów jest tam jedną z najważniejszych. Ale zapytajcie nawet polskich, lecz uczciwych historyków. Odpowiedzą wam, że rozerwanie końmi to mit, bajka , że tak naprawdę nie ma żadnych raportów, żadnych informacji z prasy podziemnej, żadnych wcześnie spisanych wspomnień, żadnych zeznań czy relacji z pierwszej ręki, żadnych dokumentów z tamtych czasów. Tak naprawdę nic nie wiemy o przebiegu wydarzeń. Wiemy tylko, ze Rumel wyjechał na rozmowy i już nie wrócił. Nie wiemy kto i w jakich okolicznościach go zamordował. Hipotez może być kilka... Napiszemy coś, co dla Polaków potrafiących myśleć samodzielnie, co dla Polaków, nie ulegających psychozie będzie impulsem do przemyśleń i zachętą do dalszych badań. Rumel nie jechał na rozmowy z rozkazu Kazimierza Banacha... Kazimierz Banach nic o tych rozmowach nie wiedział! Zapytajcie swoich historyków o ten szczegół! Czemu wszyscy przemilczeli wspomnienia Banacha wydane w latach 60-tych? Zapytajcie ich, dlaczego dopuścili do utrwalenia mitu o „rozerwaniu końmi”? Czyż walka o prawdę, czyż walka z kłamstwem nie jest podstawowym zadaniem historyka?

 
G
Gość
W dniu 16.07.2018 o 10:10, bloger napisał:

sluchaj mądralo,Ferenc nie musi nic w Rzeszowie fundować polskim studentom .Istnieje miejski ustawowy bilet ulgowy ,wynikający z USTAWY o szkolnictwie wyższym,a cena jego ,to zawsze 50% biletu normalnego

słuchaj mądralo,oprócz należności ustawowych około 60 miast i miasteczek w Polsce przyznało dodatkowe ulgi dla wybranych grup społecznych lub dla mieszkańców. Rada miasta Rzeszowa chcąc zachęcić młodzież do studiowania w naszym grodzie innowacji podejmuje działania do tego szczytnego celu zmierzające. Skoro prezydent Ferenc jest otwarty na te pomysły,nie ma sensu mu przeszkadzać.

b
bloger
W dniu 12.07.2018 o 09:04, Gość napisał:

Skoro nie potrafisz myśleć jest to wada niekoniecznie przez ciebie zawiniona. Taki defekt nie bardzo się daje leczyć. Ale możesz posłuchać mądrych ludzi,może cokolwiek zrozumiesz. Otóż pan Ferenc nie ma uprawnień aby komukolwiek cokolwiek fundować z budżetu miejskiego. Naszym studentom,którzy uczą się poza granicami  tamtejsze rady miast /siedziby uczelni/ fundują darmowe /zależnie od miasta/ albo ulgowe przejazdy. Zachowujemy się więc jak cywilizowane  miasto....z drobnymi wyjątkami..

sluchaj mądralo,Ferenc nie musi nic w Rzeszowie fundować polskim studentom .Istnieje miejski ustawowy bilet ulgowy ,wynikający z USTAWY o szkolnictwie wyższym,a cena jego ,to zawsze 50% biletu normalnego

P
PiS daje Ukraińcom kasę
Plantatorzy na Wołyniu dostaną z Polski sadzonki i wiedzę, jak uprawiać ekologiczne maliny. - To jest patologia państwa polskiego, jak można wspierać konkurencję? - grzmią polscy rolnicy i interweniują w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Na Ukrainę trafi 70 tys. polskich sadzonek malin. Do rolników z obwodu wołyńskiego pojadą też polscy eksperci, którzy nauczą sąsiadów ze Wschodu, jak uprawiać maliny.
e
ela

Uczennica polskiego LO 2kl  same 1 i 2, jest  z Ukrainy, z uśmiechem wyjeżdża na Ukrainę,po roku zostaje studentką na UJ  w Krakowie /  fakt autentyczny/ 

 

G
Gość
W dniu 12.07.2018 o 09:04, Gość napisał:

Skoro nie potrafisz myśleć jest to wada niekoniecznie przez ciebie zawiniona. Taki defekt nie bardzo się daje leczyć. Ale możesz posłuchać mądrych ludzi,może cokolwiek zrozumiesz. Otóż pan Ferenc nie ma uprawnień aby komukolwiek cokolwiek fundować z budżetu miejskiego. Naszym studentom,którzy uczą się poza granicami  tamtejsze rady miast /siedziby uczelni/ fundują darmowe /zależnie od miasta/ albo ulgowe przejazdy. Zachowujemy się więc jak cywilizowane  miasto....z drobnymi wyjątkami..

POKAŻ MI JEDNEGO POLSKIEGO STUDENTA, KTÓRY NIE PŁACI ZA BILETY. NIE WAŻNE CZY NORMALNE CZY ULGOWE.

G
Gość
W dniu 11.07.2018 o 22:32, Gość napisał:

a Ferenc chciał banderowcom jeszcze bilety ufundować darmowe. jak spotkacie takiego "studenta" w koszulce z mordą zbrodniarza bandery od razu takiego do korczowej lub medyki, kop w d u p e i won na front walczyć z uzbrojonym przeciwnikiem. najlepiej wam banderowcy wychodzi mordować bezbronne kobiety i dzieci.

Skoro nie potrafisz myśleć jest to wada niekoniecznie przez ciebie zawiniona. Taki defekt nie bardzo się daje leczyć. Ale możesz posłuchać mądrych ludzi,może cokolwiek zrozumiesz. Otóż pan Ferenc nie ma uprawnień aby komukolwiek cokolwiek fundować z budżetu miejskiego. Naszym studentom,którzy uczą się poza granicami  tamtejsze rady miast /siedziby uczelni/ fundują darmowe /zależnie od miasta/ albo ulgowe przejazdy. Zachowujemy się więc jak cywilizowane  miasto....z drobnymi wyjątkami.

.

G
Galicjok

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 1997 r. Nr 78, poz. 483)
Art. 13.
Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Czy czlonkowie Rzadu i Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej lamia KONSTYTUCJE Rzeczypospolitej nawiazujac kontakty z parlamentarzystami Ukrainy ktora PROPAGUJE UPA. UPA jest organizacja FASZYSTOWSKA uznana poprzez Organizacje Narodow Zjednoczonych jako ZBRODNICZA ?
Dlaczego TRYBUNAL KONSTYTUCYJNY w Polsce pozwala na takie lamanie KONSTYTUCJI.

Wróć na i.pl Portal i.pl